SOCJALISTYCZNA PLATFORMA PROGRAMOWA SLD

Na naszych oczach postępuje gwałtowne rozwarstwianie się ludzkości. Jak wynika z raportu eksperckiej Grupy OXFAM, prezentowanego podczas ostatniego Kongresu w Davos:

  • w minionym (2018) roku zanotowano największy na świecie przyrost miliarderów. Średnio jeden miliarder przybywa co dwa dni i na dzień publikacji raportu było ich 2.043. 10% miliarderów to kobiety.
  • w ciągu minionego roku majątek tej elitarnej grupy wzrósł o 762 mld USD. Jest to suma wystarczająca na siedmiokrotne zlikwidowanie skrajnego ubóstwa na świecie.
  • w okresie 2006 – 2015 zarobki zwykłych pracowników wzrastały średnio o 2 % rocznie, podczas gdy majątki miliarderów rosły 6 razy szybciej: 13% rocznie.
  • 82% całkowitego wzrostu majątku w minionym roku trafiło w ręce 1 % ludzi, podczas gdy najbiedniejsza, dolna połowa społeczeństwa nie odnotowała żadnego wzrostu.
  • 42 osoby wykazują dzisiaj majątek równoważny majątkowi 3,2 miliardów najuboższej części ludzkości. W USA 3 najbogatsze osoby dysponują majątkiem większym niż połowa całej populacji.
  • najbogatszy 1% ludzkości posiada większy majątek niż cała reszta.

Polska, gdzie jak podaje inny raport, młodych francuskich ekonomistów, „Jak nierówna jest Europa”, 10% najbogatszych obywateli ma aż 40% udział w PKB jest niechlubnym liderem nierówności ekonomicznych na Starym Kontynencie, dorównując skalą i tempem tego zjawiska Stanom Zjednoczonym.

Nie tylko o nierówności ekonomiczne chodzi. W XXI wiek świat wkroczył z zupełnie nową świadomością zagrożeń ekologicznych. Nie konflikty zbrojne, wojny światowe, ale właśnie zmiany klimatyczne coraz częściej wskazywane są jako główne zagrożenie dla bytu człowieka. Co raz wyraźniej dostrzegamy problem przetrwania naszego gatunku. Jeszcze ostrzej na tym tle rysuje się więc kwestia równości prawa i warunków różnych grup społecznych do przetrwania. Wszak zanim gruby schudnie, chudy zemrze – głosi ludowe porzekadło.

To nie koniec nowych albo znanych, ale pojawiających się z niebywałą siłą źródeł nierówności społecznych. Bogatsi zawsze mieli lepsze warunki życia, lepszą opiekę medyczną. Dzisiejszy świat staje jednak wobec realnych możliwości genetycznego modyfikowania człowieka, tak, aby żył on 2, 3 razy dłużej niż obecnie, był odporny na choroby a ponadto intelektualnie i fizycznie znacznie sprawniejszy od dzisiejszego homo sapiens. Oczywiście takie zabiegi będą bardzo kosztowne i dostępne tylko dla nielicznych. Pojęcie „rasa nadludzi” stanie się wkrótce pojęciem fizycznym, biologicznym a nie li tylko ideologicznym.

Kolejnym, ale bynajmniej nie ostatnim i nie bagatelnym źródłem nowych nierówności społecznych XXI wieku jest rewolucja informatyczna, a konkretnie nie do powstrzymania ekspansja rozwiązań z obszaru sztucznej inteligencji (SI) w każdym obszarze życia człowieka. SI niesie z sobą bardzo wiele potencjalnych korzyści, ale jak każdy żywioł również bardzo wiele zagrożeń dla człowieka. Nie bez powodu wybitny Stephen Hawking był przekonany, że SI zniszczy ludzką rasę. Być może tak, ale na dzisiaj i jutro podstawowym zagrożeniem dla człowieka, jakie niesie ze sobą SI jest odzwyczajanie go od samodzielnego myślenia, samodzielnego podejmowania decyzji, idąc śladem Whiteheada – uwalnianie go od trudu myślenia. Przykładem niech będą słynne fabryki trolli i ich udział w kampaniach wyborczych w USA, Wielkiej Brytanii, oraz, jak się okazuje, również w Polsce. To jednak dopiero skromne początki. Władcy algorytmów, na których opiera się i będzie się opierać SI będą prawdziwymi władcami świata: tego ekonomicznego, materialnego i zapewne ideowego. Już dzisiaj wspomniana wąska grupa najbogatszych obywateli USA kieruje 80% rozwiązań z zakresu nowych technologii informatycznych w tym kraju.

Prawo człowieka do przetrawiania, prawo do podmiotowości, prawo do oświaty i zdrowia – te tradycyjne postulaty lewicy XIX i XX wieku zyskują dzisiaj niebywale na znaczeniu, przybierają inne niż 100 lat temu, dużo bardziej dramatyczne oblicze. Problemy, które zarysowałem same się nie rozwiążą. Co robić?

Powrócić trzeba do podstawowego postulatu i celu międzynarodowego ruchu socjalistycznego – zniesienia klas społecznych, a na dzisiaj powstrzymania tworzenia się nowych klas nadludzi. Myśl socjalistyczna zdaje się znowu rozkwitać w świecie. Wielka Brytania, Ameryka Łacińska – to dziś główne ośrodki rozwoju nowej myśli socjalistycznej. Ale i w samym sercu neoliberalizmu – w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej widać znamienne zmiany. Jak podaje Instytut Gallupa na podstawie swoich badań z 2018 r. 57 % członków Partii Demokratycznej uznaje wyższość socjalizmu nad kapitalizmem, a 37% Amerykanów pozytywnie ocenia wartości socjalistycznych idei. Dla wielu ludzi na świecie jedynym ratunkiem dla ludzkości są społeczne i gospodarcze rozwiązania właściwe socjalizmowi.

Myśl socjalistyczna w Polsce jeszcze żyje, nawet się rozwija, ale jest tak przytłoczona pogardą mainstreamu, że do ogólnego dyskursu politycznego przebija się z olbrzymim trudem jeśli w ogóle.

Z powinowactwem z ideami socjalizmu nie obnosi się także Sojusz Lewicy Demokratycznej. A szkoda. Nie tylko dlatego, że jego poprzedniczka – Socjaldemokracja Rzeczypospolitej Polskiej w swojej założycielskiej deklaracji stwierdzała, że czerpać będzie również z dorobku polskiej myśli socjalistycznej, ale przede wszystkim dlatego, że nie próbując odnieść się do najważniejszych wyzwań XXI wieku znakomicie osłabia swoją pozycję partii lewicowej. Sama polityka historyczna to za mało, aby zdobyć zaufanie „lewoskrętnej” części społeczeństwa, zwłaszcza jego młodych przedstawicieli. Potrzebna jest wiarygodna idea, wizja lewicowego państwa i społeczeństwa XXI wieku. Obecny program SLD zawiera same słuszne postulaty. Warto jednak zastanowić się nad tym, których z nich SLD jest obecnie jedynym propagatorem. Przekonywanie, że my będziemy robić to samo, co inni, tylko lepiej może okazać się mało skuteczne.

Jest jeszcze jeden powód, dla którego SLD powinna otworzyć się na problem neosocjalizmu w świecie. Powodem tym jest stworzenie możliwości porozumiewania się z różnymi nurtami lewicowymi, które gdzieś podskórnie, ale przecież się w Polsce toczą. Tym bardziej, że obecne w programach już prawie wszystkich partii pakiety socjalne oraz coraz wyraźniejszy kryzys neoliberalizmu a więc i jego akolitów rozmazuje dotychczasowe, chciało by się rzec klasyczne pojęcia takie jak socjaldemokracja. Kryzys europejskich partii socjaldemokratycznych w sposób widoczny wiernie towarzyszy kryzysowi neoliberalizmu.

Cały powyższy wywód potrzebny był po to, aby uzasadnić inicjatywę powołania w ramach SLD Socjalistycznej Platformy Programowej. Jej głównym celem powinno być przygotowywanie projektów zapisów programu SLD, zmierzających do najważniejszych dla ludzi wyzwań niedalekiej już przyszłości, inspirowanych tradycyjną i współczesną myślą socjalistyczną. Jej celem z całą pewnością nie powinno stać się nawoływanie do restytucji minionego ustroju realnego socjalizmu. Socjalizm – tak, ale w zakresie określonym akceptacją obywateli wyrażoną w demokratycznych wyborach. Uważam, że Socjalistyczna Platforma Programowa może stać się szansą dla SLD na uaktualnienie i wzbogacenie swojego programu, a może także i swojej misji.

Przykładem takiej szczegółowej bardzo propozycji może być postulowanie powołania w Unii Europejskiej (choć szczebel krajowy jest również możliwy i potrzebny) wyspecjalizowanej agencji, która dopuszczać będzie do stosowania algorytmy, według których działać będą maszyny oparte na sztucznej inteligencji. Konkretnie agencja taka sprawdzać będzie, czy algorytmy te zostały wytworzone zgodnie z zasadami gwarantującymi, że będą one przyjazne człowiekowi i nie będą działały na jego szkodę. Skoro każde lekarstwo, aby mogło być przedmiotem obrotu na terenie Unii musi uzyskać akceptację Europejskiej Komisji d.s. Leków, to tym bardziej algorytmy, które oddziaływać będą na każdego człowieka, powinny być weryfikowane przez wyspecjalizowane instytucje pod kątem ich bezpieczeństwa. Trudne, ale możliwe i moim zdaniem niezbędne.

Inicjatywę utworzenia Socjalistycznej Platformy Programowej ogłosiliśmy niedawno podczas miejskiej konwencji SLD we Wrocławiu. Aby mogła ta platforma zrealizować swoje cele musi być mieć charakter ogólnokrajowy i musi być otwarta na członków spoza SLD. Dlatego zwracam się do członków i sympatyków SLD, zainteresowanych powołaniem SPP SLD o zgłaszanie swojego akcesu do grupy inicjatywnej, najlepiej na adres e-mail: uczkiewicz.jacek@gmail.com.

Zbliżające się święta Wielkiej Nocy powszechnie uznawane są za święta odradzania się, powrotu do życia. Dodatkowo bliskość socjalistycznego Święta Pracy sprawia, że to dobry moment dla renesansu myśli socjalistycznej w Sojuszu Lewicy Demokratycznej.

O potrzebie skrócenia kiełbasy

Protest nauczycieli trzeba wspierać. Z wielu różnych powodów. Dla mnie jest to też  forma hołdu  nauczycielom, moim wychowawcom, z których wielu pamiętam, którym jestem wdzięczny za ich mądrość i zaangażowanie. Wspierać protest nauczycieli należy nie tylko ze względów moralnych – również ze względów patriotycznych, z racji odpowiedzialności za Polskę. Oczywiście w arsenale dział wytoczonych przez rząd znalazło się i to o „politycznym charakterze strajku”. Kiedyś, w okresie społecznych niepokojów w latach siedemdziesiątych, spotkałem się z konstatacją, że w Polsce nawet zupa jest sprawą polityczną. Zupa, a co dopiero warunki pracy i los setek tysięcy nauczycieli szkolnych i przedszkolnych, co dopiero jakość systemu oświaty. Ironia zarzutu politycznego charakteru strajku w tym się też zasadza, że drugą stroną konfliktu jest państwo par excellence polityczne, po drugiej stronie negocjacyjnego stołu zasiadają członkowie kierownictwa rządzącej partii politycznej, sterowani z Nowogrodzkiej.

Strajk nauczycieli jest polityczny w tym sensie, że obnażył obłudę polityki PiS, polityki przedwyborczego rozdawnictwa ocierającego się o polityczną korupcję, polityki opartej na nachalnej propagandzie, na informacyjnych kłamstwach. Rząd PiS nie zasiadł do negocjacji z nauczycielami z wolą porozumienia, znalezienia jakiegoś racjonalnego kompromisu. Już wcześniejsze „prezenty Jarosława Kaczyńskiego dla społeczeństwa”, jak kolejne kiełbasy wyborcze określił nie kto inny jak wicepremier rządu, oprotestowane zostały przez pisowskiego ministra finansów. A tutaj nowe żądania, a za nimi kolejka następnych roszczeniowych grup budżetówki. Strajk nauczycieli pokazał, jak krótkie nogi ma polityka ostentacyjnego szastania publicznymi pieniędzmi, demonstrowania, że pod rządami Nowogrodzkiej stać nas na wszystko, polityka ukierunkowana na uzyskiwanie doraźnych efektów wyborczych realizowana kosztem unikania rozwiązywania problemów systemowych. O niepokojach w środowisku nauczycielskim rząd wiedział doskonale, pieniądze były, postanowiono jednak wydać je na kiełbasę, zamiast na rozwiązanie problemu o istotności dla całego państwa nie do przecenienia. Nikt racjonalnie myślący nie da wiary rządowym „propozycjom”. To gruszki na wierzbie, tyle tylko, że rosnącej gdzieś na Marsie. Dysponowanie nie swoimi pieniędzmi – to też spécialité de la maison obecnych władców Polski. O impertynencji rządu świadczy i to, że znając problemy nauczycielskie swoją  alternatywę, głęboko systemową, wybiegającą daleko w przód położył na stole na 36 godzin przed zapowiedzianą datą rozpoczęcia strajku. Przedłożył ją ponadto nie stronie związkowej, a dziennikarzom. Przekaz medialny jest dla PiS zawsze najważniejszy.

Rząd od początku konfliktu zdecydowany była na wariant konfrontacyjny. Konfrontacja, dzielenie społeczeństwa, dezinformacja – to ukochane narzędzia polityki społecznej PiS. Z wielu powodów rząd będzie robić wszystko, aby nie zrealizować płacowych żądań nauczycieli. Strona finansowa jest tylko jednym z aspektów, moim zdaniem nie najważniejszym. W postawie PiS wobec nauczycielskich postulatów zawiera się istota polityki tej partii wobec inteligencji, wobec nauki, wobec społeczeństwa obywatelskiego. Naturalną drogą strajk polskich szkół stał się też sprawą relacji rząd – samorząd terytorialny. Samorządy, na barki których bezceremonialnie przerzuca się finansowe koszty pisowskich pomysłów, w oczywisty sposób wspierają nauczycieli. Ujarzmienie niesfornych nauczycieli otworzy natomiast bramy PiS do nieskrępowanej „dobrej zmiany” w systemie oświaty, do dalszych, pogłębionych zmian programowych i czystek kadrowych, do dalszego obciążania samorządów.

Stawką strajku polskich szkół jest więc przyszłość naszego kraju.  Dlatego patriotycznym obowiązkiem powinno stać się wspieranie słusznych postulatów nauczycieli. Nie będzie to łatwe. Ceną mogą być perturbacje i turbulencje w tegorocznych egzaminach i procesie rekrutacyjnym i związane z tym problemy dzieci i rodziców. Ale stawka jest olbrzymia i warto te doraźne przecież niewygody znieść.

Rozwiązania nauczycielskich problemów należy domagać się nie za lat kilka, w ramach jakiejś mglistej, kolejnej reformy („którą przeprowadzimy, jak nas wybierzecie”), ale w obecnych warunkach budżetowych. To w rękach tego rządu, który jest naturalną stroną konfliktu, leżą wszystkie ku temu narzędzia prawne, ekonomiczne i finansowe. Ale  tylko w ramach tegorocznego budżetu. Trzeba więc zmusić PiS do skrócenia swojej kiełbasy wyborczej. Tu i teraz.

Trolllandia

To kiedyś musiało się stać. Od kilku lat opinia publiczna bulwersowana jest opisem praktyk różnych zagranicznych firm, wykorzystujących Internet do brudnej wojny politycznej, do dezinformowania ludzi i stymulowania ich do podejmowania „jedynie słusznych” decyzji wyborczych. Chociaż wszystko zaczęło się od R. Merciera i zaangażowania się jego spółek w internetowe „podkręcanie” prezydenckiej kampanii Trumpa czy brytyjskiego referendum w sprawie opuszczenia przez UK Unii Europejskiej, to szybko pojawiły się doniesienia o rosyjskich lub prorosyjskich, chińskich, amerykańskich farmach trolli, profesjonalnie zajmujących się tworzeniem i rozpowszechnianiem w sieci najordynarniejszych kłamstw i oszczerstw, wdzięcznie nazywanych „fake newsami”. Przez dłuższy czas można było odnieść wrażenie, że ta nieetyczna wojna polityczna toczy się ponad naszymi głowami, gdzieś tam, ale nie u nas w Polsce. Wprawdzie od 2015 r. krążyły plotki o wspomaganiu PiS-owskiej kampanii przez zorganizowane i opłacane grupy trolli, to jednak na plotkach się kończyło. Do 31. kwietnia 2019 r.

W tym właśnie dniu kanał TVN24 wyemitował reportaż redaktorów A. Sobolewskiej i B. Kittela „Fabryka trolli”, dokumentującego działanie jednej z funkcjonujących w naszym kraju spółek profesjonalnie zajmujących się tworzeniem i rozpowszechnianiem kłamstw. To bardzo ważny, znamienny dokument, a przynajmniej powinien zostać za taki uznany. Okazuje się więc, że produkcja i rozpowszechnianie kłamstw może być nie tylko zajęciem legalnym ale i wcale dochodowym. Spółka pokazana w reportażu Sobolewskiej i Kittela tworzyła i rozpowszechniała fake newsy jednoznacznie wspierające działalność Prawa i Sprawiedliwości, ale zgromadzony materiał zmusza do głębszych refleksji.

Pierwsza refleksja musi dotyczyć moralnego i etycznego charakteru ujawnionej działalności. Prawo z całą bezwzględnością ściga oszustwa finansowe. Oszustwa fabryk trolli są jednak, moim zdaniem, wielokrotnie bardziej szkodliwe dla obywateli, społeczeństwa i państwa. Fabryki te nie kradną dóbr materialnych, ale poprzez celowo rozpowszechniane kłamstwa kradną to, co dla istoty ludzkiej powinno być najcenniejsze: jej osobowość. Mało tego, te ukradzione, zmodyfikowane według założonego z góry modelu osobowości zamieniają na pieniądze, czerpiąc z tego niecnego procederu wcale nie mały – jak się okazuje – dochód. Niestety, mamy to, czego chcieliśmy. Ileż to razy spotkałem się z publicznymi stwierdzeniami polityków i dziennikarzy, że kampanie wyborcze są po to, żeby kłamać, żeby „uwodzić wyborców”. Technologia cyfrowa pozwoliła takim poglądom rozwinąć skrzydła. Ale czy jesteśmy na to skazani? Czy jesteśmy bezbronni?

Cybernetyczna rewolucja niemal codziennie stawia przed systemami prawnymi poszczególnych państw co raz to nowe wyzwania, kreuje sytuacje i relacje pomiędzy instytucjami i obywatelami dotychczas nieznane. Ludzie, instytucje i organizacje, odpowiedzialne za to, aby systemy prawa funkcjonowały ku pożytkowi publicznemu, sprzyjały spójności obywatelskiej wspólnoty będącej fundamentem demokratycznego państwa, szybko, bez zbędnej zwłoki reagować powinny na pojawiające się zagrożenia dla tej wspólnoty. W przypadku „fabryk kłamstw” nie spotykamy się z żadną reakcją, z żadnymi próbami ustosunkowania się na przykład Ministerstwa Sprawiedliwości do tych procederów. Można nawet odnieść wrażenie graniczące z pewnością, że politycy sprzyjają instytucjonalnym, internetowym  siewcom nieprawdy. Nie tylko pierwszy szeryf RP nie zabrał głosu w tej sprawie, ale w publicznym wystąpieniu jego zastępca sankcjonował wręcz ujawnione przez dziennikarzy działania fabryki trolli, twierdząc, że „inni czynią podobnie”. Mało tego. Emisja wspomnianego reportażu zbiegła się z hucznie zapowiadaną „modyfikacją” programu wyborczego PiS. Prezes tej partii ogłosił bowiem szczególny dodatek do swojego wyborczego pakietu korupcyjnego, znanego jako „piątka Kaczyńskiego” wzbogacając go o „dar wolności”, czyli sprzeciw wobec uchwalonego przez Parlament Europejski   poparcia dla projektu Dyrektywy UE o ochronie praw autorskich w Internecie. Z właściwym dla siebie cynizmem Kaczyński najpierw kreuje zagrożenie (domniemany zamach na wolność Internetu) aby heroicznie ogłosić: „ja was przed tym zagrożeniem uchronię”. Nie przypominam sobie, aby Jarosław Kaczyński, ani jakikolwiek PiS-owski polityk publicznie wypowiadał się przeciwko internetowym fabrykom kłamstw. Jak widać wolność w Internecie to dla PiS wolność dla profesjonalnego, zawodowego kłamstwa. Gwoli sprawiedliwości politycy innych ugrupowań również omijają ten aspekt „nowej jakości” jaką w naszym życiu są fabryki trolli, ale od PiS, z racji przyjętej za państwo odpowiedzialności (o nazwie partii nie wspominając) oczekiwać należy więcej.

Mógłby ktoś powiedzieć, że nie potrzebujemy żadnych nowych regulacji, gdyż mamy Kodeks Prawa Cywilnego i jeśli ktoś czyje się oszukany, to może na drodze prawa cywilnego dochodzić zadośćuczynienia. I tutaj w całej jaskrawości przejawia się charakter cybernetycznej rewolucji. KPC , ze swoją filozofią i logiką powstawał w czasach, kiedy nie było Internetu, kiedy  anonimowe, na masową skalę rozpowszechnianie kłamstw, oszczerstw nie było tak łatwe i tak skuteczne jak dzisiaj. To zupełnie nowa jakość.

W emitowanym przez TVN reportażu „redaktor” fabryki trolli stwierdza wprost, że to co oni robią to „nowoczesne dziennikarstwo. Co na to dziennikarze „starej daty”? Komercjalizacja mediów zepchnęła zawód dziennikarski w stronę emocji, sensacji, półprawd.  Fabryki trolli doprowadzają tradycyjne dziennikarstwo pod ścianę: albo zdoła ono przeciwstawić się „nowej fali”, albo uzna nowe standardy za swoje. Ta druga opcja jest zbyt drastyczna, aby poświęcać jej miejsce i czas. Trzeba jednak postawić pytanie, czy ujawniona przez dziennikarzy TVN fabryka trolli jest jedyną taką działającą w Polsce? Kto jeszcze zawodowo trudni się tym brudnym interesem? I jeszcze jeden aspekt. Fabryka trolli to nie polski „wynalazek”, to import. Podobne instytucje dawno temu rozwinęły się na świecie. Być może wyglądają one tak, jak to przedstawiono w świetnym serialu  „Homeland” , być może są bardziej lub mniej rozwinięte. Nie będzie jednak zbyt dużą przesadą, jeżeli uzna się, że nasza, rodzima fabryka kłamstw to w gruncie rzeczy chałupnictwo, które ma się tak do tych najbardziej technologicznie i organizacyjnie zaawansowanych fabryk trolli jak taczki do promu kosmicznego. Czyli wszystko jeszcze przed nami!

Nie sposób przy okazji dywagacji nad reportażem „Fabryka trolli” uciec od jeszcze jednej uwagi. Uwagi nie tyle krytycznej ile wynikającej z problemu w nim zasygnalizowanego, ale nie rozwikłanego przez autorów. Młody „przedsiębiorca” chwalący się tym, że zaczynał od spółki z wkładem dwa razy po półtora tysiąca złotych obnosi się po krótkim w końcu okresie funkcjonowania, wypasionym samochodem osobowym i w ogóle tryska satysfakcją z biznesowego sukcesu. Bardzo ciekawe byłoby sprawdzenie skąd pochodzą te pieniądze. Jakie są realne przepływy finansowe w fabrykach trolli. Kto płaci za oszustwa. Trzeba się spieszyć, gdyż sami przedsiębiorcy nie skrywają tego, że są świadomi wielce podejrzanego charakteru swojej działalności.

I na koniec proste pytanie. Czy polska lewica przedstawi swój stosunek do tych problemów i swoją propozycję ochrony społeczeństwa przed zinstytucjonalizowanym kłamstwem w sieci?