Czerwcowa katastrofa

Pierwsza tura wyborów prezydenckich jest dla polskiej lewicy, a zwłaszcza tej skupionej wokół SLD katastrofą. Nie tylko z uwagi na wynik kandydata lewicy.  2% – 3% to zjazd w dół „na krechę” wobec niespełna 13% poparcia w ubiegłorocznych, niedawnych w sumie, wyborach do Sejmu. Również jednak dlatego, że na trzecią siłę polityczną w Polsce wyrasta partia skrajnie nacjonalistyczna, ksenofobiczna, a lewica zepchnięta zostaje na margines błędu statystycznego badań sondażowych. Ten społeczny awans skrajnej prawicy możliwy jest również dzięki wieloletniej, niemal chronicznej atrofii ideowej i programowej partii roszczącej sobie tytuł „największej partii polskiej lewicy”, dzięki oficjalnemu priorytetowi pragmatyzmu, kombinatoryki i politycznego sprytu nad twórczą, odważną myślą programową..

Ale tymczasem jeden z prominentnych aktywistów SLD  publikuje powyborczy komentarz, w którym stara się udowodnić, iż tragiczny, jakże odbiegający od buńczucznie zapowiadanego, wynik Roberta Biedronia wziął się stąd, ponieważ „wyborcy lewicowi utopili lewicę”. Kuriozalność tego „wytłumaczenia” nieodparcie przywodzi na myśl popularny niegdyś, prześmiewczy aforyzm, że „władza zawiodła się na społeczeństwie postanowiła więc zmienić społeczeństwo”. Jeśli Sojusz Lewicy Demokratycznej w prestiżowej kampanii politycznej nie potrafił zmobilizować swojego elektoratu oznacza, należy rzecz nazwać po imieniu, utracenie przez SLD zdolności do działań politycznych.

Mam nadzieję, że ten wynik zakończy erę „czystego pragmatyzmu politycznego” w SLD. Mam nadzieję, że czerwcowa katastrofa SLD przesądzi o rozpoczęciu poważnej debaty w polskich środowiskach lewicowych o istocie lewicy XXI wieku, o wyzwaniach, jakie ten wiek stawia przed ludzkością i o lewicowej alternatywie gospodarczej i społecznej dla Polski i dla Unii Europejskiej.

O istocie wyborów prezydenckich w 2020 roku

Wybory na urząd Prezydenta Polski, które odbędą się 28 czerwca będą wyborami nadzwyczajnymi, najważniejszymi w historii państwa polskiego po 1918 roku. To nie będą wybory pomiędzy Dudą, Trzaskowskim, Biedroniem czy innymi kandydatami. To będą wybory Polski.

Alternatywa jest dramatyczna. Z jednej strony Polska demokratyczna, w której prawo znaczy prawo a sprawiedliwość – sprawiedliwość. Polska obywatelska i samorządna. Obywatelska, czyli taka, w której poczucie współodpowiedzialności za państwo w każdej jego postaci i na każdym poziomie wpajana jest Polakowi od dziecka. Samorządowa, czyli taka, w której maksymalna ilość decyzji podejmowana jest bezpośrednio przez obywateli. Nie chodzi tu tylko o samorządy terytorialne, ale o powszechną zasadę samorządności we wszystkich obszarach życia publicznego, w gospodarce, nauce, kulturze itp.

Alternatywą dla takiej Polski jest Polska à la PiS, Polska autorytarna, nacjonalistyczna, ksenofobiczna, rządzona przez jawnych i świadomych przestępców. Polska, w której obowiązuje jedna, podstawowa umowa społeczna: my, władza,” troszczymy” się o was, o lud (niektórzy w przypływie szczerości dorzucają „ciemny”), wy natomiast legitymizujecie nasze bezeceństwa: powszechne łamanie prawa, traktowanie Konstytucji jako bezwartościowego kawałka papieru, nasze przekręty, zawłaszczania publicznego majątku, nasz nepotyzm, nasze prześladowania inaczej myślących  niż my obywateli. My, władza myślimy za was – lud. Od was myślenia nie oczekujemy. Nasze media nie będą dostarczać wam informacji obiektywnych, nie będą zmuszały was do podjęcia trudu samodzielnego myślenia. Będą dostarczać wam informacje lube waszym uszom, informacje, które wy chcecie usłyszeć.

Niestety, jest w Polsce spora grupa obywateli, która ochoczo przystaje na taki układ. Zdają się mówić: „Niech kradną miliardy, niech zatrudniają przestępców na najwyższych państwowych stanowiskach – byle bym tylko ja dostał swoje 500 (obecnie już tylko de facto 400) złotych, trzynastą, czternastą, dwudziestą emeryturę.

Przed chwilą rozmawiałem z przedsiębiorcą. Drobnym przedsiębiorcą, zatrudniającym kilka kobiet. Rozwiązania prawne przyjęte przez rząd na okoliczność epidemii sars-cov-2  nakazały mu zamknąć działalność. Nie chcąc pozbawiać kobiet środków do życia z prywatnych pieniędzy wypłacał im 100% pensji przez prawie 3 miesiące, jednocześnie starając się o pomoc ze strony państwa w formie 70% wynagrodzenia. Droga do tej pomocy okazała się niezwykle trudna, żmudna, ale pojawiło się światełko, że już niedługo ZUS ma przelać przedsiębiorcy ekwiwalent 70% wynagrodzeń pracowników. I w tym momencie zaiskrzyło. Pracownice stanowczo zażądały wypłaty  owych 70%. Bo to, że przedsiębiorca wypłacał im 100 % wynagrodzenia to jedna sprawa, a te 70% to dał im przecież Duda, więc im się te pieniądze należą!

To będą wybory najważniejsze od 1918 roku. Wybory pomiędzy bytem a niebytem państwa polskiego.