Przyjmując zaproszenie Morawieckiego do rozmów na temat Krajowego Planu Odbudowy, formułując szereg prospołecznych warunków jego akceptacji Lewica wywołała falę nieukrywanej wściekłości w innych partiach opozycyjnych – zwłaszcza Platformy Obywatelskiej. Jest to zrozumiałe: Lewica ukradła Platformie show, jakim miała być jutrzejsza debata sejmowa. Oskarżanie o zdradę, haniebny czyn, wykluczanie z grona partii prodemokratycznych – to tylko niektóre epitety, jakie posypały się na głowę liderów Lewicy. Czy zasłużenie? Śmiem wątpić.
Lewica nie zaśpiewa jutro w chórze Platformy Obywatelskiej. Nie zaśpiewa też w chórze Ziobry i Kaczyńskiego. Zaśpiewa własnym głosem, w chórze większości Polaków, którzy chcą być w Unii Europejskiej i którzy gotowi są przyjąć, wespół z innymi europejskimi narodami współodpowiedzialność za jak najlepsze wykorzystanie środków z Europejskiego Funduszu Odbudowy.
Przyznam się, że podejmując rozmowy z Morawieckim Klub Parlamentarny mi zaimponował. Nie chodzi tu przecież o jakąś „zwykłą”, krajową ustawę. Mało tego – horyzont czasowy tej ustawy może okazać się daleko większy niż horyzont władzy PiS. Nie znam kuluarów rozmów klubów opozycyjnych w tej sprawie, ale właśnie biorąc pod uwagę przedmiot ustawy, jej gospodarcze i społeczne znaczenie oraz długoletnią perspektywę jej skutków Lewica zachowała się i racjonalnie i odważnie zarazem.
Jak potoczyłaby się jutrzejsza debata bez tego porozumienia? Wszystkie partie opozycyjne zaatakowałyby PiS, rząd i Prezydenta, formułując setki, nie można wykluczyć, że sprzecznych ze sobą propozycji, po czym wszystkie grzecznie zagłosowałyby za rządowym projektem ustawy. Nie wyobrażam bowiem sobie, aby którakolwiek z proeuropejskich, prodemokratycznych partii podniosłaby rękę przeciwko temu projektowi. To już lepiej byłoby gdyby wszystkie partie opozycyjne konstruktywnie odpowiedziały na zaproszenie premiera. Nie byłoby wówczas oskarżeń o zdradę, zawiści czy zwykłej irytacji. Przecież chodzi o przyszłość Polski liczoną w dekadach.
To nie Lewica nie dogadała się z Morawieckim, ale to Morawiecki przyjmując wszystkie postulaty Lewicy z nią się dogadał.
Przed Lewicą staje jednak teraz bardzo trudne zadanie udowodnienia w krótkim okresie, że przyjmując zaproszenie Morawieckiego nie przyjęła też roli pożytecznego idioty PiS, że ani na milimetr nie odstąpiła od antypisowskiego frontu.
Zadanie nie będzie łatwe, gdyż przeciwko sobie będzie miała zapewne wszystkie neoliberalne media. Ale może to i lepiej: Lewica dostanie w ten sposób szansę na jeszcze bardzie wyraziste wyartykułowanie swojej roli w społeczeństwie i na scenie politycznej.
Prawdziwa katastrofa na lewej flance polskiej sceny politycznej nastąpi wówczas, gdy Lewica temu zadaniu nie podoła.