Mord na idei samorządu

„Co by tu jeszcze, panowie! – co by tu jeszcze spieprzyć?!” Jak bardzo aktualne jest dzisiaj to epickie pytanie Wojciecha Młynarskiego.

Prawo i Sprawiedliwość żeruje na obiektywnej potrzebie zmian. Potrzeba taka występuje zawsze – nic nie jest doskonałe, istota ludzka to często istota myśląca, lepsze jest wrogiem dobrego itp.

Cynizm i szkodnictwo PiS w tym się zasadza, że tą naturalną potrzebę zmian na lepsze wykorzystuje cynicznie do zbudowania i utrwalenia swojej politycznej dominacji. Piszę: „zbudowania”, gdyż póki co, o czym często się zapomina, PiS poparło ledwie niecałe 20% polskich obywateli.

Głównym, pierwszorzędnym celem licznie proponowanych „dobrych zmian” nie jest obiektywne polepszenie stanu rzeczy w określonej sferze, ale maksymalizacja politycznych uzysków rządzącej partii. Program 500+ jest przykładem sztandarowym, ale bynajmniej nie odosobnionym.

Najnowszą propozycją z katalogu „dobrych zmian” jest projekt obligatoryjnej przynależności podmiotów gospodarczych do właściwych gospodarczych organizacji samorządowych. Powiem od razu: jestem ZA. Podobne rozwiązania proponowałem w moich publikacjach wcześniej. Proponowałem je również w trakcie pewnej programowej dyskusji w gronie byłych SLD-owskich ministrów na Wiejskiej w 2010r. wskazując na dobre praktyki niemieckie w tym zakresie.  Zostałem zaatakowany „z buta” z pozycji neoliberalnych i sprawa padła, choć przyznać trzeba, że niektórzy mnie poparli.

To nie jest kwestia samorządów gospodarczych tylko. Dla współczesnej lewicy kwestia samorządności powinna być jedną z podstawowych, determinujących lewicową wizję przyszłej, popisowskiej Polski.

Od lat media codziennie dostarczają dowodów na to, że nader wielu polskich parlamentarzystów, niezależnie od reprezentowanych barw, zdają się kierować ludową maksymą: „Komu Bóg dał władzę, temu dał i rozum”, tymczasem codzienność skłania do refleksji przeciwnej: „Władza to olbrzymie zagrożenie dla rozumu”. Jedną z najistotniejszych zmian, którą koniecznie trzeba więc wprowadzić, to pozbawienie polskiego Parlamentu omnipotencji, przeświadczenia, że polscy parlamentarzyści są najlepszymi fachowcami od wszystkiego, że są wybitnymi ekspertami w dziedzinie rybołówstwa, medycyny, kultury, finansów religii, etyki, moralności itp. itd. Oczywiście nie są. Rolą parlamentu jest stanowienie prawa, mądrego, zrozumiałego dla obywateli prawa. Posłowie podejmują decyzję nie będąc na ogół fachowcami w kwestiach, nad którymi głosują. Dlatego tak ważny, wręcz decydujący jest udział w stanowieniu prawa środowisk, którego ono ma dotyczyć. Podstawowy rolą Sejmu powinno więc być wysłuchiwanie tych środowisk i harmonizowanie proponowanych rozwiązań z potrzebami i interesami innych grup społeczno-zawodowych, minimalizowanie napięć i zapobieganie powstawaniu istotnych konfliktów.  Gospodarka jest tutaj świetnym przykładem. Powszechne samorządy gospodarcze mogą być bardzo potrzebnym partnerem władzy ustawodawczej i jej pomocnikiem w należytym wykonywaniu społecznego mandatu stanowienia prawa w tej jakże ważnej dziedzinie.

Nie tylko jednak o samorządy gospodarcze chodzi, lecz w ogóle o rolę samorządności w naszym państwie i społeczeństwie. Mówiąc wprost: pisowskiej koncepcji państwa partyjnego, omnipotentnego przeciwstawić należy model państwa obywatelskiego, samorządowego, w którym samorządy różnego rodzaju maja nie tylko zagwarantowane prawa, ale też kompetencje i obowiązki. Mam na myśli wszelkie rodzaje samorządów: terytorialnych, zawodowych, artystycznych, sędziowskich czy gospodarczych.  Należy przeprowadzić mądry podział odpowiedzialności za państwo pomiędzy władzą centralną a samorządami zmierzający do zwiększenia realnego udziału samorządów w podejmowaniu decyzji ich dotyczących a w tym kontekście rozszerzyć artykuł 118 Konstytucji przez przyznanie  samorządom lub ich stowarzyszeniom prawa inicjatywy ustawodawczej.

Zwieńczeniem tej reformy państwa powinien być powrót do niegdyś zgłaszanych propozycji przekształcenia drugiej izby polskiego parlamentu w izbę samorządową.

Dlatego jestem ZA obligatoryjnym samorządem gospodarczym. Jestem natomiast zdecydowanie PRZECIW pisowskiej koncepcji takiego samorządu, który, jak donoszą media, przewiduje jego ustawowe podporządkowanie rządowej administracji a więc rządzącej partii politycznej. Taka „reforma” to mord na idei samorządu w ogóle, to zaprzeczenie podstawowych wartości tej idei, to klasyczne upartyjnienie kolejnej, ważnej przestrzeni społecznej przez PiS.

Dzisiaj jest jeszcze czas, aby temu szaleństwu przeciwstawić alternatywę, aby odwołać się do potężnej rzeszy samorządowców w Polsce przedstawiając inną, demokratyczną wizję państwa i społeczeństwa. Ale niewiele tego czasu zostało.

 

 

Flesz

Nazbierało się, oj, nazbierało…

Włodzimierz Czarzasty publicznie oskarżył Schetynę o „układanie się” z Kaczyńskim w sprawie podwyższenia progów wyborczych i przekształcenia polskiej sceny politycznej w układ dwupartyjny. Oskarżył i wezwał do zdemontowania. Żadnego takiego nie odnotowałem. Jeżeli więc to prawda, to Polsce grozi całkowite jej zawłaszczenie przez polityczne popłuczyny „Solidarności”, które ręka w rękę doprowadziły do największego po II wojnie światowej kryzysu polskiej państwowości i do dramatycznych podziałów w polskim społeczeństwie. Bóg, jak kogoś chce ukarać, to mu rozum odbiera. Tylko za co?

Schetyna posłusznie zastosował się do „wezwania PO do tablicy” przez partię rządzącą. Sytuacja jest kuriozalna – jak wszystko ostatnio w Polsce. W normalnym świecie to rolą opozycji jest wzywanie „na dywanik” partii rządzącej, aby ta wyspowiadała się z realizacji obietnic stawianych społeczeństwu w kampanii wyborczej. Ale najwidoczniej Polska nie jest krajem normalnym. U nas to rządzący spowiadają opozycją z jej programu, a ta potulnie się słucha! Przy okazji Schetyna walnął parę ważkich stwierdzeń, jak to o uchodźcach (antyeuropejska)  czy to o niezwiększaniu płacy minimalnej (nieludzka), czym wprawił w osłupienie sporą część platformersów. Jeżeli była to odpowiedź nieprzemyślana – to do kitu z taką opozycją, jeżeli przemyślana – to tym bardziej.

Premier Szydło śladem paraprezydenta odbyła pielgrzymkę do Chin – światowej ostoi państwowego komunizmu, ściskając się ze skośnookimi komuchami i robiąc do nich maślane oczy. Pecunia non olet, ale czy  nie powinien się tym zająć IPN? Wszak robienie interesów z komuchami to nie tylko propagowanie komunizmu, ale i jego ekonomiczne, a więc i polityczne wspieranie!

Gospodarcza wojna polsko francuska w pełni. Okazuje się, że nie tylko caracale zostały „wysadzone”. Również przetarg na informatyczną obsługę unijnych dopłat dla rolników został unieważniony decyzją pisowskiego ministra od rolnictwa. Francuska firma, która wygrała przetarg i która od lat jest na rynku polskim zastąpiona została przez HP, firmę będącą nowicjuszem w kwestiach systemów obsługujących europejską politykę rolną. System więc nie powstał i Unia oraz rolnicy obsługiwani będą tradycyjnym systemem ołówka i gumki. Sutkiem będą miliardowe kary dla Polski, ale warte to zagrania Francuzom i Komisji Europejskiej na nosie.

Tymczasem prezydent elekt Macron został zaproszony przez polską premier do złożenia wizyty w Polsce, aby, jak zapowiedział jej minister od spraw zagranicznych, mógł się zaprezentować i pokajać za wypowiedzi o naszym kraju. Niektórzy uważają to zaproszenie za dyplomatyczne faux pas: prezydenta zaprosić może tylko inny prezydent, ale ja myślę, że był to ruch przemyślany. Jego adresatem nie był Macron – ten ma przechlapane u naszego rządu, ale elektorat PiS, któremu należało pokazać, że Polska (czytaj PiS) rządzi Europą. Miał też dodatkowo przypomnieć prezydentowi Dudzie, że jest tylko „para-” i wyblokować jego ewentualne inicjatywy.

Łamiąc wszelkie kanony polskiej konstytucji powołano nadzwyczajną komisję d.s. reprywatyzacji gruntów w Warszawie. Jak w większości przypadków sama decyzja PiS  wyjaśnienia tej bulwersującej sprawy jest jak najbardziej słuszna. Jednocześnie – jak w większości decyzji podejmowanych przez PiS – głównym jej celem jest efekt polityczno-propagandowy. Wszak skandaliczne działania reprywatyzacyjne miały miejsce i z rządów pisowskiego Prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego i za czasów kierowania polskim wymiarem sprawiedliwości przez pisowskich ministrów. Czy komisja, na czele której postawiono wiceministra sprawiedliwości wyjaśni i te kwestie? Nie mam złudzeń.

W ramach budowy narodowej potęgi motoryzacyjnej uruchomiono program budowy polskiego osobowego samochodu elektrycznego. Uruchomiono, to znaczy powołano spółkę, która organizować będzie przetargi na realizację poszczególnych zadań. Ktoś zdrowo myślący mógłby się spodziewać, że pierwszym przetargiem będzie przetarg na koncepcję użytkową i technologicz-techniczną takiego samochodu. Nic z tych rzeczy.  Pierwszy ogłoszonym przetargiem jest przetarg na karoserię. Trzeba przecież jak najszybciej pokazać ciemnemu ludowi: Patrzcie i podziwiajcie! Oto nasz, narodowy, polski samochód elektryczny! Dosłownie jak w  starym powiedzeniu: „Klata jak u pirata: z wierchu karton, a w środku wata”.

Popisu pisowskiego członka Trybunału Konstytucyjnego (dublera) na forum konferencji na uniwersytecie oxfordzkim komentować nie będę. Szkoda słów. Ale zapamiętać trzeba.

Nie rozumiem dlaczego wszyscy, przy każdej okazji mówią o 500+. Otrzymałem powiadomienie o kolejnej podwyżce ceny gazu przewodowego w tym roku. To już razem ponad prawie 9%. Wzrost cen w sklepach jest również bardzo widoczny.  Na dzień dzisiejszy należy więc mówić raczej 0 400+. Na dzień dzisiejszy.

Vive la France!

Macron zwyciężył. Zwyciężyła Francja obywatelska, proeuropejska, demokratyczna. Zwyciężyła Europa.

Zwycięstwo Macron’a mieć będzie istotne znaczenia dla wyborów w Niemczech i praktycznie przesądza kwestię Europy dwóch prędkości.

To – wbrew często goszczącym w naszych mediach poglądom – wiadomość dla Polski bardzo dobra. Drzwi do „gorszego sortu” państw europejskich uchyliła Polsce Platforma Obywatelska, zaniedbując kwestię partnerskiej, konstruktywnej współpracy z Europą dla Europy. Dla PiS opozycja względem Unii na wszystkich – poza oczywiście finansowych – frontach stała się jednym z głównych haseł programowych. Kaczyński już ogłaszał pisanie nowego traktatu unijnego i parł do rozluźnienia wewnątrzeuropejskich więzi. I doczekał się, ale tylko w odniesieniu do Polski i innych państw członkowskich, którym nie po drodze było z dalszą europejską integracją.

Decyzja Francuzów jest dla Polski bardzo dobra, gdyż zmusić nas powinna do takiego kształtowania naszej polityki, abyśmy mogli dla nowej, integrującej się  Europy znowu być odpowiedzialnym partnerem. PiS, z całą swoją antyeuropejską zajadłością nigdy takim poważnym partnerem nie będzie.

Czas na dobrą, proeuropejską zmianę w Polsce.

07.05.2017, godz. 20:17.

Maliniak

Przychodzi do Ciebie facet, elegancko ubrany, promiennie uśmiechnięty niczym Maliniak w 40-latku i oznajmia, że będzie przeprowadzał gruntowny remont Twojego domu, gdyż – jak twierdzi – na oko widać, że wymaga on wielu dobrych zmian. Ale ty znasz tego „fachowca” – wszyscy w okolicy go znają i doskonale wiedzą, że nie tylko niczego w życiu nie zbudował, ale wszystko, czego się dotknął to spieprzył. Wszyscy wiedzą, że nie zna się na technice murarskiej, nawet pionu nie potrafi wyznaczyć o utrzymaniu poziomu nie wspominając, nie zna się na farbach, zaprawach itp. itd.

Co mu odpowiadasz stojąc w drzwiach swojego domu?

„Razem” czyli co?

Zachowanie się przedstawicieli partii „Razem” oraz ich krzykaczy podczas obchodów Święta Pracy w Warszawie, jakkolwiek wyglądać może na bulwersujące, skandaliczne –  mnie nie zaskakuje.

Partia „Razem” pojawiła się na polskiej scenie politycznej nagle, wyciągnięta z niebytu przez media i wykreowana na alternatywę dla SLD w ostatnich 3 tygodniach kampanii wyborczej do Parlamentu w 2015r. Od tego czasu w polskiej polityce działo się wiele, ale reakcje „Razem”, finansowanej z budżetu państwa były słabo widoczne. Do dzisiaj. Dzisiaj partia ‘Razem” znowu jest na topie. Znowu „przyłożyła” SLD.

„Partia „Razem” ostentacyjnie odwróciła się d..ą do SLD w szczególnym momencie. Z jednej strony nigdy dotąd nie było w Polsce tak wysokiego poziomu zagrożenia dla podstawowych zasad i wartości demokracji. Nigdy dotąd Polska nie była tak blisko narodowo-socjalistycznej dyktatury. Wczorajsze haniebne wystąpienie Prezydenta Polski wzywające „prawdziwych Polaków” do stygmatyzowania „nieprawdziwych Polaków” za sprawą poglądów ich ojców i dziadów nie ma precedensu w całej polskiej historii. Jest tak naprawdę wstępem do polskiej „nocy kryształowej”. Wydawać by się więc mogło, że każda partia deklarująca swoją lewicowość  rozpaczliwie wręcz szukać powinna antyprawicowych porozumień, sojuszy, zbierać skrupulatnie siły, pokazywać Polsce, że jest realna dla szaleństw PiS alternatywa. Hierarchia celów wydaje się oczywista. Okazuje się, że nie dla partii „Razem”.

W sytuacji, gdy różne sondaże wskazują, że w przyszłym parlamencie znajdzie się SLD, a dla „Razem” miejsca nie będzie, zamiast budować wspólny front „Razem” krzyczy: „Znajdzie się cela dla Leszka Millera” i obrzuca Sojusz tyleż niewybrednymi co głupimi epitetami. Alternatywa jest tu według mnie następująca. Albo „Razem” zastopowanie SLD w wyborach parlamentarnych, pozyskanie kilku wyborców z PiS i zdobycie upragnionych mandatów poselskich uznała za ważniejsze od nadrzędnych interesów kraju i lewicy, albo – co nie wydaje mi się nieprawdopodobne – „Razem” potwierdza swój par excellence agenturalny charakter. Pojawia się na scenie wówczas, gdy trzeba lewicę osłabić. W tym przypadku trzeciej możliwości nie ma. Tak, czy inaczej dyskredytuje to „Razem” jako partię rzeczywiście lewicową.

„Razem” pozyskała wielu wartościowych, ideowych ludzi. Pewnie teraz mają oni problem: czy popierać spektakularne,  rozłamowe akcje Pani M.Z. czy odciąć się od nich na rzecz wspólnego, antypisowskiego frontu wyborczego.

Co robić powinien w tej sytuacji SLD? Powinien wiernie stać myślą i czynem przy haśle: „Dzisiaj nie ma wroga na lewicy!” wznosząc się ponad miałkie grono kierownicze „Razem”.

Wola wspólnego działania na rzecz powstrzymania procesu utrwalania się w Polsce narodowo-socjalistycznej dyktatury powinna być dzisiaj, oprócz wspólnych, uniwersalnych lewicowych idei, głównym kryterium polskiej lewicowości anno domini 2017.