Cała wstecz!

Oto tekst ogłoszenia parafialnego (za jedną z gazet);

W nawiązaniu do stylu przeżywania niedzieli przez naszych przodków, zapraszamy na Nieszpory Niedzielne, które odprawimy po Mszy o godz. 17.00. Ofiarujemy je prosząc o ustanie emocjonalnych i niebezpiecznych protestów przeciw upragnionej przez zdecydowaną większość społeczeństwa reformie polskiego sądownictwa

Maski zdejmowane są już bez żenady.  Symbolem chrześcijańskich wartości Europy, o jaką tak zażarcie walczy polska prawica i polski kościół katolicki, jest pełna symbioza tiary i korony, nierozerwalna więź polityków i kościelnych hierarchów legitymizowana przez „głupi lud”. Od średniowiecza nic się nie zmieniło.

Polska prawica nie tylko jawnie dąży do rewizji europejskiego porządku jałtańskiego. To dla niej za mało. Prawica dąży do zanegowania całego dorobku Rewolucji Francuskiej. Prawica cofa Polskę do średniowiecza. Czytam właśnie „Imię róży” Umberta Eco i nie mogę wyjść ze zdumienia jak  polityczne i społeczne realia 14. wiecznej Europy odnajdują się we współczesnej Polsce. Niby 700 lat temu, a jakby dzisiaj.

„Dogonić Europę” – to cel niemal wszystkich polskich rządów przed- i powojennych. Jak się okazuje – niełatwy. PiS z przybudówkami postanowiło więc, zamiast gonić uciekającą Europę, osiągnąć go, czyli zrównać Polskę z Europą, włączając pełny wsteczny bieg. Hierarchowie liczą zapewne na to, że za Polską pójdą inne europejskie kraje i  misja Polski – Chrystusa Narodów się wypełni.

Jestem przekonany, że tak się nie stanie, że Europa nie podąży za mesjaszem znad Wisły. Ale, parafrazując znane porzekadło, każdy naród ma taką przyszłość, na jaką zasługuje.

„America first!”

Mami, tumani, przestrasza – tak, parafrazując mickiewiczowski opis diabła z „Pani Twardowskiej” scharakteryzować można politykę Prezydenta Trumpa wobec Unii Europejskiej (i nie tylko). „USA broni Niemcy, Francję i całą Europę”. „Chcę aby państwa NATO wydatkowały 4% budżetu na zbrojenia”. Te dwa zdania Prezydenta Trumpa  wygłoszone na brukselskim szczycie NATO mówią prawie wszystko o aktualnej sytuacji geopolitycznej. Prawie, gdyż należy do nich dodać parę szczegółów.  Pierwszy to ten, że USA bronią Europy przed wrogiem, którego same wykreowały. Nie po raz pierwszy potwierdza się prawda, że w polityce posiadanie dobrego wroga jest ważniejsze niż najlepszego sojusznika. Nie ważne, czy Rosja jest czerwona , biała czy kolorowa – ma być wrogiem i zagrożeniem dla świata, któremu tylko USA mogą stawić czoła. I interes się kręci: wojskowi rozkładają mapy, przedsiębiorcy rozkręcają produkcję zabawek dla wojskowych, politycy wygrywają wybory.

Drugi to ten, że Trump codziennie niemal potwierdza swoją nieobliczalność: dzisiaj mówi jedno, jutro mówi coś przeciwnego a pojutrze robi coś zupełnie innego.

Trzeci ważny element, to szereg drobnych z pozoru faktów, które należy zebrać razem. Tak więc na koktajl Trumpa muszą złożyć się na przykład zaangażowanie jego ludzi (Robert Mrecer) w brytyjskie referendum w sprawie wystąpienia z Unii Europejskiej (wpis „Truchtająca lewica”, maj, 2017). Dodać należy do tego ujawnioną w trakcie dwustronnego spotkania w Waszyngtonie propozycję wystąpienia Francji z Unii, jaką Trump złożył Prezydentowi Macronowi w zamian za umowę handlową korzystniejszą dla Francji niż ta z Unią. Ostatnio w niewybredny sposób upominał Niemcy,  że są na pasku Kremla i znów groził sankcjami za Nord Stream 2. Mami, tumani, przestrasza.

Trump dąży do załamania przedsięwzięcia pod nazwą Unia Europejska. Dla USA jest jasne, że Zjednoczona Europa będzie poważnym konkurentem dla wchodzących w kryzys Stanów, nie tylko w aspekcie gospodarczym. Dlatego w celu jej demontażu obrał taktykę wybierania z europejskiego koszyka pojedynczych państw. Najpierw szantaż: wprowadzenie ceł na określone towary z możliwością odstąpienia od nich w stosunku do poszczególnych państw w drodze dwustronnych negocjacji.  To, że Teresa May pospieszyła do Trumpa z błaganiem, by skreślił Wielką Brytanię z listy mnie nie dziwi, ale że podobnie uczyniła Unia Europejska – już tak. Na szczęście wygląda na to, że w Brukseli przejrzeli na oczy i zdali sobie sprawę z humorystycznego charakteru takiego wniosku.   Zdali sobie sprawę, że celem działań Trumpa  jest właśnie UE.

Niektórych państw Trump nie musi z unijnego koszyka wyjmować :  same z niego wyskakują w jego objęcia. Należy do nich przede wszystkim Polska, która wasalizm względem USA me niejako w genach. Jego nowożytne początki biorą się od próśb „Solidarności” o wprowadzenie sankcji  gospodarczych przeciwko Polsce w latach 80-tych, wsparcia finansowego, materialnego i wywiadowczego „Solidarności” przez CIA, przez aferę Kuklińskiego, niesławne obozy dla arabskich jeńców, aż po najnowszy akt – już z polskiej inicjatywy: porozumienie „Trójmorza”, które Polska na tacy podała Trumpowi rok temu (wpis  „Szczyt zaszczycony”, czerwiec 2017). Polska jest więc ochotnikiem-pomagierem, wspólnikiem Trumpa w rozmontowywaniu Unii. I cała Europa to widzi.

Kolejnym elementem, który musi być wzięty pod uwagę, jest informacja, która mignęła przez media,  nieoficjalna oczywiście, że niewykluczone jest, że Trump, w trakcie zbliżającej się rozmowy z Putinem, byłby gotów uznać aneksję Krymu przez Rosję. W tle tego wszystkiego jest oczywiście amerykańska gospodarka, zmuszenie Europy do zakupów amerykańskiego gazu i amerykańskiego uzbrojenia.

Do tej pory Unia Europejska dzielnie i solidarnie stawała po stronie USA w jej agresywnej względem Rosji polityce. Pojawiające się przesłanki i spekulacje, że Trump może się z Putinem „dogadać” postawi Europę w niezręcznej pozycji z ręką w urynale.

Trump wcale nie musi z Putinem podpisywać jakiegoś formalnego porozumienia. Wystarczy świadomość wspólnych geopolitycznych interesów. Ważne jest przy tym pytanie, czy Rosja w zamian za wolną rękę w sprawie Ukrainy będzie gotowa oddać Nord Stream 2?  Z drugiej strony, podpisując kuriozalną deklarację  z Kim Dzong Unem  Trump pokazał, że stać go na każdą tego typu woltę – również w stosunku do Rosji.

„America first!” – a cała reszta?  Zupełnie nieważna.

Takiej wolty nie będzie natomiast w stanie wykonać  rozgrzana do czerwoności w swej rusofobii Unia Europejska. I zapewne o to Trumpowi chodzi: zdezorientowana, wewnętrznie poróżniona Unia stanie się łatwym łupem gospodarczym.

Polski Parlament Obwoźny – tekst wakacyjny

Opozycyjne media ekscytują naród wartą ponad 1 milion złotych polskich ekstrawagancją polskiego parlamentu. Rzecz oczywiście o słynnym, białym  namiocie, postawionym na Placu Zamkowym w Warszawie, aby w nim Sejm i Senat mogli uroczyście obejść  (dosłownie i w przenośni) 550. rocznicę polskiego parlamentaryzmu. Sypią się gromy na głowy decydentów, że to Bizancjum, rozrzutność, itp.

Pozwalam sobie mieć odmienne zdanie. Postawienie tego namiotu to nowa jakość, to dobra, ba – bardzo dobra zmiana!

Przyjrzyjmy się obecnemu parlamentowi. Merytorycznie nic w nim się nie dzieje. Wyniki głosowań znane są przed napisaniem projektu ustawy, dyskusję się ogranicza lub wręcz eliminuje. Słowne awantury, pomimo nadzwyczajnych starań posłów aby były one co raz bardziej brutalne, wulgarne stają się zwyczajnie nudne, interesują szybko malejącą grupę koneserów i ewentualnie adwokatów. Co raz częściej daje się słyszeć zdroworozsądkowych głosów suwerena : – po co nam w ogóle ten parlament?

Ale parlament jako taki władza musi mieć. Jako atrapę demokracji, dla pozorów. Aby odczepiła się Unia i inne takie, aby można było bić kolejne rekordy Guinnessa w szybkości procedowania ustaw.

W tej sytuacji taki namiot stwarza zupełnie nowe możliwości.  Cechą charakterystyczną namiotu jest mianowicie to, że jest on rozbieralny i można go powtórnie,  w dowolnym miejscu rozbić. Taki więc namiot (Namiot) może stać się Polskim Parlamentem Obwoźnym! Dlaczego obrady Sejmu czy Senatu mają odbywać się tylko w stolicy? A w Suwałkach nie łaska? Albo w Kłodzku, Płocku czy Starym Sączu? Rozbije się taki namiot na błoniach dajmy na to starosądeckich. Zjadą się posłowie, ministrowie. Zaczną się jak zwykle kłócić i wyzywać, ale w trosce o głosy starannie nawiązując do lokalnych realiów. Miejscowa publika, która zazwyczaj nie włącza telewizora na transmisje, będzie miała nie lada atrakcję i uciechę po pachy. Przed namiotem kolorowe stragany z lokalnymi wyrobami, balonikami na druciku, grille z kiełbaskami i karkówką, chleb ze smalcem. Wielkie lokalne święto polskiego parlamentaryzmu! Władza idzie do ludu! Dosłownie! Czy to nie piękne? I będzie bezpiecznie. Straż marszałkowska otrzymała niedawno prawo noszenia broni z ostrą amunicją. Niektórzy zastanawiali się – bezsensownie – przeciwko komu taka broń miała by być potencjalnie użyta.  Przed pożal się Boże  ulicznymi demonstrantami czy innymi terrorystami strzeże wszak wybrańców Narodu jawna i tajna policja  więc chyba tylko przeciwko posłom i dziennikarzom. No, może jeszcze przeciwko niepełnosprawnym.  A w trakcie terenowych obrad Sejmu taka broń mogła by się przydać, gdyby na przykład ktoś chciał sprzedawać inną niż wyborcza kiełbasę.  Byłoby jeszcze piękniej, gdyby bryła namiotu była okrągła – nawiązując oczywiście do kształtu sali obrad Sejmu (żadnych innych skojarzeń!). Ale i tak jest dobrze!

 fot. fakt.pl

Lokale przy Wiejskiej okażą się przy tym zbyteczne. Będzie je można przekazać na jakiś zbożny cel – Ojciec Dyrektor już zadba, aby to był cel jedynie słuszny. Same oszczędności.

Jest jeszcze jedna charakterystyczna cecha namiotu – jest on symbolem budowli nietrwałej, tymczasowej. Wzbogacenie obchodów 550 rocznicy polskiego parlamentaryzmu o symbol nietrwałości, przejściowości w niezamierzony sposób demaskuje postrzeganie demokracji parlamentarnej przez naczelniczka państwa. Jest też inny aspekt nietrwałości namiotu jako symbolu władzy. Przykładem niech będzie Mu’ammar al-Kaddafi, który w zagraniczne podróże udawał się wyłącznie z własnym namiotem. I jak skończył?