Wstrząsu doznać można na kilka sposobów. Można dostać dosłownie cios w głowę „z mańki”, można zderzyć się ze ścianą, można też… przeczytać książkę. W tym ostatnim przypadku efekt fizyczny jest wprawdzie różny od pozostałych, ale jego skutki są często bardziej trwałe. Jestem właśnie po lekturze książki, a właściwe książeczki, broszury autorstwa Dirka Oschamnna „Jak niemiecki Zachód wymyślił swój Wschód” wydanej w Niemczech w 2022 r, a w Polsce w 2024 przez Instytut Zachodni.
To zaledwie 141 stron tekstu. Ale jakiego! Czuję się dosłownie tak, jakbym dostał obuchem w głowę.
Dirk Oschmann nie jest pisarzem, socjologiem czy politykiem. Jest profesorem literatury niemieckiej na Uniwersytecie w Lipsku. W lutym 2022 opublikował w „Frankfurter Algemaine Zeitung” artykuł pod tym samym tytułem, który w Niemczech wywołał intelektualną burzę, i który stał się osnową do tej książeczki. Praca prof. Ochmanna z pewnością nie jest monografią. Nie opisuje ona problemu w sposób całościowy, kompleksowy. Jest raczej krzykiem rozpaczy intelektualisty. Jest wskazaniem na doniosły problem, którego społeczeństwo za wszelką cenę stara się nie dostrzegać. Jak wynika z samego tytułu, który jest jednocześnie główną tezą autora, problemem tym są relacje pomiędzy Zachodnimi Niemcami a Niemcami Wschodnimi, z byłego NRD, powszechnie i pogardliwe nazywanych Ossi.
Większość z nas z pewnością zetknęła się już z tym terminem. Ale cóż on w istocie oznacza? Jakie wartości, jakie emocje niemieckiego społeczeństwa on skrywa i, co najważniejsze, jakie są tego konsekwencje dla Niemiec – o tym właśnie rzecz.
Autor stawia sprawę jasno: dyskusja o Niemcach Wschodnich to w pierwszym rzędzie dyskusja o Niemcach Zachodnich, o ich odpowiedzialności za wykreowanie problemu Ossi. Ochmann nie uchyla kołderki przykrywającej ten bolesny dla Niemców problem. On ją z całą brutalnością zdziera ukazując króla w całej jego nagości i brzydocie. Ochmann oskarża Niemców Zachodnich o wszechobecny paternalizm w stosunku do Niemców z byłego NRD, kreowanie tych niemieckich obywateli, przede wszystkim mężczyzn na osobników „głupich, leniwych, niepotrafiących się wysłowić, z zaburzeniami zachowania, radykalnych, nieudolnych ksenofobicznych, szowinistycznych i OCZYWIŚCIE nazistów”.
Ale Ochmann stawia zarzuty cięższego kalibru. Oskarża on Niemcy Zachodnie o świadomą politykę kolonizacyjną w stosunku do byłej NRD i jej mieszkańców, kolonizację w sensie terytorialnym ale przede wszystkim w sensie mentalnym, kulturowym. Nie tylko oskarża, ale i przedstawia twarde dowody. Przywołuje na przykład wypowiedzi Arnulfa Baringa, który tak opisywał Niemców Wschodnich: Reżim przez pół wieku karlił ludzi, psuł ich wychowanie, edukację. Każdy miał być tylko bezmózgim kółkiem, bezwolnym sługą. Czy dziś, kto tam zowie się prawnikiem czy ekonomistą, pedagogiem, psychologiem czy nawet lekarzem bądź inżynierem, to zupełnie. Jego wiedza jest w znacznej mierze zupełnie bezużyteczna.” Najwyraźniej za takie wypowiedzi, pisze Ochmann, Baring uhonorowany został w 2004 r. Europejską Nagrodą Kultury w dziedzinie polityki, a w 2011 odznaczony Wielkim Federalnym Krzyżem Zasługi. Tym samym odznaczeniem, ale wyższej klasy bo „z Gwiazdą” uhonorowana została inna wybitna postać zachodnioniemieckiej kultury wydawca i pisarz Wolf J. Siegler, znany między innymi ze swoich starań o wybielanie hitlerowskich Niemiec. W swoich pracach Siedler radził m.in. że grożącemu „niebezpieczeństwu uwschodnienia RFN można zapobiec tylko za sprawą kierowanego przez niemieckich urzędników „ruchu kolonistów”. „Chodzi naprawdę o długofalową rekultywację, o zadanie kolonizacyjne, nową kolonizację wschodnią”. Podobne wypowiedzi nie należą bynajmniej do przeszłości – twierdzi Oschmann -lecz znajdują kontynuację w naszej teraźniejszości. I sypie przykładami.
Pisze więc Oschmann o intelektualnym prześladowaniu byłych obywateli NRD, o blokadach w zatrudnieniu, w rozwoju instytucji kulturalnych i naukowych na terenach wschodnich. Pisze o wyzysku gospodarczym. . „Zamiast zjednoczenia, które ewentualnie poddałoby weryfikacji także Zachód, było tylko przystąpienie. Rezultaty dla Wschodu są znane: 70% deindustrializacji więcej niż w innych krajach Wschodu, cztery miliony bezrobotnych, 2,3 miliona gospodarstw domowych zostało dotkniętych zasadą „pierwszeństwa zwrotu przed odszkodowaniem” i musiało drżeć o swoje mieszkanie, dom lub działkę albo je utraciło. (…) Urząd Powierniczy i tak zwane trwałe skażenie gruntów sprawiły, że terytorium NRD przeobraziło się w korzystający z wysokich subwencji państwowych rynek zbytu bez konkurencji ekonomicznej”.
W swoim eseju Oschmann informuje nas nie tylko o neokolonialnych praktykach Zachodnich Niemiec wobec Wschodnich, ale również o dyskryminacji Niemców z tego tylko powodu, że byli obywatelami NRD. NRD-owiec – gorszy gatunek Niemca. Ale z jednym, ja podkreśla Oschmann wyjątkiem. Otóż tym wszystkim restrykcjom, stygmatyzowaniu poddawani byli głównie mężczyźni. „Mało która grupa społeczna była po 1990 r. tak bardzo dyskryminowana jak wschodnioniemieccy mężczyźni. Inaczej sprawa miała się z kobietami. Te bowiem, autor przytacza publikacje, były w Zachodnich Niemczech wprost ferowana. Głównie dlatego, jak twierdzi, że nie stanowiły zagrożenia dla zachodnioniemieckich mężczyzn w zachodnioniemieckim świecie rządzonym przez mężczyzn. Ponadto, jak podkreśla, kobiety ze wschodu były dobrze wykształcone i – w odróżnieniu od wielu kobiet na zachodzie – prawie bez wyjątku pracowały zawodowo, dzięki czemu były niezależne finansowo i samodzielne…
Tak, bez wątpienia Oschmann odkrywa przed nami Niemcy, jakich na ogół nie znamy, ich problemy, dyskusje. Dowodzi dlaczego dzisiaj jest tak jak jest, na przykład dlaczego „była NRD” stała się łatwym, politycznym łupem partii prawicowej partii populistycznej. Okrywa zachodnioniemieckie elity inteligenckie, którym oczy się świecą na myśl o nowej kolonizacji wschodu, nawet jeśli (dzisiaj?) dotyczy ona tylko innych Niemców. Poraża łatwość z jaką elity te wprowadziły do neoniemieckiej rzeczywistości kategorię ludzi drugiego gatunku. Taka fotografia współczesnych Niemiec jaskrawie kłóci się ze stereotypem narodu niemieckiego, który uporał się z widmem faszyzmu, rozliczył się z przeszłością i może uchodzić za europejski zwór cnót wszelakich.
Esej Oschamnna skłania nas, Polaków do ważnej refleksji. Skoro dominująca, bo nadająca ton i narzucającą konkretne rozwiązania prawne część elit niemieckich ma takie zdanie o swoich bądź co bądź rodakach, tyle, że ze wschodu, to jaki jest rzeczywisty stosunek tych elit do ich wschodnich nie niemieckich, a słowiańskich sąsiadów? Rzeczywisty, a nie wyrażany w oficjalnych mowach, sloganach i deklaracjach publicznie głoszonych?
Nie sposób również zastanowić się nad tym jak sytuacja w Niemczech wpisuje się w ogólnoeuropejski i amerykański proces tworzenia, tak – świadomego tworzenia! – głębokich, wewnętrznych podziałów społecznych. Podziałów, których zasypanie jest ponad siły tych społeczeństw.
Lektura broszury Oschamnna jest moim zdaniem obowiązkową dla wszystkich tych, którzy zrozumieć chcą naszych zachodnich sąsiadów. Również – co nie jest bez znaczenia – z racji świetnego tłumaczenia na język polski.
Jacku – w siódmym akapicie w zdaniu
„Zamiast zjednoczenia, które ewentualnie poddałoby weryfikację także Zachód, było tylko przystąpienie.
chyba chciałeś weyfikację dać w formie „weryfikacji”, bo taka daje sens zdaniu…
Dobra recenzja interesującej książki!
Pozdrawiam
też Jacek
[Sz.]