God save the NIK!

Nigdy jeszcze w nowożytnej (po 1989 r. ) nie było takiej wymiany kierownictwa Najwyższej Izby Kontroli jaka zapowiadana jest na  dzisiaj. Dyskontynuacja – to nowa jakość, którą PiS wprowadza do bardzo ważnej, wrażliwej sfery działania państwa jaką jest zewnętrzna, niezależna kontrola działalności instytucji publicznych i gospodarowania publicznym majątkiem. Decyzja świeżo wybranego Prezesa NIK, którego kompetencje do sprawowania tego ważnego urzędu zostały publicznie poważnie zakwestionowane, o zdymisjonowaniu wszystkich wiceprezesów NIK uzasadnia obawę, że okres względnej apolityczności Izby mamy za sobą.

W pierwszym komunikacie o „dobrowolnym” urlopie Prezesa NIK podała, że do czasu wyjaśnienia jego afery funkcje prezesa będzie pełnił najstarszy stażem wiceprezes. Ta decyzja zgodna była z dotychczasową dobrą praktyką i nie budziła zastrzeżeń. Jednak, w ciągu kilku godzin zaszły dwa wydarzenia: Prezes NIK odłożył swój urlop o kilka dni, oraz złożył wniosek o zwołanie nadzwyczajnego posiedzenia sejmowej Komisji Kontroli Państwowej w celu rozpatrzenia jego wniosku o dymisję wszystkich trzech urzędujących wiceprezesów i powołanie jednego – swojej zaufanej współpracownicy. Od razu widać, że scenariusz taki nie był pisany na ulicy Filtrowej co potwierdza moje wcześniej wyrażone obawy, że Prezes NIK będzie kolejną pacynką na palcu „naczelnika” państwa.

Podstawę prawną funkcjonowania Najwyższej izby Kontroli stanowią stosowne zapisy Konstytucji RP i ustawy o NIK z grudnia 1994 r. (z późniejszymi zmianami). Mam prawo uznawać się za współtwórcę tej ustawy, uchwalonej przez Sejm po rocznej, wytężonej pracy specjalnie w tym celu powołanej podkomisji sejmowej, której miałem zaszczyt przewodniczyć. Byłem też sprawozdawcą ustawy przeprowadzając przyjęty przez Komisję Ustawodawczą projekt przez cały proces legislacyjny w Parlamencie. Ustawa miała wszelkie cech ustawy ustrojowej. Stwarzała podstawy do działalności Najwyższej Izby Kontroli w państwie demokratyczny, normowała na nowo relacje pomiędzy kontrolerem a instytucją kontrolowaną oraz między NIK a Parlamentem. Projekt ustawy przygotowała Izba pod kierownictwem jej Prezesa – Lecha Kaczyńskiego, który osobiście prezentował go na posiedzeniu Komisji Ustawodawczej w listopadzie 1993 r. Projekt NIK-owski przykładał olbrzymią wagę do kwestii niezależności Prezesa NIK słusznie uznając, że jest to ważne element stabilności państwa. Przyjęte ostatecznie przez Sejm rozwiązania potwierdzone zostały później w Konstytucji RP.

Ustawa o NIK z 1994 r. była przełomowa, otwierała NIK drogę do roli nowoczesnego, zewnętrznego audytora państwa, strażnika publicznych pieniędzy w nowych uwarunkowaniach ustrojowych. Stworzyła możliwość transformacji NIK z państwowego kontrolera do roli profesjonalnego, nowoczesnego, zewnętrznego, niezależnego audytora funkcjonowania państwa. Uczyniła z Izby ważną państwowotwórczą instytucję rodzącej się demokracji.

Od 1994 r. bardzo wiele zmieniło się w kontrolnym otoczeniu Izby: znacznie ograniczona została państwowa własność w gospodarce, coraz więcej środków publicznych wydawane jest przez samorządy, w kontroli których Sejm wykluczył kryterium celowości, wreszcie Polska stała się członkiem Unii Europejskiej i beneficjentem nowego, potężnego strumienia środków publicznych. Dynamicznie zmieniały się też międzynarodowe standardy audytu finansowego i wykonania zadań. Dramat NIK polegał i nadal polega na tym, że choć ustawa z 1994 r. wymaga od dawna unowocześnienia, udoskonalenia w świetle wyżej wymienionych procesów ale też i w świetle kontrolerskiej praktyki NIK w tym okresie, to dotychczasowe jej zmiany – nie wchodząc w szczegóły – były raczej natury przyczynkarskiej i często cofały NIK na drodze do nowoczesnej według międzynarodowych standardów instytucji audytorskiej. Innymi słowy NIK czeka wciąż na mądrego ustawodawcę, mądrzejszego niż ten z 1994 r. choćby o doświadczenia z 15 lat jej stosowania.

Do tej pory, chociaż okazji do tego było co niemiara, PiS nigdy nie odkrywał swoich kart odnośnie  przyszłości Najwyższej Izby Kontroli. Nigdy nie wypowiadał się w sprawach podstaw i zasad jej funkcjonowania, nie wnosił żadnych projektów modyfikacji, doskonalenia  ustawy o Najwyższej Izbie Kontroli, zwiększania jej skuteczności i niezależności choćby z duchem projektu wniesionego przez Lecha Kaczyńskiego w 1993 r. Nie czynił tego mając pełną kontrolę nad Parlamentem, w którym ustawy przepychał z prędkością podświetlną niemal. Pierwszym działaniem jest właśnie supermiotła Banasia. Zwiastuje ona wszystko co najgorsze: zastraszenie pracowników, kadrowe trzęsienie ziemi w NIK – bez żadnej – co podkreślam – wizji rozwoju i doskonalenia tej instytucji.

Zwołanie na dzień dzisiejszy nadzwyczajnego posiedzenia sejmowej Komisji Kontroli Państwowej, błyskawiczne odwołanie wszystkich wiceprezesów jest ostatecznym i bezsprzecznym potwierdzeniem upolitycznienia Izby i uczynienia z niej narzędzia do realizacji celów jednej partii. PiS najwyraźniej nie wyklucza tego, że w wyniku wyborów może utracić większość parlamentarną. Całą Izbą, bez żadnego wsparcia ze strony wiceprezesów, kierować będzie więc jednoosobowo osoba bez żadnego doświadczenia w kierowaniu taką instytucją. Jedynym prezentowanym argumentem przemawiającym za kandydatką jest to, że jest „zaufaną osobą pana Banasia”. Już nie chcę nawet dociekać co stanie się, gdy w czasie pełnienia swojej podwójnej funkcji pani nowa wiceprezes nieoczekiwanie zachoruje? Ale jest coś znacznie więcej. Rozwiązanie takie stanowi poważne naruszenie Art. 202 ust. 3 Konstytucji RP, który stwierdza: „Najwyższa Izba Kontroli działa na zasadach kolegialności” oraz  Art.1. ust.3 obowiązującej Ustawy o NIK. To właśnie tą, jedną z fundamentalnych, konstytucyjnych zasad działania NIK zamierza złamać  dzisiaj PiS.

Jeżeli za dwie godziny  dojdzie w Sejmie do wymiany trzech wiceprezesów na jednego, nowego, któremu Prezes NIK zapowiedział powierzenie swoich obowiązki na czas do wyjaśnienia stawianych mu publicznie poważnych zarzutów, będzie to stanowić delikt konstytucyjny, uzasadniający postawienie obecnej Marszałek Sejmu przed Trybunałem Stanu w sprzyjających demokracji okolicznościach – czego, , się domagam.

Jeżeli dzisiaj PiS w taki sposób traktuje konstytucyjne i ustawowe zapisy w stosunku do sytuacji, jaką stworzył wybrany przez niego Prezes NIK, to jak prezes ten stosować będzie prawo kontrolując swoich kolegów?

Dziwić się tylko mogę dlaczego Jarosław Kaczyński zrobił takie świństwo swojemu bratu Lechowi. Dlaczego dopuścił do ośmieszenia i podważenia ex ante wiarygodności NIK w kraju i zagranicą dopuszczając do powołania na stanowisko, które niegdyś piastował jego brat osobę, która sama w sobie jest zaprzeczeniem wiarygodności, na którą przestępcy (a może i specjalne służby krajowe i zagraniczne) mają poważne „haki”. Dlaczego rujnuje to, co Lech Kaczyński, jego brat, na tragicznej śmierci którego wyniesiony został do  pozycji władcy niemal absolutnego, dla Najwyższej Izby Kontroli uczynił.

W Krakowie daje się odczuć podziemne wstrząsy. Epicentrum znajduje się ponoć pod Wawelem. To zapewne Lech Kaczyński przewraca się w grobie i tupie nogami.

God save the NIK!

Chrząstawa Wielka, 26.09.2019 r. godz. 12:29.

Masz problem – zadzwoń do Banasia

Okoliczności powołania Mariana Banasia na funkcję Prezesa Najwyższej Izby Kontroli budzą coraz więcej wątpliwości. Trudno mi, człowiekowi, który 10 lat swojego życia zawodowego poświęcił doskonaleniu roli NIK jako instytucji państwowo-twórczej, doskonaleniu warsztatu pracy kontrolera i budowaniu społecznego zaufania do tej instytucji przechodzić obojętnie wobec publikowanych ostatnio informacji o majątku byłego szefa służb skarbowych, wiceministra i ministra finansów.  Moje refleksje z dnia dzisiejszego przedstawiam, w imię zwięzłości, w punktach.

  1. Ustawodawca w Konstytucji i w ustawie o NIK zawarł bardzo silne gwarancje niezależności Prezesa NIK. Nie jest to oczywiście gest w stronę osoby powołanej na ten urząd, ale głęboka troska o państwo. Prezes NIK według prawa, jest strażnikiem i obrońcą najważniejszej cechy Izby: jej niezależności i obiektywności. Te rozwiązania prawne mają służyć mu do ochrony tych wartości.
  2. Niezależność NIK pod kierownictwem M.Banasia budzi wątpliwości, o czym pisałem we wpisie wcześniejszym: „Upadek Najwyższej Izby”.
  3. PiS wybierając na stanowisko Prezesa NIK nie osobę o uznanym autorytecie merytorycznym i formalnym lecz jednego ze swoich sprawdzonych w boju żołnierzy, wieloletniego członka rządu, tak naprawdę nie naruszając formalnie ustawy o NIK ani Konstytucji, przekształcił Izbę w Ministerstwo Kontroli, czyli de facto przywrócił pozycję NIK z lat 1952 – 1980, w których NIK była właśnie Ministerstwem Kontroli lub podlegała Prezydium Rządu. Takie usytuowanie najwyższego organu kontroli państwowej sprzeczne jest z międzynarodowymi standardami.
  4. Wybór M.Banasia to klasyczny przykład konfliktu interesów. Ponieważ gros kontroli NIK to kontrole ex post. Izba pod kierownictwem Prezesa Banasia kontrolować będzie obszary (bardzo ważne z punktu widzenia gospodarki finansowej państwa), za które odpowiadał minister Banaś. Izba kontrolować też będzie kolegów ministra Banasia z Rządu, a Prezes Banaś przewodniczyć będzie obradom Kolegium NIK, które rozpatrywać będzie zastrzeżenia ministrów do wyników kontroli  w ich resortach .
  5. Konflikt interesów ze szczególną ostrością przejawi się przy planowaniu i realizacji kontroli wykonania budżetu państwa za rok 2019. Projekt tego budżetu podpisał, potwierdzając jego rzetelność, prawdziwość danych i realność Minister Banaś.
  6. W świetle powyższego, dla zachowania obiektywizmu Izby, wskazane byłoby wyłączenie się Prezesa Banasia ze wszystkich czynności kontrolnych (planowanie, nadzorowanie i realizacja wyników kontroli) związanych z obszarami finansów publicznych za które, jako podsekretarz stanu sekretarz stanu i Minister Finansów ponosił odpowiedzialność. Oznaczałoby to drastyczne ograniczenie Prezesa NIK w jego działaniach, a nawet, gdyby takie deklaracje padły, trudno dać wiarę w ich realność.
  7. Osoba obejmująca stanowiska, jakie zajmował w rządzie Pan Banaś musi uzyskać od Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego stosowny certyfikat dostępu do określonego poziomu tajemnic ustawowo chronionych. Udzielenie certyfikatu następuje po szczegółowym badaniu życiorysu osoby i jej bliskich, powiązań zawodowych i towarzyskich, wyjazdów zagranicznych, źródeł pochodzenia majątku i bieżącej sytuacji majątkowej. Certyfikat ważny jest przez 3 lata po czym musi zostać w stosownej procedurze odnowiony.
  8. Niezależnie od powyższego osoba składa corocznie deklarację majątkową, również sprawdzaną przez służby, zwłaszcza w przypadku eksponowanych stanowisk w rządzie.
  9. W dyskusjach o kwestiach majątkowych Prezesa Banasia media popełniają zasadniczą nieścisłość. Konieczność przejrzystości stanu majątkowego kandydata na ważne stanowisko państwowe przedstawiają bowiem głównie jako wymóg etyczno – estetyczny. Tymczasem istotą idei wymienionych wyżej postępowań sprawdzających  jest wyeliminowanie ekspozycji kandydata do ponoszenia odpowiedzialności za państwo na możliwość szantażu ze strony na przykład grup przestępczych obcych wywiadów lub innych grup posiadających informacje o kandydacie, których może użyć w celu wywołania określonego zachowania.
  10. Jeżeli nawet MB związał się przed wielu laty umowami cywilno-prawnymi (wynajem kamienicy) z osobami, o których przestępczej proweniencji nie miał pojęcia (co jednak wymaga potwierdzenia w osobnym postępowaniu) to z pewnością, jako osoba objęta ochroną kontrwywiadowczą, niezwłocznie powinien takie informacje uzyskać od stosownych służb.
  11. Jeżeli MB nie interesował się osobami, z którymi wszedł w powiązania natury finansowej ani rodzajem działalności, jaką te osoby  prowadzą w jego kamienicy to kompromituje się jako pretendent do jednego z najwyższych stanowisk w państwie oraz jako NIK-owiec.
  12. Z ujawnionych przez dziennikarzy materiałów wynika, że istnieje bardzo wysokie prawdopodobieństwo iż w kamienicy wiceministra, a później ministra finansów przez wiele lat prowadzona była działalność nie tylko narażająca na straty Skarb Państwa, ale również mogąca służyć praniu pieniędzy.
  13. Nieujawnienie poważnego zobowiązania finansowego, jakim jest ustanowienie  zabezpieczenia na hipotece kamienicy kredytu bankowego musi zostać szczegółowo wyjaśniona. Bank będzie musiał stosownym służbom udzielić informację komu, na jaki cel i na jakich warunkach udzielił tego kredytu. Jeżeli kredyt został spłacony przedterminowo koniecznym będzie ustalenie źródeł finansowania tej spłaty.
  14. Jeżeli dwójka dziennikarzy w okresie kilku tygodni poczyniła ustalenia jak prezentowane, to z pewnością cała wyspecjalizowana instytucja jaką jest CBA prowadząca  badania od niemal roku nie mogła dokonać ustaleń węższych.  Dlaczego wobec tego przedłużono prowadzenie badań poza termin powołania M. Banasia na Prezesa NIK? A może chodziło o to, aby w sumie afery nie ujawniać, ustalenia zamknąć w okazjonalnie wyciąganej z pancernej szafy teczce a tymczasem śledztwo dziennikarskie wywróciło ten plan?  Wyjaśnienie roli CBA w tej aferze oraz znaczenia nieskrywanej zażyłości Pana Banasia z szefostwem Biura  dla prowadzonego przez Biuro postępowania staje się odrębnym problemem. Nie ulega bowiem wątpliwości, że jeżeli nawet w ograniczonym zakresie potwierdzą się ustalenia dziennikarskie mieć będziemy do czynienia nie z „Aferą Banasia”, ale z „Aferą Państwa Polskiego”.                                                                                                             P.S.1. Błyskawiczna kariera zawodowa syna Prezesa Banasia mnie nie dziwi. Wszak PiS z nepotyzmu uczyniło cnotę.        P.S.2. Całością czuję się zażenowany i jest mi zwyczajnie wstyd. W tym uczuciu łączę się z pracownikami i emerytami Najwyższej Izby Kontroli.

Do Leszka Millera

Nie wiem Leszku, czy ten list do Ciebie dotrze, ale jeśli tak, chciałbym mieć jakieś tego potwierdzenie. Wynika to stąd, że w lipcu b.r. wysłałem do Ciebie i do pozostałych eurodeputowanych rekomendowanych przez SLD list sygnalizujący problem wpływu Sztucznej Inteligencji na nasze życie. Niestety, zapewne z racji niedoskonałości systemu informatycznego Parlamentu, od żadnego z adresatów nie otrzymałem choćby potwierdzenia, że list dotarł.

Ponawiam więc próbę (nie mam innej możliwości) gdyż sprawę, którą chcę Ci przedstawić (z inspiracji Twojej relacji z aktywności w PE) uważam za niezmiernie ważną. Amatorsko śledzę ją w literaturze. Zapowiedziałeś otóż powołanie w PE zespołu zajmującego się przeciwdziałanie naciskom i ingerencji w procesy wyborcze z wykorzystaniem nowoczesnych technologii. To bardzo, bardzo potrzebny zespół. Poniżej moje refleksje.

 

Uważam, że wobec gwałtownego wkroczenia Sztucznej Inteligencji (SI) w nasze życie codzienne jej zastosowanie do sterowania postawami mas to jeden z fundamentalnych problemów dla przyszłości demokracji problemów. Rzecz w tym, że SI to tylko narzędzie. Problem ma swoje korzenie w przemianach społecznych i w kryzysie demokracji jako państwa obywatelskiego, będącego skutkiem komercjalizacji mediów i komercjalizacji kampanii wyborczych. Znamienną datą jest tu rok 1995, kiedy to w USA powstaje stacja Fox News, założona przez konserwatywnego dziennikarza Rogera Ailsa, sponsorowanego przez Roberta Murdocha. To właśnie Ails otwarcie łamie świętą dotąd zasadę mediów liberalnych: obiektywizm, mówiąc wprost: ” Będziemy kształtować wyborców, nie będziemy dostarczać im informacji obiektywnych, będziemy dostarczać im informacji, które oni chcą otrzymać”. Oczywiście wszystko w imię walki z kandydatem Demokratów, Obamą, w wyborach prezydenckich. Z Obamą Nailsowi nie wyszło, ale z Trumpem – tak. Obiektywizm mediów został poważnie nadszarpnięty i dzisiaj właściwie nie ma już mediów politycznie niezależnych. Również w Polsce.

Kolejnym milowym kamieniem na drodze ewolucji (rewolucji?!) relacji: politycy – wyborcy było zastosowanie algorytmów SI do profilowania wyborców i dostarczania im właściwych informacji, mających ich odpowiednio sprofilować. Przykładowo, jeżeli automatyczna analiza wykazała, że wyborca X jest miłośnikiem kanarków, przesyłano mu informację, że kandydat Y kanarków nie znosi itp. Algorytmy profilowania wyborców na podstawie badania śladów ich aktywności internetowej są dziełem, nota bene, polskiego naukowca pracującego w Cambridge University Michała Kosińskiego.

Algorytmy te zastosowane zostały (z sukcesem) w kampanii Trumpa, w kampanii „Leave” w Wielkiej Brytanii i w kampaniach wyborczych w wielu krajach świata przez słynną już spółkę Cambridge Analytica. Związane z tą spółką nazwiska to Robert Mercer, Aleksandr Kogan i Steve Banon, który za cel postawił sobie zjednoczenie międzynarodowej prawicy (Prawicowa Międzynarodówka?! – JU).

W doniesieniach medialnych dotyczących Cambridge Analytica pojawia się również słaby, ale dotąd niezbadany wątek polski:  https://www.wp.pl/?s=wiadomosci.wp.pl%2Fsgwpsgfirst-6232231365133953a

 

Nikt nie wie czy lub w jakim stopniu PiS korzystało z usług CA, jednakże ewolucja technik komunikacji społecznej PiS wyraźnie nadąża za taką ewolucją w USA. Częste robocze podróże spin-doktorów PiS do Stanów w ostatnich latach również zdają się podtrzymywać taką tezę. Historia Cambridge Analytica uczy nas, że spółki takie wchodzić mogą w różne, niejasne związki z osobami powiązanymi ze służbami specjalnymi różnych państw. Nic dziwnego: trudno dzisiaj o lepsze wywiadowcze oddziaływanie na sytuację w jakimś kraju niż poprzez firmę obsługującą kampanie partii politycznych w tym kraju. I nie tylko o możliwości sterowania chodzi, ale również o olbrzymie, bezcenne bazy danych o wyborcach w danym kraju, o i ich profilach społecznych, politycznych, kulturowych i konsumpcyjnych. Dziwiłbym się, gdyby obce wywiady nie podejmowały próby wykorzystywania takich wyspecjalizowanych agencji – co niewątpliwie godziłoby w suwerenność i bezpieczeństwo danego kraju.

Przechodząc do konkluzji podtrzymuję wszystkie moje postulaty zawarte w liście z 18 lipca b.r. Ponadto proponuję wprowadzenie na terenie Unii Europejskiej i/lub w Polsce regulacji prawnych zobowiązujących wszystkie partie polityczne ubiegające się o władzę w państwie lub w samorządach lokalnych do:

  1. dołączenie do wniosku o sądową rejestrację partii informacji o firmach konsultingowych, doradczych, analitycznych, z usług których bezpośrednio lub pośrednio korzystają i bieżące ich uaktualnianie. Informacje powinny być na tyle szczegółowe, aby umożliwiły stosownym służbom i mediom analizować kapitałowe i personalne powiązania tych podmiotów.
  2. dołączanie do wniosków o rejestrację listy kandydatów do władz publicznych informacji czy, a jeżeli tak, to z jakich algorytmów SI korzystają w kampanii wyborczej.

 

Raz jeszcze chciałbym podkreślić, że jestem głęboko przekonany, że Sztuczna Inteligencja może być niezwykle przydatna dla ludzkości. Może być jednak (już jest!) wykorzystywana do manipulacji zachowaniem się dużych grup społecznych i może stanowić śmiertelne zagrożenie dla demokracji. Zespołowi Parlamentu Europejskiego życzę powodzenia.

 

Z wyrażani szacunku

Jacek Uczkiewicz

Upadek Najwyższej Izby

Obejmując urząd nowy członek Europejskiego Trybunału Obrachunkowego zobowiązany jest złożyć uroczyste ślubowanie przed pełnym składem Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Ceremonia ślubowania ma charakter publiczny, w obecności przedstawicieli Parlamentu, Komisji Europejskiej i mediów. Jeden z fragmentów roty ślubowania brzmi następująco:

„Ślubuję uroczyście nie przyjmować żadnych instrukcji od rządu, partii politycznych ani innych instytucji oraz nie ubiegać się o takie instrukcje”.

Ślubowanie jest publiczną deklaracją kierowania się w wypełnianiu obowiązków audytora zasadami obiektywizmu i niezależności, gdyż te dwa przymioty (prócz oczywiście profesjonalizmu) decydują o generalnej wartości audytora jaką jest wiarygodność. Niezależność, obiektywizm i profesjonalizm audytora to więc podstawowe międzynarodowe standardy audytu zapisane już w słynnej Deklaracji INTOSAI z Limy (1978), oczko w głowie i bastion każdego szanującego się najwyższego państwowego organu kontrolnego.

W praktyce z tą niezależnością bywa różnie. Na ogół politycy nie doceniają fachowego, zewnętrznego audytu dla prawidłowego funkcjonowania państwa i często zainteresowani są wyłącznie możliwością użycia ustaleń kontrolnych do bieżącej młócki politycznej. Również władza wykonawcza ma tendencje do wpływania na wyniki kontroli bądź traktowania zewnętrznej kontroli jako dopustu bożego. Dlatego wiarygodność najwyższego organu kontrolnego w państwie w decydującej mierze zależy od tego organu, od jego aktywności i determinacji w obronie swojej niezależności. Państwowe najwyższe organy kontrolne wspierane są w tej codziennej walce przez międzynarodowe organizacje jak INTOSAI czy EUROSAI, które ustanawiając międzynarodowe standardy dostarczają im stosowych argumentów.

W minionych czterech latach dyskusja w polskich mediach o polskim najwyższym organie kontroli (NIK) koncentrowała się wokół dwóch obszarów: bieżące wyniki kontroli i domniemane afery Prezesa NIK. Pilnie śledziłem wystąpienia publiczne polityków rządzącego ugrupowania, zarówno wówczas, gdy domagali się dymisji Prezesa Kwiatkowskiego jak i wówczas, gdy już było jasne, że do zmiany na tym stanowisku dojdzie w normalnym trybie ustawowym. Mówiąc wprost interesowało mnie czy nowa władza publicznie wykaże zrozumienie znaczenia niezależności NIK dla państwa i czy zadeklaruje działania dla jej ochrony. Nic takiego nie nastąpiło. Żaden polityk PiS, czy to Marszałek Sejmu, Prezydent, czy nawet „naczelnik państwa”, nigdy oficjalnie nie zająknęli się nawet na ten temat. W świetle niebywałych afer wokół Trybunału Konstytucyjnego, Sądu Najwyższego i Krajowej Rady Sądownictwa taka wstrzemięźliwość musiała budzić najgorsze obawy o przyszłość jednego z instytucjonalnych filarów demokratycznego państwa – Najwyższej Izby Kontroli i to w jubileuszowym roku 100-lecia jej działalności. Jakiekolwiek nadzieje, że może będzie inaczej rozwiał wybór nowego Prezesa Izby. I nie chodzi tylko o to, że NIK wpisana została na listę PiS-owskich łupów wojennych. Chodzi o coś większego, o to, że wybór ten w sposób modelowy niemal zaprezentował formułę polskiego państwa, której hołduje Jarosław Kaczyński i jego Grupa Trzymająca Władzę i którą zdecydowani są realizować wszelkimi sposobami.  Najdobitniej problem ten wybrzmiał w wystąpieniu Mariana Banasia, świeżo wybranego przez Sejm Prezesa NIK, na forum Senatu podczas „debaty” nad wymaganą Konstytucją zgodą izby dumania na ten wybór. Wystąpienie to zupełnie nie zostało zauważone przez media, co podkreśla tylko postępującą znieczulicę opinii publicznej na proces rujnowania polskiego państwa.

Trzeba powiedzieć wprost: wystąpienie Mariana Banasia, wstępującego Prezesa Najwyższej Izby Kontroli przed Senatem w dniu 30.sierpnia b.r. nie mogę inaczej nazwać jak skandalicznym i powodem do poważnych obaw o przyszłość Polski. I nie chodzi już tylko o to, że było ono nieskładne, niewolne od błędów gramatycznych, składniowych i logicznych – jednym słowem, że od strony formalnej było na poziomie nie licującym w żaden sposób z powagą NIK i wysokim poziomem kultury językowej, której Izba przez lata się dorobiła. Nie chodzi też o to, że osoba Pana Banasia swoim formatem do pięt nie dorasta takim prezesom NIK jak prof. Walerian Pańko czy prof. Lech Kaczyński. Ważne jest to, co Pan Banaś w swoim pierwszym publicznym wystąpieniu w roli Prezesa Najwyższej Izby Kontroli powiedział, a jeszcze ważniejsze jest to, czego nie powiedział. Stanowisko Prezesa NIK należy do tych nielicznych w państwie, jak Prezydent, Premier, Marszałek Sejmu czy Prezes NBP, którego wypowiedzi publiczne są (powinny być) istotne, których się słucha i które są analizowane. Nie mogła o tym nie wiedzieć osoba, która chwali się swoją wieloletnią praktyką w NIK.

Wystąpienie Prezesa Banasia (dostępne na stronie internetowej Senatu oraz, z kronikarskiego obowiązku jako dodatek do tego wpisu) ma bardzo charakterystyczną formę i układ. Jest więc to rzadko spotykana forma autolaudacji, jakby nie było nikogo innego, kto o cnotach Prezesa chciałby Senat poinformować. Już w pierwszym zdaniu, Prezes podkreśla zaszczyt jaki go spotkał, zupełnie nie wspominając o przyjętej na swoje barki odpowiedzialności. Cóż, zaszczyty – rzecz najważniejsza i jak widać jedyna.  Zaszczyt, który spłynął na Pana Banasia traktuje on jako nagrodę za swój życiorys opozycjonisty z czasów Polski Ludowej, gdyż to jest przez niego wybite na pierwszym miejscu wśród czterech argumentów, które jego zdaniem przemawiają za zdobyciem tego zaszczytu. Kolejnym argumentem w autopromocji jest oczywiście deklaracja głębokiego patriotyzmu połączona z publicznym wyznaniem głębokiej wiary w Boga oraz uznanie Go za źródło prawdy. To bardzo ważne wyznanie, gdyż założyć należy, że teolog z wykształcenia uznaje tym samym prymat „prawa boskiego” nad „prawem ludzkim” – co w ustach Prezesa NIK musi niepokoić szczególnie. Do tej pory źródłem prawdy o państwie były ustalenia inspektorów Najwyższej Izby Kontroli na podstawie szeregu kryteriów, z których najważniejsze to kryterium legalności, czyli zgodności z obowiązującym prawem (ludzkim). Czyżby od dzisiaj źródłem prawdy o państwie były objawienia? Czyje?

Trzecim (nie pierwszym!) argumentem jest jego przygotowanie merytoryczne, które sprowadził do „ponad dwudziesty lat pracy w NIK” i ścieżki formalnego awansu. Żadnych konkretnych, własnych osiągnięć kontrolerskich nie było?

Najbardziej charakterystyczny jest argument czwarty: wyznanie głębokiej wdzięczności znacznie przekraczające granice uległości Prezesowi PiS i pisowskim posłom za zaufanie.

Czego Pan Prezes – wieloletni pracownik NIK – nie powiedział? Ano właśnie nie powiedział ani słowa o niezależności Najwyższej Izby Kontroli i niezależności jej kontrolerów ani o staraniach przestrzegania najwyższych, międzynarodowych standardów kontroli – co w świetle okoliczności jego wyboru było szczególnie ważne.

Głęboki niepokój budzić musi również wizja zadań NIK pod kierownictwem nowego prezesa. Zabrakło w niej wspierania Sejmu w wypełnianiu jego konstytucyjnego obowiązku kontroli działania rządu i jego agend. Znalazł natomiast Pan Prezes czas i miejsce, aby zadeklarować zadania NIK jako narzędzie PiS (władzy politycznej i wykonawczej) do realizacji jego strategicznych planów i „przeciwdziałania wszelkim zmianom w złym kierunku”. To już brzmi naprawdę groźnie.

Najwyższa Izba Kontroli w swojej najnowszej historii nie miała szczęścia do polityków tego formatu, którzy przed stu laty stworzyli jej fundamenty. O swoją niezależność zawsze musiała walczyć. Dzisiaj widać wyraźnie, że i ta reduta demokratycznego państwa upadła.

P.S.

Nie z małostkowości, ale dla pełnego obrazu nowego Prezesa NIK dwie uwagi szczegółowe.

  1. Prezes Banaś chwali się, że był doradcą w rządzie Olszewskiego. Po prawdzie był doradcą Antoniego Macierewicza w tym rządzie, ale widać – trochę dzisiaj wstyd…
  2. Prezes Banaś za główne merytoryczne uzasadnienie swojej prezesury podaje „ponad 20 lat pracy w NIK”. W Izbie znajdzie się kilkaset osób o stażu nie krótszym. Rzecz jednak w tym, że faktycznie Pan Banaś przepracował w NIK fizycznie około 15 lat – przez resztę czasu pracował „na oddelegowaniu z NIK” w jednostkach rządów PiS. 25% „pomyłki”, a właściwie świadomego wprowadzenia w błąd w ustach Prezesa NIK nie może wróżyć niczego dobrego.

 

Załącznik: wystąpienie Prezesa NIK na 84 posiedzeniu Senatu (za stenogramem)

 

Pani Marszałek! Wysoka Izbo!

Chciałbym powiedzieć kilka słów, jeśli chodzi o tak zaszczytne stanowisko, jakim jest stanowisko prezesa Najwyższej Izby Kontroli. Otóż na stanowisku prezesa Najwyższej Izby Kontroli, podobnie jak zresztą w przypadku wszystkich ważnych stanowisk państwowych, trzeba spełniać kilka wymogów, jest kilka cech, którymi każdy kandydat powinien się charakteryzować. Ważna jest tu przede wszystkim postawa etyczno-moralna, czyli to, co nazywamy ogólnie patriotyzmem, zamiłowaniem i miłością własnej ojczyzny, to z jednej strony, z drugiej strony – kompetencja.

Chciałbym się odnieść do tego pierwszego wymogu. Otóż, proszę państwa, ja swoim życiem dałem dowód tego, że dla mnie po Panu Bogu ojczyzna stanowi największą wartość. Kiedy Polska była w potrzebie, żyliśmy w systemie totalitarnym, odważyłem się, jak wielu innych Polaków, działać, aby tę sytuację zmienić, ryzykując życiem, zdrowiem, majątkiem. Jak państwo wiecie, nie tylko z mediów, ewentualnie z encyklopedii, zostałem też skazany na 4 lata więzienia w tamtym okresie. Krótko mówiąc, ojczyzna i rodzina były dla mnie największymi wartościami. Krótko mówiąc, prawda, dobro i piękno. Prawda w Panu Bogu – uznaję, że to jest pierwsze, co powinno cechować każdego człowieka, szczególnie Polaka, bo nasza historia wiąże się z tym, co przynosi Dekalog, co przynosi Ewangelia. To dało nam, Polakom, siłę i potęgę. Dobro jako służba, służba najpierw rodzinie, potem narodowi i państwu, bo bez tego państwo nie jest w stanie funkcjonować. I, proszę państwa, piękno, które nas powinno zachwycać, a nie być odrażające, jak to nieraz bywa.

Kolejna rzecz, bardzo istotna, którą powinien się cechować każdy kandydat na takie stanowisko czy człowiek pełniący najwyższe funkcje w państwie, to kompetencje. Proszę państwa, przepracowałem w Najwyżej Izbie Kontroli przeszło 20 lat, od prostego, najniższego stanowiska do doradcy prawnego, czyli od strony merytorycznej przeszedłem prawie wszystkie szczeble. Proszę państwa, miałem też zaszczyt uczestniczyć w rządzie najpierw śp. premiera Jana Olszewskiego – wprawdzie krótko, bo to prawie pół roku trwało – a później w rządach Prawa i Sprawiedliwości w latach 2005–2007 i 2015–2019.

Za zaufanie i postawienie mojej kandydatury przez posłów Prawa i Sprawiedliwości, pana prezesa bardzo dziękuję i uważam, że te zobowiązania… Tę zaszczytną funkcję będę pełnił z największą godnością, zaangażowaniem, bezstronnością, bo powierzono mi tamte funkcje, właśnie podsekretarzy stanu, sekretarza stanu, pozwolono mi realizować największy projekt reformy służb skarbowych i celnych, byłem również ministrem finansów… Powierzono te funkcje, proszę państwa, osobie, która była bezpartyjna, więc za to jestem serdecznie wdzięczny. To dowodzi też, że PiS nie dzieli, ale łączy. I Zjednoczona Prawica. I myślę, że w nadchodzących wyborach Polacy dadzą temu wyraz.

Jeśli chodzi o dalsze predyspozycje, dalsze zamiary, to przede wszystkim uważam, że Najwyższa Izba Kontroli, jako najwyższy organ państwowy, powinna dostarczać Sejmowi, rządowi, prezydentowi najwartościowsze analizy, które wytyczają kierunki strategiczne państwa, aby w porę przeciwdziałać wszelkim nieprawidłowościom, wszelkim zmianom w złym kierunku. Najwyższa Izba Kontroli, która grupuje w dużej mierze naprawdę wysokiej klasy fachowców, powinna właśnie dawać taki materiał, abyśmy rzeczywiście jak najlepiej przyczyniali się do rozwoju kraju, do tworzenia siły naszego państwa, aby się z nim liczono zarówno tu, w kraju, jak i za granicą. Dziękuję bardzo. (Oklaski)