Narodowa tragifarsa na stulecie

Prezydent Warszawy wydała dzisiaj zakaz organizowania Marszu Niepodległości, którym narodowcy i neofaszyści oraz neofaszystowskie grupy z innych europejskich państw „uczcić” zamierzali 100 lecie odzyskania przez Polskę Niepodległości. Bardzo słusznie. Organizatorzy marszu zapowiedzieli, że nie ustąpią. W tej sytuacji Prezydent i Premier zadecydowali o odbyciu, na tej samej co Marsz Niepodległości trasie i w tym samym czasie oficjalnego Marszu Biało – czerwonej pod swoim patronatem. Wygląda na to, że będziemy mieli w Warszawie, z okazji 100-lecia niepodległości, marsz nacjonalistów i neofaszystów z całej Europy z Prezydentem i Premierem na czele. Przecież, jeśli nawet rząd, odpowiedzialny za ten marsz, „uzgodnił” z ONR i innymi, że pochowają oni na ten dzień swoje transparenty, banery itp., to przecież nie transparenty są zakazane, ale idee, które wyrażają, a to ludzie są nosicielami idei neofaszystowskich a nie flagi czy banery. A tacy ludzie właśnie podążać będą dumnie i butnie za pierwszymi osobami w państwie. Zanosi się na kolejny wielki „sukces” PiS i wielki, historyczny i narodowy dramat. Chyba że Piłsudski zejdzie z pomnika i machnie szablą.

Całe, z takim rozmachem i zadęciem zapowiadane obchody 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości, chociaż są wielką kompromitacją PiS, to niestety, są również wielką kompromitacją Polski. 100 lat temu Polska uzyskała niepodległość na mocy decyzji państw zwycięskich w I Wojnie Światowej.  12. listopada w krajach tych zastanawiać się będą co Polska z tą niepodległością zrobiła.

Rocznica 100-lecia odzyskania niepodległości jest klęską PiS na najważniejszym dla niego polu: pamięci historycznej.  Groteskowe, ale z całą powagą ogłaszane propozycje spacerów „tam i z powrotem” Krakowskim Przedmieściem, ogłaszanie przez Prezydenta marszu, a potem, wskutek niedogadania się z narodowcami co do jego charakteru wycofanie się Prezydenta, dzisiejsza, ad hoc podjęta decyzja sankcjonująca właściwie marsz narodowców i neofaszystów to kpina z tak ważnej i doniosłej rocznicy. Na tym tle jakże wspaniale i godnie prezentują się obchody rocznicowe organizowane przez samorządy. Na przykład w Poznaniu czy w Łodzi.

Autor: Jacek Uczkiewicz

Szczegóły na FB: https://www.facebook.com/jacek.uczkiewicz/about?section=bio&pnref=about

4 myśli w temacie “Narodowa tragifarsa na stulecie”

  1. A może potrzebna jest ta farsa. Uczestnicy będą nie do opanowania, służby niewładne, ofiary,szkody, winni wrogowie państwa i agenci, będą wymagane szczególne decyzje i rozwiązania nadzwyczajne…można tak dywagować ale czy tylko?

  2. To jest Jacku taki news-felietonik jaki zamieszczony zostanie na moim profilu i na „stronce” SFWM w dn. 11.11.-2018. (jest w całości) pt. „Wolność czy niepodległość”. Dot. m.in. tego o czym tu piszesz:

    Na kanwie zamieszania – by nie powiedzieć kompromitacji – jakie powstało wokół obchodów 100 rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości (jak powszechnie mówi cały polski mainstream polityczny) widać jak panująca hegemonia w dyskursie publicznym czyni go nader powierzchownym i płytkim. O tym świadczy nie tylko przykład z debaty prezydenckiej AD’2005 w której uczestnicy – Lech Kaczyński i Donald Tusk – zgodnie stwierdzili, bez żadnej refleksji, iż absolutnym wzorem w polityce jest dla nich Józef Piłsudski. Trudno przypuszczać, aby obaj nie znali polskiej historii. Pamięć prawicy jest jak widać krótka. Ten myślowy skrót uosabia mentalność polityków, reprezentujących ponoć wrogie, skłócone ugrupowania polityczne. Źródła ich inspiracji, ich sądów na temat polityki, kultury, społeczeństwa, człowieka zatrzymały się na ideach sprzed 100 i więcej laty. I to jest dramat naszego społeczeństwa który widać na co dzień.
    Hegemonia każdego dyskursu (taki charakter prowadzonej debaty publicznej jest immanentny zbiorowościom i wspólnotom nie-demokratycznym, patriarchalnym, doświadczającym paternalizmu ze strony rządzących) prowadzi zawsze na manowce. Zwłaszcza kiedy jego aktorzy odwołują się do zamierzchłych wartości, interpretując je wedle owych, zamierzchłych sposobów. Tak jest też z pojęciami wolności i niepodległości. Obaj, wspomniani we wstępie politycy, realnie i symbolicznie zawłaszczający wraz ze swoimi politycznymi partiami większość sceny publicznej mają bardzo podobne punkty widzenia w tej mierze. Chodzi o sposób widzenia historii, ludzi, świata i procesów go drążących dzisiaj. Świata jakże dalekiego od polsko-ropuszych, pełnej mitów, kompleksów, urazów, fantasmagorii i fantazmatów, wizji. W opowiadaniu >O CZYM SZUMIĄ WIERZBY / BAJKA O ROPUCHU< Kenneth Grahame zauważa celnie, iż ropuch ma zawsze ropuszą wizję piękna. I tak jest też z nadwiślańskim widzeniem rzeczywistości.
    W Polsce nastąpiło potworne pomieszanie dwóch pojęć: wolności i niepodległości. A w perspektywie powstania państwa polskiego w 1918 roku oba terminy są totalnie nadużywane, ale bez głębszej refleksji. Niepodległość formalna, wedle prawa międzynarodowego, traktatów, miejsca na mapie świata, z polską administracją, rządem, językiem polskim w urzędach, flagą, hymnem itp. imponderabiliami nie jest absolutnie jednoznaczna z poczuciem wolności obywateli. Podkreślam – obywateli, nie traktowanych wedle prawicowo-narodowych konotacji. Bo to nawet nie chodzi o to, iż niepodległe państwo może być de facto nie suwerenne (co dziś w epoce globalnego, neoliberalnego kapitalizmu jest szczególnie widoczne), ale o indywidualne, subiektywne poczucie wolności poszczególnych członków społeczeństwa. Niepodległe, suwerenne – jak zapewniają od 1989 roku oba niesłychanie podobne do siebie polityczne byty (PO i PiS), pro-neoliberalne i konserwatywne w XIX wiecznym sposobie myślenia o suwerenności (kojarzonej z niepodległością) – nie oznacza, iż może być utożsamiane z wolnością obywatelską i ogólnoludzką. To tradycyjny i prawicowy sposób łączenia państwa polskiego z wolnością. Nic bardziej mylnego. Niepodległe, ale ludzie nie czują się wolni, bo wolność jest krucha, wybiórcza, a panujący paternalizm skutecznie tłamsi to subiektywne odczucie. Wolność bez równości i braterstwa, solidarności i równych szans dla wszystkich, jest pustym, nic sobą nie niosącym, znaczeniem.
    Może więc lewica rokrocznie w dzień 11 listopada winna mówić nie o niepodległości, nie o wolności, ale o odzyskaniu państwowości przez Polskę w 1918 roku ? Byłoby to uczciwe i prawdziwe wg mnie podejście do tego tematu.

    A tu Ci Jacku podsyłam link do moich blogowych refleksji na te tematy o których mówiliśmy ostatnio "przy okrągłym stole" u Papy Litwińca:
    http://lewica.pl/blog/czarnecki/31983/

    Pozdrawiam – radek cz

    1. W pełni się z tobą zgadzam – odzyskanie państwowości jest u na zaniedbane (celowo?). W świetnej debacie, jaką niedawno organizowała stacja TVN24 brytyjski historyk Zamoyski zwracał na to uwagę. Problem moim zdaniem leży nie tylko w tym, że gdyby zliczać okres nieobecności państwa polskiego na mapach, to nie było by to wcale 123 lata, ale mniej niż 100 lat. Poważniejszy problem jaki mamy to ten, na co Zamoyski zwrócił uwagę, że państwowość (konkret ) jest dla nas mniej ważna niż niepodległość (pojęcie zawsze umowne). Poza tym, jeżeli okrągła rocznica, która dzisiaj wydaje się być bardzo kanciastą, ma czemuś służyć, to najlepiej refleksji nad przyczynami upadku polskiej państwowości. A takiej rzetelnej dyskusji wszyscy unikają jak ognia.

      1. Tak jest, a przy okazji – pojęciami niepodległość i wolność szermuje się „bez pamięci” de facto nie bardzo wiedząc o co tak naprawdę w nich chodzi i jak logicznie, racjonalnie te terminy zdefiniować. One są „nie-ostre” czyli „gumowe”, można w nie wkładać różne treści, podpinać pod nie szeroką gamę własnych interpretacji czy „chciejstwa” (to za Wańkowiczem). Dla niedouczonych, intelektualnie niesprawnych, bez wizji i przewidywalności efektów wypowiedzianych przez siebie słów polityków i żurnalistów to „łakomy kąsek”, gratka, okazja do „wykazania się i popisania” (ale w formie a’rebuors). Natomiast „państwowość” jest już terminem zdefiniowanym jednoznacznie i jasno określonym, choć w dzisiejszym świecie i to pojęcie traci na znaczeniu, bo samo państwo „wycofuje się”, jest spychane przez siły …… globalnego kapitału, wirtualną przestrzeń i jej totalizm (o którym Ty mówiłeś m.in. przy „okrągłym stole”), powszechne rozproszenie i dyspersję, która powoduje destrukcję większych organizmów, modę na decentralizację itd. Uważam, że powinno się mówić o państwowości, bo to jest najważniejsze, a jak napisałem – niepodległość, suwerenność czy wolność to mogą być byty rozbieżne z państwowością. I sprzeczne wobec siebie. Nie kryję po raz któryś z rzędu szacunku i admiracji wobec Skandynawów: otóż na 100 lecie – jak Polska – swej państwowości Finlandia zafundowała sobie wspaniałą, dostępną dla wszystkich super-nowoczesną bibliotekę w Helsinkach. Coś trwałego i użytkowego dla ludzi, dla społeczeństwa, dla wspólnoty. My nadal „kąpiemy” się w traumie po przegranych powstaniach, po klęskach, peregrynujemy po cmentarzach, pochylamy się nad trumnami, maszerujemy dziarsko z chorągwiami dując w surmy bojowe: a Finowie mieli swoją historię nie mniej opresyjną – ze strony sąsiadów – niż my. I co …….?

Skomentuj Radosław S. Czarnecki Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *