Polska poniosła dzisiaj sromotną, spektakularną klęskę w Budapeszcie. Premier Polski pojechał z ważną wizytą do przyjaciela Kaczyńskiego, premiera Węgier, Viktora Orbana. Celem było uzyskanie zapewnienia, że Węgry zgłoszą veto w sprawie zastosowania wobec Polski art. 7 Traktatu o Unii Europejskiej. Wyszły nici. Przyjęcie Morawieckiego w Budapeszcie królewskie (połaskotanie polskiej próżności), ale deklaracji żadnych. Mało tego. Premier Orban zabronił dziennikarzom zadawać pytania dotyczące art.7 co jest ewenementem i niewątpliwą lekcją, jaką premier Morawiecki wywiezie z węgierskiej stolicy. Zapewne z ochotą zastosuje w Warszawie. a może pójdzie i krok dalej? Może udoskonali patent Orbana rozdając dziennikarzom przed konferencją prasową tematy dozwolone?
Dziwna to była wizyta. Na ogół takie sprawy przed oficjalnym spotkaniem głów państw uzgadnia się roboczymi kanałami dyplomatyczntymi. Po to mamy MSZ, ambasady, aby Premier wiedział, czego może się spodziewać. Są tu dwie opcje. Pierwsza to ta, że Morawiecki wiedział, że nic ni wskóra, ale liczył na swój wdzięk i urok osobisty. Druga zaś jest taka, że albo nie dostał żadnego wsparcia od Waszczykowskiego, albo to merytoryczne wsparcie było fałszywe. Obydwie opcje są kompromitujące zarówno dla premiera jak i dla całego naszego pięknego kraju.
Nie oznacza to, że Węgry veta nie zgłoszą. Rzeczy w tym – za jaką cenę. Jakie interesy z Unią, czy też z Polską załatwią Madziarzy naszym kosztem, blokując europejskie sankcje za ewidentne sprzeniewierzenie się Polski podstawowym wartościom Unii Europejskiej. Obym się mylił, ale nie mogę wykluczyć i takiego scenariusza, że chodzi po prostu o pieniądze. Trzeba wiedzieć, że Polska – jako największy beneficjent unijnej pomocy -wielu krajom stała ością w gardle. Kolejna perspektywa finansowa będzie skromniejsza z powodu berxitu, środków do podziału będzie mniej. Tym większa będzie więc presja na to, aby właśnie Polsce ograniczyć strumień unijnych pieniędzy. Być może zaczęło się już rozdzieranie polskiego kawałka sukna i Węgry nie chcą zamykać sobie drogi i w tym obszarze. Może zdarzyć się tak, że dla Węgier ważniejsze będzie uratowanie kilku, kilkudziesięciu miliardów Euro niż „kładzenie się Rejtanem” w Brukseli w obronie niszczenia demokracji w Polsce.
Dramat Polski polega również na tym, że jeżeli rzeczywiście istotnie zmniejszy się unijna kasa, to fakt ten z całą bezwzględnością wykorzystany zostanie przez pisowską maszynę propagandową do eskalacji antyunijnych nastrojów w naszym kraju. Przed pro europejskimi organizacjami polskimi i przed szeregowymi obywatelami Europy może więc stanąć bardzo poważne zadanie konsekwentnego wskazywania winnych marginalizacji Polski.