Ratujmy Polskę

Świat pędzi na złamanie karku. Dokąd – nikt nie wie. Ale wiadomo w jakim kierunku i wiadomo, że coraz szybciej. Kierunek ten wyznaczają rozwijające się z niebywałą prędkością takie dziedziny jak łączność bezprzewodowa, sztuczna inteligencja, automatyzacja, nanotechnologia, druk 3D i biotechnologia. Wielu ekonomistów utrzymuje, i trudno z nimi się nie zgodzić, że świat wkroczył już w erę IV rewolucji przemysłowej. W swojej znakomitej książce „Czwarta rewolucja przemysłowa”, która powinna być obowiązkową lekturą każdego polityka, niezależnie od jego ideowych zapatrywań, prof. Klaus Schwab bardzo celnie zwraca uwagę na to, że zmiany, jakie niesie z sobą ta rewolucja są nieuniknione, globalne i głębokie, i że dotykają każdego. Prowadzą one do transformacji całych systemów – zarówno tych, które przechodzą poprzez kraje, firmy, branże i całość społeczeństwa, jak i obecnych wewnątrz ich struktur. Jednocześnie globalny charakter tych zmian sprawia, że „rządy, firmy, uczelnie, społeczeństwo obywatelskie – są wręcz zobowiązani do współpracy w celu lepszego zrozumienia pojawiających się trendów”. O skali i głębokości przewidywanych przez prof. Schwaba skutków IV rewolucja przemysłowa dla funkcjonowania zarówno pojedynczych przedsiębiorstw jak i gospodarki w skali państwa czy całego niech świadczy jego postulat, będący konsekwencją tych zmian napisanie ekonomii od nowa.

IVrewolucja przemysłowa to oczywiście nie same dobrodziejstwa, to wyzwania i zagrożenia – głównie w warstwie społecznej. Najtrafniej ujął to prof. Sztumski w artykule „Sztuczna inteligencja gorsza od broni jądrowej”[1] zwracając uwagę na niebezpieczeństwo dehumanizacji człowieka za sprawą  „przekazywania przez człowieka swoich typowych funkcji do urządzeń technicznych – maszyn, automatów, komputerów i robotów”. Odpowiedzialni politycy dostrzegają te procesy i – jak potrafią i mogą – starają się przygotować swoje społeczeństwa i państwa na spotkanie z przyszłością. A u nas w Polsce? Cóż mamy u nas prócz frazesów i pustosłowia o gospodarce opartej na wiedzy i innowacjach? Przepraszam, mamy przecież tak hucznie zapowiadany przez rząd jako symbol innowacyjności gospodarki, milion polskich samochodów elektrycznych. Cud nie tylko XXI ale i XXII wieku. Nie tylko, że są elektryczne, to są również niewidzialne!

U nas w Polsce niemal masowo powołuje się takie „naukowe” instytucje jak IPN czy „De Republica”, fundacje typu Polska Fundacja Narodowa, czy też różne podejrzane podmioty cynicznego biznesmena w sutannie z Torunia. Mało, albo wcale słychać natomiast o rozwoju państwowych lub państwowo-prywatnych placówek innowacyjno-wdrożeniowych. U nas w Polsce Minister Edukacji Narodowej w publicznym wystąpieniu za wzór metod dydaktycznych w szkołach przywołuje szkoły średniowieczne grożąc wręcz nauczycielom, którzy nie będą chcieli realizować katolickiej linii programowej. U nas Minister Edukacji Narodowej niszczy naukę, przez zmuszanie naukowców do zamieszczania swoich prac w wydawnictwach bliskich mu ideologicznie, administracyjnie ale i drastycznie zwiększając punktowanie w nich publikacji, tak ważne w ocenie dorobku naukowego. U nas w Polsce Prezydent uzurpuje sobie prawo oceniania i negowania osiągnięć naukowych kandydatów na profesorów „belwederskich”, których uznaje za obcych ideowo sobie i swojemu ugrupowaniu politycznemu.

Do rejestru „zbrodni stanu pisowskiego na społeczeństwie i państwie polskim”, do których zalicza się na ogół: wykopywanie, pogłębianie i utrwalanie podziałów społecznych, powszechne, systemowe łamanie Konstytucji, zlikwidowanie ustrojowych zasad demokratycznego państwa prawnego, odgradzanie Polski i Polaków od Unii Europejskiej dodać należy bezwzględnie zbrodnię świadomego cofania cywilizacyjnego naszego kraju. Mówiąc wprost: Prawo i Sprawiedliwość wraz ze swoimi koalicjantami w żaden sposób nie przygotowuje Polaków i Polski na wyzwania przyszłości, ale jedyną drogę reakcji na zachodzące w świecie zmiany upatruje w powrocie do Średniowiecza i do autorytaryzmu.

Dochodzimy do pytania za 100 punktów: czy ten trend można powstrzymać? Nie ulega bowiem wątpliwości, że należy, że trzeba robić wszystko, aby go odwrócić, aby ratować Polskę przed trwałym zamknięciem jej w kokonie zaprzaństwa, ultrakonserwatywnego, autorytarnego państwa wyznaniowego. Nie będzie to rzecz łatwa biorąc pod uwagę to, że konsekwencja, z jaką J. Kaczyński przez lata kształtował wierny sobie lektorat spowodowała, że zdaje się on być niewrażliwy na zagrabianie państwa przez pisowską kamarylę, na gigantyczne pisowskie afery, nepotyzm władzy wszystkich szczebli, coraz powszechniejsze łamanie Konstytucji, na monopolizację mediów. Daje na to swoje przyzwolenie. Nie będzie to rzecz łatwa ze względu na ogrom doświadczenia w manipulowaniu postawami ludzi i ogrom środków finansowych, medialnych i administracyjnych, jakie zgromadził Kaczyński i jego dwór.  Rozstrzygające będą najbliższe wybory do parlamentu, a właściwie to, czy uda się w Polsce utworzyć taką koalicję, która po wyborach byłaby w stanie zawrócić Polskę z drogi ku cywilizacyjnej przepaści. Kolejna wygrana Kaczyńskiego w wyborach parlamentarnych umocni go na tym autokratycznym, antyunijnym kursie i wygasi szczątki sympatii do Polski jako partnera nie tylko w Brukseli.

W szeregu moich wcześniejszych publikacji popełnianych na okoliczność krajowych wyborów parlamentarnych propagowałem tezę, że lewica powinna w takich wyborach startować samodzielnie, pod własnym szyldem i z własnym programem. Ale to było zanim w pełni ujawniła się determinacja Zjednoczonej Prawicy do utrzymania władzy „wszelkimi środkami”. Skoro dla Jarosława Kaczyńskiego „wszelkie środki” dopuszczalne są dla obrony Kościoła, to można się domyślać, że do obrony swojej władzy, którą Kościołowi zaprzedał, użycie „wszelkich środków” też uzna za zasadne. Dzisiaj sytuacja jest po prostu inna.

Oczywiście można pójść na żywioł, ufając, że każda z partii politycznych pójdzie, jak dotychczas, swoją drogą a obecna koalicja prawicowa w sposób naturalny się skompromituje,  zgnije i że rozpadnie się na tyle, że nie będzie w stanie utworzyć większości parlamentarnej. A jeżeli tak się nie stanie? Stawka tych wyborów będzie wysoka – bodajże najwyższa od 1918 roku. Błąd polityczny będzie brzemienny w skutkach na dziesięciolecia.

Bardzo ważna będzie odpowiedź na pytanie czy utworzenie koalicji pod nazwą na przykład „Polska Demokratyczna i Europejska” będzie niezbędne do uzyskania większości w Sejmie – wymaga to rzetelnych badań. Jeżeli taka koalicja, z punktu widzenia celu zasadniczego okaże się zbędna – sprawa będzie prosta. Jeżeli natomiast okaże się to koniecznością, to tradycyjne, progresywne partie polityczne staną przed olbrzymim wyzwaniem. Najtrudniejsza sytuacja będzie wtedy, gdy wynik takich badań nie będzie jednoznaczny. Wówczas podjęcie decyzji wymagać będzie od liderów politycznych szczególnie dużej odwagi i odpowiedzialności.

Jest dla mnie sprawą bezdyskusyjną, że zawiązanie prodemokratycznej i proeuropejskiej koalicji wymagać będzie wynegocjowania określonego minimum programowego, w którym, prócz zapisów odnoszących się do kwestii ustrojowych i europejskich powinny znaleźć się i inne, jak rozliczenie zbrodni stanu pisowskiego na państwowości polskiej, rozliczenie afer czy co dalej z IPN? Nie będzie to łatwe, ale nie w tym upatruję głównych trudności takiego porozumienia. Tkwi ono w tym, że brak jest w Polsce tego elementu kultury politycznej, jakim jest gotowość do zawiązywania koalicji partii politycznych o skrajnych, czasami wręcz przeciwnych celach strategicznych w sytuacjach nadzwyczajnych, w których ważą się losy państwowości. Każda partia polityczna w naszym kraju pod adresem każdej innej może przedstawić litanię aktualnych i historycznych pretensji i zastrzeżeń czyniących porozumienie ponad podziałami, w krytycznym historycznie momencie, w imię nadrzędnych celów wspólnych trudne czy wręcz niemożliwe. Jeśli okaże się że zmarnowano przez to szansę ratowania Polski kaca leczyć będziemy długo.

Aspekty demokratycznego państwa prawnego dyskutowane są niemal codziennie. Stosunkowo mało natomiast dyskusji dotyczy kwestii europejskich. Celem proeuropejskiej koalicji powinno być wszechstronne naświetlenie problematyki europejskiej, nie zawężając jej do kwestii pekuniarnych, tym bardziej, że obóz aktualnej władzy poczyna tu sobie wcale śmiele i pozycja Polski w Unii Europejskiej zleciała na twarz.

W oficjalnych przekazach medialnych, nie ważne, czy z ust członków rządu, czy partyjno-rządowych mediów nie ma żadnych, dosłownie żadnych pozytywnych treści o Unii Europejskiej. Wręcz przeciwnie: wykorzystywana jest każda sposobność, prawdziwa lub najczęściej zmyślona, aby Unii „przyłożyć”, aby ośmieszyć, zdeprecjonować ten historyczny, europejski projekt. To na zewnątrz widać, z tego wyciągane są wnioski. Polskiemu rządowi udało się zaszantażować Unię w kwestii wieloletniego planu finansowego i wprowadzenia zasady powiązania go z przestrzeganiem praworządności w krajach członkowskich. Wszyscy ogłosili wprawdzie osiągnięcie kompromisu, ale to kompromis szczególny, śmiało nazwać go można zgniłym, gdyż niemal nazajutrz Polska ogłosiła, że wystąpi do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości o zbadanie zgodności trybu warunkowości z unijnymi traktatami. Komisja Europejska śle kolejne listy do polskiego rządu oczekując wyjaśnień i odpowiedzi, rząd coś tam odpisuje, albo nie i jest OK.

Ciekawie rysuje się kwestia ratyfikacji przez polski Sejm unijnego Funduszu Odbudowy. Aby mógł on wejść w życie, aby można było zastrzyk niemal biliona Euro dać gospodarkom państw unijnych na odbudowę po kryzysie pandemii sars-cov-2 musi on być ratyfikowany przez wszystkie narodowe parlamenty. Na dzisiaj Polska mówi NIE. Rząd nie zdołał uzgodnić projektu ustawy o ratyfikacji, gdyż zdecydowanie przeciwko niej jest Minister Sprawiedliwości i kierowana przez niego Solidarna Polska.

Jestem przekonany, że nie chodzi tu tylko o bojaźń Ziobry przed powiązaniem funduszy wspólnoty europejskiej z praworządnością. Głosy członków rządu z SP wypowiadających się publicznie przy okazji tego tematu wyraźnie kwestionują już zasadność członkostwa Polski w Unii. Buńczucznie głoszą, że nam Unia nie jest potrzebna, że sami sobie damy radę itp. A Prezydent Polski milczy albo jeszcze dokłada do pieca. Cała sprawa jest więc rodzajem papierka lakmusowego dla określenia akceptacji społeczeństwa dla takich decyzji. Jest wstępem do referendum o polexicie. Kurs Jarosława Kaczyńskiego na wyprowadzenie Polski z Unii Europejskiej jest od dawna oczywisty. Jedyną przeszkodą jest jak dotąd wysokie poparcie jakie w społeczeństwie polskim ma nasze członkostwo w Unii. Ale tą opinię można próbować zmieniać – i właśnie się to robi.

Wszystko wskazuje na to, że w Europie pogodzono się już z faktyczną utratą Polski, że obowiązuje tam doktryna: „dla Polaków jesteśmy gotowi zrobić wiele, ale za Polaków – nic”.  Nikt z nami się nie liczy. Traktują nas tak, jak traktuje się niewygodny kamyk w bucie, którego z ulgą pozbywa się przy najbliższej okazji. Skoro Warszawie bliżej jest do Budapesztu czy Stambułu – to voilà! Droga wolna. Tak – za nas, za społeczeństwo nikt obcy palcem nie kiwnie. Tego trendu nie są w stanie odwrócić żadne deklaracje polityków. Tutaj tylko wyraźny, dobitny głos społeczeństwa, głos ludu ma szansę coś zmienić.

Nie wiadomo, czy prodemokartyczna, proeuropejska koalicja postępowych partii politycznych stanie się faktem. Nie jest dla mnie na sto procent pewne czy kolejne wybory się odbędą lub czy odbędą się w terminie. Jestem natomiast przekonany, że będą pewnie ostatnią szansą na ratowanie Polski jako państwa demokratycznego i europejskiego. Ratujmy Polskę.

 

 

[1] http://www.sprawynauki.edu.pl/archiwum/dzialy-wyd-elektron/288-filozofia-el/4448-bron-gorsza-od-jadrowej

Autor: Jacek Uczkiewicz

Szczegóły na FB: https://www.facebook.com/jacek.uczkiewicz/about?section=bio&pnref=about

2 myśli w temacie “Ratujmy Polskę”

  1. W moim przekonaniu są to bardzo trafne i rzeczowe spostrzeżenia. Pozostaje pytanie: Jak działać dalej? Władysław Bujwid

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *