Dziękuję narodowi rosyjskiemu

Obchody 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości rozkręcają się na dobre. Panująca sitwa „uświetnia” je co raz to nowymi igrzyskami: a to wznieca i podsyca nastroje antyżydowskie, a to degraduje oficerów Wojska Polskiego, którzy – podobnie jak Piłsudski – nosili czapki z orłem bez korony, a to wynosi na panteon narodowych bohaterów pospolitych zbrodniarzy i hitlerowskich kolaborantów. Poleją się jeszcze kilometry sześcienne, rzeki całe, przy których Amazonka to marny strumień, mów wszelakich o jedynie prawdziwym patriotyzmie, o bohaterstwie, Bogu i Ojczyźnie, honorze, wstawaniu z kolan itd., itp. Wszystko oczywiście przyprawione jedynie słuszną, nowogrodzką interpretacją historii najnowszej i starannie skomponowanym antylewicowym sosem, chociaż bez socjalistów Piłsudskiego i Daszyńskiego pewnie by tej wolnej Polski nie było.

Może tak właśnie będzie, może trochę inaczej, ale z całą pewnością zabraknie w tych obchodach jednego: podziękowań narodowi rosyjskiemu. Dlatego czynię to skromnie w moim własnym imieniu, gdyż uważam, że naród ten na naszą wdzięczność zasługuje szczególnie.

Dziękuję więc narodowi rosyjskiemu za rewolucję lutową  w 1917, za to, że obalił carat.

Wiadomym jest, że jeszcze w czasie trwania I Wojny Światowej państwa Ententy, a szczególnie jej jądro: Wielka Brytania, Francja i Rosja planowały częściowy rozbiór Niemiec po ich pokonaniu. Nie można mieć złudzeń co do tego, że gdyby wśród zwycięskich państw znajdowałaby się carska Rosja, i gdyby po wojnie te państwa na nowo meblowałyby Europę, nikt nawet by się nie zająknął na temat niepodległego, suwerennego państwa polskiego. Żeby nie być gołosłownym zacytuję za Janem Karskim, „Wielkie mocarstwa wobec Polski, 1919 – 1945…”:

8 marca 1916 r. minister spraw zagranicznych, Siergiej D. Sazanow, informował swojego ambasadora w Paryżu, Aleksandra Izwolskiego, że Polska musi zostać wyłączona z wszelkich rozmów sprzymierzonych. Dawał ambasadorowi instrukcje, aby „przeciwstawiał się wszelkim próbom przejęcia Polski pod kontrolę i gwarancje zachodnich mocarstw”. Wkrótce potem ostrzegał ambasadora Paléologue’a, że wszelka zachodnia interwencja, – nawet „dyskretna interwencja” – w sprawy polskie postawi jedność sprzymierzonych w realnym niebezpieczeństwie.

Potem, już po lutowym przewrocie, następowały inne wydarzenia jak deklaracja Rady Piotrogrodu z marca 1917r. w sprawie niepodległości Polski, wystąpienie Rosji z Ententy w 1918r. otwierające nowe perspektywy dla wolnej Polsk. Nowe możliwości zostały bardzo dobrze wykorzystane przez polskich polityków chociaż sprawa nie była też tak jednoznaczna po stronie zachodniej. Znowu cytując Jana Karskiego:

Jeszcze w marcu 1917 r. – na kilka dni przed formalnym uznaniem prawa Polski do niepodległości przez rosyjski Rząd Tymczasowy – Balfour nadal dowodził Gabinetowi Wojennemu, że całkowicie niezawisła Polska osłabiłaby szansę państwa zachodnich wobec Niemiec. Z natury rzeczy – podnosił – państwo takie musiałoby „chronić” Niemcy przed Rosją. Czy byłoby to w interesie państwa zachodnich? – pytał. Poglądy Balfoura miały wielką wagę, od grudnia 1916 r. bowiem zajmował on stanowisko minister spraw zagranicznych (Francji, J.U.), a także z tej racji, że podzielali je inni i to nie tylko Brytyjczycy.

Oczywiście osobną i ciekawą kwestią jest interpretacja przez Rząd Tymczasowy i późniejsze radzieckie władze ich deklaracji w sprawie Polski, ale nie może ulegać wątpliwości, że lutowa rewolucja w Rosji, obalenie dynastii Romanowów, była jak wysadzenie w powietrze olbrzymiego głazu, który stał na polskiej drodze ku wolności.

I za to właśnie, w roku jubileuszowym zwłaszcza, narodowi rosyjskiemu powinniśmy być wdzięczni.

Autor: Jacek Uczkiewicz

Szczegóły na FB: https://www.facebook.com/jacek.uczkiewicz/about?section=bio&pnref=about

Jedna myśl w temacie “Dziękuję narodowi rosyjskiemu”

  1. Chapeaux bas Jacku ! Trzeba politykę – tę przez małe jak i duże „Pe” – odidealizować, obedrzeć z romantycznych mrzonek i patrzeć na nią nie z płaszczyzny wańkowiczowskiego „chciejstwa”, nie z dzisiejszej pozycji „chciejącego”, ale w szerszym ponad-lokalnym kontekście. I wtedy się dopiero zrozumie i wybory ludzi (i je się uszanuje choć z nim się nie zgadzamy) i efekty historyczne: „co się wydarzyło i dlaczego tak się wydarzyło”. Polska nie jest łodzią podwodną i nigdy nią nie była. I nigdy nie będzie, bez względu kto to zadekretuje i na kogo się ów ktoś powoła.
    Jeszcze raz Jacku – chapeaux bas !

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *