ZDRADA

Na lewej stronie, zwłaszcza wrocławskiej rozgorzał śmieszny i straszny jednocześnie spór o to co powiedział Donald Tusk w swoim wystąpieniu na wczorajszej programowej konwencji Platformy Obywatelskiej. Śmieszny, gdyż okazuje się nagle, że dla polityków lewicy Donald Tusk, ten zadeklarowany neoliberał, zadeklarowany lewicożerca, pomiatający polską lewicą niczym „prof.”  Pawłowicz flagą Unii Europejskiej staje się nagle najwyższym autorytetem i wyrocznią. Straszne, jeżeli to wystąpienie, na konferencji, przypomnę programowej, podda się szczegółowej analizie.

W internetowej dyskusji, mającej udowodnić, że Tusk mówi to samo, co Zarząd dolnośląskiej Nowej Lewicy (patrz mój wpis „Majtki opadły”), a więc, że Zarząd miał niby rację, jeden z działaczy zamieszcza wpis mocny, krótki i buńczuczny: „1.41”. Innymi słowy: posłuchaj sobie mój interlokutorze, co Tusk powiedział w pierwszej minucie i czterdziestej pierwszej sekundzie swojego wystąpienia.

Wczorajszego wystąpienia Tuska odsłuchałem trzykrotnie. Drugi raz, aby upewnić się, że rzeczywiście powiedział on to co usłyszałem za pierwszym razem. Po raz trzeci, aby móc moim małym rozumkiem objąć całą głębię tej wypowiedzi. Wystąpienie to oceniam jako wyjątkowo słabe, stawiające Platformę na równi z PiS nieprzebierającego w środkach aby do maksimum wykorzystać tragedię ukraińską dla własnych, wewnętrznych celów politycznych. Jak zwykle w takich przypadkach ważne jest to co zostało powiedziane, oraz to, co powiedziane nie zostało. Po pierwsze więc Tusk robił wszystko, aby w oczach mediów zatrzeć obraz jego postaci malowany przez rządowe media jako przyjaciela, wspólnika niemal prezydenta Putina. Działanie oczywiście chybione, gdyż wyborcy PiS nie będą wsłuchiwać się w mądrości Tuska, natomiast karmieni zapewne będą obficie obrazami mimiki jego twarzy w trakcie tego wystąpienia. I to będzie jedyny efekt walki Tuska z TVP. Po drugie Tusk w oczywisty sposób wykorzystywać chce wojnę na Ukrainie w politycznej walce o władzę w Polsce, chce znowu na swoim ulubionym białym koniu wjechać na polską scenę polityczną tym razem z hasłem: „To ja odzyskałem dla Polski 780 miliardów!”. Po trzecie wreszcie strategiczna ocena sytuacji przedstawiona prze Tuska jest nie tylko płaska, nieprawdziwa, ale nakierowana na straszenie Polaków. „Polska będzie następna!” – groził. Oczywiście jest to fałsz. W konflikcie na Ukrainie Polska nie odgrywa żadnej roli. Wszyscy polityczni komentatorzy są zgodni co do tego, że konflikt na Ukrainie to preludium konfliktu USA z Chinami. W przypadku takiego konfliktu Ukraina, jako faktyczny już członek NATO, stanowiłaby miękkie podbrzusze głównego sojusznika Chin czyli Rosji. Polska nie ma tu żadnego znaczenia i dopóki nie dojdzie do zbrojnego udziału NATO w konflikcie – jest bezpieczna. Tusk z pewnością zdaje sobie z tego sprawę, ale dlaczego straszy?  Wytłumaczenie może być tylko jedno: zastraszone społeczeństwo łatwiej akceptuje to, czemu jeszcze niedawno było przeciwne.

Powróćmy więc do kwestii pieniędzy z Unii Europejskiej w ustach Donalda Tuska. Rzeczywiście w drugiej minucie swojego wystąpienia zarzucił on rządowi, że wobec olbrzymiej potrzeby środków finansowych nie ubiega się on o takowe z unijnego programu solidarnościowego (jak to zrobiła Mołdawia) czy też nie domaga się porozumień w sprawie alokacji uchodźców. Ale clue stanowiska Tuska w tej kwestii zawarte jest w trzech minutach pomiędzy 25:30 a 28:30. Padają tu bardzo ważne słowa, te mianowicie, że Tusk będzie namawiał Unię, aby ta znalazła „jakiś sposób” na niezwłoczne przekazanie zablokowanych środków Polsce. Jednocześnie, w kontekście tej inicjatywy, wezwał on rząd do przedstawienia na jutrzejszym spotkaniu z opozycją „uczciwej deklaracji jedności”. Ale ważniejszym jest tekst dalszy. Tusk przywołuje Ukrainę. „Tam Ukraińcy o swoja praworządność (podkr. JU), demokrację walczą z karabinem w ręku. A my możemy uczynić to samo kartką wyborczą!” – grzmiał Przewodniczący. I żeby nikt nie miał wątpliwości pada kolejna kwestia z ust Przewodniczącego: „Żadna Bruksela (czytaj: Unia Europejska, J.U.), żaden Waszyngton nie zrobią tego za nas!” Jednym słowem Tusk zapowiedział ni mniej, ni więcej jak tylko odstąpienie Platformy Obywatelskiej od żądania wykonania przez PiS postanowień Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, odsuwając ten problem do przyszłych wyborów parlamentarnych. Co znamienne: w całym wystąpieniu Tuska takie żądanie pod adresem rządu natychmiastowej realizacji orzeczeń ETS nie zostało w ogóle wyartykułowane ani nawet wzmiankowane w całym wystąpieniu programowym Przewodniczącego Platformy Obywatelskiej.

I to właśnie nazywam ZDRADĄ. Zdradą osoby pretendującej do miana lidera opozycji wszystkich nas, którzy protestowaliśmy, braliśmy udział w manifestacjach, malowaliśmy plakaty i pisaliśmy, wszystko w imię obrony podstawowych, elementarnych wartości Unii Europejskiej. W sytuacji, w której właśnie dzisiaj rządowi Morawieckiemu, całemu PiS przedstawić należało twarde żądanie niezwłocznej realizacji orzeczeń ETS gdyż to jest najprostsza, najlepsza droga do unijnych pieniędzy, najlepsze rozwiązanie dla Polski i Unii Europejskiej, Tusk publicznie ogłasza odstąpienie od takiego żądania. Zdaniem Tuska to Unia, nie Polska powinna znaleźć „jakiś sposób” przy czym wyraża on gotowość zadowolenia się jakąś nieokreśloną „uczciwą deklaracją jedności”. Tusk wierzący w jakąś uczciwą deklarację tych, których przez lata jego partia (i nie tylko) nie określała inaczej jak mafię u władzy? Z drugiej strony kto jak kto, ale Tusk musi być świadomy, że odstąpienie dzisiaj od tego żądania to zabetonowanie władzy PiS i jego akolitów w Polsce na dziesięciolecia. Władzy PiS a może POPiS? Wszystkiego można się spodziewać zwłaszcza od polityka, który niegdyś uratował od politycznego niebytu dwa filary obecnej rządzącej kamaryli.

Rzecz o odstąpieniu od wymogów przywrócenia w Polsce zasad praworządności w zamian za odblokowanie środków unijnych nie znalazła się w ustach byłego prezydenta Europy przypadkiem. Jest bardziej niż prawdopodobne, że padła po jakichś konsultacjach z brukselskimi urzędnikami, którzy też chcieliby mieć problem polski z głowy. Najprawdopodobniej gotowi są oni sięgnąć po sztuczkę zwaną „dynamiczna interpretacja prawa”. Co to takiego? Otóż zderzyłem się z tym chwytem kontrolując pomocowe środki unijne wydawane w krajach spoza Unii. Przepisy finansowe Unii są surowe i jednoznaczne: środki takie mogą być przekazywane wyłącznie państwom, w których istnieje system kontroli wydawania środków publicznych spełniający międzynarodowe standardy. Ale zdarzało się, że ze względów politycznych Komisja chciała udzielić takich środków państwom czwartego świata, w których nie tylko takiego systemu nie było, ale gdzie nie było również rocznego budżetu, a parlament był papierową atrapą. Wówczas urzędnicy brukselscy wymyślili właśnie ową „dynamiczną interpretację prawa”. Wystarczyło więc, aby w takim kraju pojawił się byle projekt byle jakich reform finansów publicznych i ich kontroli, aby KE uznała, że cele tego projektu zostały już osiągnięte (dynamiczna interpretacja) a więc i wymogi wypłacania środków Unii spełnione. Europejski Trybunał Obrachunkowy zablokował wprawdzie tą praktykę, ale sam patent zachował się pewnie w niejedny biurku Komisji Europejskiej. Czy w przypadku Polski rolę takiego projektu reform odegrać ma owa „deklaracja”? Bardzo prawdopodobne.

Kwestia przestrzegania unijnych zasad praworządności i unijnego prawa przez Polskę nie jest wyłączną kwestią pomiędzy Polską a Brukselą. To sprawa o fundamentalnym znaczeniu dla całej Unii. Wycofanie się Komisji Europejskiej z obowiązku zapewnienia realizacji postanowień traktatowych i wyroków europejskich trybunałów w tak zasadniczej sprawie będzie de facto kolejnym wielkim osłabieniem Unii Europejskiej w ostatnich dniach. Pierwszym było oczywiste fiasko próby prowadzenia przez Unię własnej polityki wobec Rosji. USA szybko wybiły Unii takie fanaberie – Unia okazała całemu światu swoja polityczną niemoc i na długi czas wypadła z grona ważnych politycznie podmiotów (graczy) na świecie. Praktyczne zakwestionowanie przez Polskę zasady jednolitego systemu prawnego Unii może okazać się tym, czym wybicie zwornika w sklepieniu łukowy: cała konstrukcja nieuchronnie musi się zawalić. I jeżeli tak się stanie będzie to ku radości wszystkich tych, którym silna Unia jest nie w smak – a putinowskiej Rosji przede wszystkim. Prawdopodobnie to idea zjednoczonej Europy w jej dotychczasowym kształcie będzie jedną z ofiar wojny na Ukrainie.

Przyznam, że jeden fragment wystąpienia Tuska, jednego z najbardziej doświadczonych polityków europejskich wstrząsnął mną niewątpliwie. To ten fragment, w którym wypominał on rządowi, że ten miał 100 dni na przygotowanie się na falę migracji. „Od stu dni wiedzieli, że atak nastąpi, że będzie fala uchodźców! I co zrobili?” – pytał dramatycznie Tuska na konferencji.

Otóż właśnie: politycy tacy jak Tusk oraz, jak należy przypuszczać inni, jeszcze lepiej poinformowani przez służby analityczno-wywiadowcze byli w pełni świadomi nie tylko tego, że wojna nastąpi, ale również świadomi jej tragicznych skutków. Byli świadomi i co zrobili, aby zapobiec tragedii Ukrainy? Co zrobiła ONZ, powołana do zażegnywania tego rodzaju konfliktów? Nic. Cynicznie czekali.

A ja bardzo, bardzo chciałbym mieć pewność, że tej niewyobrażalnej tragedii nie można było uniknąć.

Autor: Jacek Uczkiewicz

Szczegóły na FB: https://www.facebook.com/jacek.uczkiewicz/about?section=bio&pnref=about

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *