Pięć lat potrzebował wrocławski wymiar sprawiedliwości aby uporać się z podłą intrygą zawiązaną przeciwko Piotrowi Żukowi, profesorowi Uniwersytetu Wrocławskiego, radnemu sejmiku dolnośląskiego przez jego byłą partnerkę, jej konkubina i byłego policjanta. Przez pięć lat prokuratura wychodziła ze skóry, aby profesora posadzić, stawiając mu co raz to nowe zarzuty. Brzmiały one tak poważnie, że rozprawy sądowe przeprowadzano za zamkniętymi drzwiami.
Aferę profesora uniwersytetu oskarżanego o gwałt, o gwałty zbiorowe i podawanie narkotyków ochoczo rozdmuchiwały wrocławskie media. Przy każdej okazji podkreślano, że chodzi o polityka, wiceprzewodniczącego dolnośląskiego Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Troje podłych ludzi, przy ochoczym wsparciu prokuratury, zniszczyło karierę jednego za najmłodszych profesorów w Polsce.
Ostatecznie, jak donosi dzisiejsza prasa, z 29 postawionych zarzutów przed sądem utrzymało się tylko siedem, bardzo wątpliwych, a co najważniejsze w ogóle nie związanych z zarzutami podstawowymi. Materią do nich były protokoły przesłuchań 3000 (trzech tysięcy) studentek Uniwersytetu. Gdyby symbolicznie małe wyroki, jakie w tych sprawach zapadły ostatecznie się utrzymały, to ukarać należałoby pewnie połowę wszystkich nauczycieli akademickich.
Ile ważnych postępowań ucierpiało tylko dlatego, że prokuratura przesłuchiwała 3 tysiące studentek? Zakładając, że jeden prokurator efektywnie przesłuchać może dziennie 5 osób, same te czynności kosztowały 600 prokuratorskich dniówek, czyli prawie dwa i pół roku pracy jednego prokuratora.
Zaryzykuję twierdzenie, że zapiekłość i determinacja prokuratury w posadzeniu profesora Piotra Żuka podsycana była jego SLD-owską proweniencją. Podkreślanie w publicznych przekazach na każdym kroku, że chodzi o polityka Sojuszu miało nie tylko ugodzić w lewicę, ale również zyskać sympatię części społeczeństwa dla intrygantów.
Profesor Piotr Żuk, jak zapowiedział, walczyć będzie o odzyskanie dobrego imienia i o powrót na uczelnię. Życzę mu powodzenia.
Są jednak jeszcze dwa aspekty tej afery. Po jej nagłej eksplozji wrocławski SLD nie mógł inaczej się zachować, jak dystansując się od profesora. Jednakże teraz, skoro okazało się, że cała sprawa była podłą intrygą podłych ludzi, Sojusz powinien zająć ponownie stanowisko w sprawie i wesprzeć profesora Żuka w jego staraniach o powrót do normalności – normalności społecznej, zawodowej i politycznej.
Aspekt drugi dotyczy działań organów prokuratorskich oraz odpowiedzialności karnej osób, które intrygę uknuły i tych, którzy im pomagali w jej realizacji. W podobnych sytuacjach często słychać opinię, ,że „polityk powinien mieć grubą skórę”, że takie sprawy ma niejako przypisane do zawodu i powinien się z nimi liczyć. Itp. To bardzo zła maniera, sankcjonująca w istocie bezkarność bezpodstawnych, wynikających wyłącznie ze złej woli ataków na osoby publiczne. Ataki takie, których najczęściej jedynym efektem jest urata czci przez te osoby, powinny być przez polski wymiar sprawiedliwości uznawane jako działania przeciwko państwu a ich sprawcy powinni być ścigani z urzędu.
Bardzo dobrze Jacku, że przypomniałeś – zwłaszcza ludziom utożsamiającym się z lewicą we Wrocławiu i na Dolnym Śląsku – sprawę Piotra Żuka. Wokół tej osoby narosło wiele mitów i skrajnych opinii. To ludzkie (choć nie do końca się z tym zgadzam). Znam sporo osób – także „na lewicy” – wyrażających schadenfreude z tego co wokół Piotra się działo dając przy okazji wyrazy swoim odczuciom (bez „ichniego” wartościowania to podaję bo to właśnie uważam za rzecz godną napiętnowania, w tej – i podobnych – sytuacjach). No i wydających „wyroki” przed decyzją sądu. A przecież Temida – ta bogini sprawiedliwości – ma oczy zawiązane przepaską co oznacza swoisty agnostycyzm (czyli maksymalną eliminację uprzedzeń, subiektywnych opinii, emocji i afektów) przy wydawaniu jakichkolwiek wyroków. I naczelny kanon sprawiedliwości rzymskiego chowu – domniemanie niewinności.
W sprawach jurysprudencji (najszerzej pojmowanej) mamy jako społeczeństwo bardzo niską świadomość i jej zrozumienie” takie przed-nowoczesne, „folwarczne”, ludowe.
W związku w wym. wyżej schadenfreude – jakiemu niektórzy ludzie (szkoda, że i z lewicy) dawali wyrazy – chciałbym tylko podkreślić, iż taka prowokacja może dotknąć każdego z nas, kto zalicza się, kogo zaliczy władza prawicy (a ona sprawuje rząd dusz od początków transformacji) do lewicy, czy jak popularnie i powszechnie się dziś mówi/pisze/oświadcza – „do lewactwa”. Ten rząd dusz sprawowany przez prawicę wynika z faktu, że nasza formacja Jacku – z ignorancji, z tchórzostwa, ze źle pojętego „politicall corectness” – zaniedbała totalnie ową narrację i przyjęła retorykę „klęski”, klęczenia ciągle „na grochu” w kącie i posypywania permanentnie głowy popiołem.
Ale Jacku na kanwie Twojego wpisu „rzucają mi się” jeszcze dwa aspekty, dotyczący wymiaru sprawiedliwości; jeden to powszechność wydawania wyroków – podyktowanych subiektywnymi ocenami, emocjami i doświadczeniami w kontaktach z daną osobą, wynikającymi często z poglądów politycznych głoszonych przez dana osobę. To jest wg mnie „kalka” dziecinności, niedojrzałości, „politycznej piaskownicy”. I boleję, iż jest ta sytuacje, takie zachowania i postawy są dość powszechne wokół mnie (nie wiem jak to jest u Ciebie ?) Drugi aspekt jest szerszy – przewlekłość procesów sądowych: z tym wiąże się także problem (bardzo poważny i haniebny dla Polski) tzw. aresztów wydobywczych. Chodzi m.in. o Mateusza Piskorskiego oskarżonego o szpiegostwo na rzecz Rosji/Chin. W jego sprawie interweniowała już ONZ (odpowiednia agenda). Natomiast u nas, na fali emocji i uprzedzeń (tu – rusofobii) panuje nadal wspomniane już przeze mnie schadenfreude. Piskorski mi ani brat, ani swat, nie podzielałem nigdy jego poglądów politycznych ani form działalności. Ale – Temida ma „oczy zawiązane” i zasada domniemania niewinności obowiązuje zawsze ….. I jeszcze jedno z tym akurat przypadkiem związane: sprawa o szpiegostwo to jest prosta sprawa, trzymanie człowieka przez 2 lata (a dostał ostatnio kolejną „sankcję” na dalsze 0,5 roku), a to świadczy że prokuratura nie potrafi skonkretyzować zarzutu i gra „na czas” (a w takich sprawach jest to proste – dlatego przygotowania i praca operacyjna w tych akurat sprawach winna być szczególnie wnikliwa i dogłębna).
Żuk i Piskorski – to wg mnie symbole Jacku porażki polskiego, ponoć demokratycznego i cywilizowanego, systemu sprawiedliwości i organów ścigania. To potwierdzenie, iż albo jest on kiepskiej jakości albo działa na polityczne zapotrzebowanie. I jedno i drugie jest haniebne, tragiczne i godne napiętnowania.
Na zakończenie, dla owych, wspomnianych przeze mnie ludzi wyrażających w przypadkach tak Ż. jak i P. schadenfreude, mam tylko uniwersalny szlagwort pastora Martina Niemoellera ….. Ale czy oni to rozumieją ? Pozdrawiam Jacku.
Niestety, Radosławie, nie mogę z Tobą się nie zgodzić – chociaż bardzo chciałbym. Jeszcze nie tak dawno, w czasach wielkiej emigracji polityczno-ekonomicznej krążyło po zachodnim świecie retoryczne pytanie: kto jest największym wrogiem Polaka za granicą? Oczywista odpowiedź: drugi Polak. W tym względzie Europa przyszła ostatnio do nas. Powszechne stało się szukanie swojej tożsamości przez „dopieprzanie”, szukanie bądź fabrykowanie „haków”, teczek itp. Sprzyjają temu media, gdyż dla nich afera ponad wszystko! Jest o czym pisać! Staram się wczuć w sytuację Piotra, gdyż sam, niegdyś, choć oczywiście w nieporównywalnej skali, doświadczyłem „uroków” skrytej intrygi, kłamstwa, oszczerstwa, podłości, choć w odróżnieniu od Żuka – wypływających wprost zza moich pleców, będących czystej krwi dzieckiem wrocławskiej „lewicy”. To już historia, ale wciąż bolesna. Co, jak i kiedy można zrobić, aby poziom kultury politycznej w Polsce radykalnie się podniósł? Nie wiem, ale wiem, że partie polityczne powinny zacząć od siebie. A na to się nie zanosi. Jednym słowem: po trupach do chwalebnej klęski!
Jacku, chyba mówimy o tym samym ale innymi „słowy”. Uważam, że bez edukacji, bez poważnej pluralistycznie pojmowanej debaty nie wyjdziemy z tej „folwarczności”. Ona jest w nas wszystkich. Tak jak to doskonale opisuje Leder czy Sowa (o zagranicznych komentatorach nie wspominając, choć oni to widza lepiej, bo nie emocjonalnie, a jak lubię to określać – agnostycznie). PARTIE – TAK, OCZYWIŚCIE. A media – w skomercjalizowanej, prostackiej, bezrefleksyjnej i grającej na niskich instynktach rzeczywistości mainstreamowej jest to nie możliwe. Zysk ich limituje. A to daje właśnie zysk – „zakupizm”takich produktów. Czyli właśnie edukacja społeczeństwa ale efekty mogą przyjść za wiele lat „do przodu”, o ile nie za dekady. Ale czy ktokolwiek z polityków dzisiejszej Polski (przepraszam – ale uważam że Kaczyński jako jeden z niewielu ma taką wizję choć ona diametralnie z moimi poglądami się nie kompatybilizuje, jestem zgoła p-ko niej i staram się takie myślenie – na ile mogę, na swoim poziomie, niskim bo niskim, ale zawsze – zwalczać) ma takie „myślenie” o Polsce, o Polakach, o Europie…….
Ty piszesz o Partiach, ja o edukacji. Gdzie te dwa punkty widzenia maja się zejść ? Nie wiem. Dlatego jestem pesymistą co do przyszłości naszego kraju i naszego społeczeństwa. Pozdrawiam i pozostaje na swoim stanowisku, choć jak zaznaczyłem nie jest ono mocno odległe od Twojego.
Ach, te podwójne przeczenia w polskim języku! Napiszę więc wprost: w pełni z Tobą się zgadzam. Podnosisz ponadto Radosławie doniosły problem relacji partie polityczne – społeczeństwo, rola i odpowiedzialność partii politycznych. Temat bardzo ważny, tym bardziej, że wiele zrobiono w ostatnich dekadach aby społeczeństwu instytucję partii politycznych obrzydzić . Pisałem niedawno o wspólnym celu opozycji, za jaki uważam odbudowę znaczenia i autorytetu polskiego parlamentu. Parlament nigdy nie będzie w oczach opinii publicznej poważną instytucją, gdy tworzące go partie będą postrzegane jako niepoważne, infantylne, doskonalące się w „targaniu po szczękach” a nie w poprawie naszej codziennej rzeczywistości.
Pamiętam jak mówiąc kilka ciepłych słów o Tygodniku „Przegląd” skoczył do mnie obrońca wartości i czegoś tam , bo prof. Piotr Żuk pisywał do „Przeglądu”. Jak śmiem propagować taki tygodnik! Działo się to w Literatce. Czy ten obrońca wartości przypisujący się do lewicy „odszczeka”. Czy SLD zorganizuje benefis Piotrowi Żukowi, czy zrobi miejsce dla pokrzywdzonego?