Danse macabre a la polacca c.d.

Jarosław Kaczyński, którego poparło niespełna 19% uprawnionych do głosowania Polaków, wniósł wiele nowych elementów do polskiej polityki najwyższego szczebla. Niestety większość z nich powinna jak najszybciej stać się epizodem, o którym się nie zapomina, ale którego powtórzenia unikać należy jak ognia. Do tych skrajnie destrukcyjnych „innowacji” Kaczyńskiego zaliczyć należy codzienne niemal przekonywanie, że czarne jest białe, a białe jest czarne, zwyczaj działania „bez żadnego trybu”, brak poszanowania dla osób niebędących zwolennikami PiS, świadome dzielenie społeczeństwa i wiele innych. Nade wszystko jednak czarną wizytówką Kaczyńskiego i skupionej wokół niego kamaryli jest stosunek do praw, a więc: bardzo swobodna, stosowna do aktualnych potrzeb politycznych PiS interpretacja przepisów prawa, powszechne łamanie niewygodnych przepisów prawa łącznie z Konstytucją, tworzenie przepisów prawa pod doraźne potrzeby pisowskiego interesu politycznego, upolitycznienie i podporządkowanie sobie wymiaru sprawiedliwości metodami terrorystycznymi a to wszystko w oprawie bezwzględnego autorytaryzmu.

Niestety zaobserwować można, że pisowski wirus atakuje i inne partie, w tym lewicowe, które – o zgrozo – w nazwie maiły przymiotnik „demokratyczny”. Sposób, w jaki wygumkowano z polskiej sceny politycznej największą polską partię lewicową: Sojusz Lewicy Demokratycznej jest jednoznacznym dowodem tej tezy. Zaczęło się od autorytaryzmu Przewodniczącego, od praktycznego zawieszenia działalności ciał kolegialnych SLD. Potem przyszła fatalna Konwencja w grudniu 2019 r., a z nią kuriozalny statut nowej partii, który nie tylko całkowicie zmienił jej charakter, strukturę i metody działania, ale dał realne podstawy dla opinii, że nastąpiło sprywatyzowanie partii przez jej Przewodniczącego. Zarzutów nie można jednak kierować tylko do Czarzastego. Przecież na owej konwencji dostał przyzwolenie od czołowego aktywu partii. Potem cała partia stała się zakładnikiem haseł o fatalnych konsekwencjach wewnętrznych dyskusji dla jedności lewicy. Sam statut, jego interpretacje i wprowadzanie w życie godne są najlepszych uczniów Kaczyńskiego: ukrywanie treści statutu przez długi czas, jednoczesne kierowanie się dwoma statutami: nowym i starym, interpretacja na zawołanie, pokrętne wyjaśnienia. Kulminacją – jak dotąd – prywatyzacji partii przez Czarzastego była tyleż spektakularna co gorsząca akcja zawieszania przez Przewodniczącego członków organu kolegialnego jakim jest Zarząd partii do skutku, do uzyskania większości dla swojej opcji. W tym dramacie, jak wynika z relacji z obrad Zarządu, dzielnie sekundowali mu „pomocnicy” zgłaszając kolejne kandydatury do zawieszenia gdy okazało się, że liczbo dotychczasowych zawieszonych jest niewystarczająca.. Wszystko według zasady cel uświęca środki. Połączenie autorytaryzmu z bufonadą doprowadziło do tego, że nawet obiektywnie dobre decyzje, jak ta o poparciu polskiego rządu w kwestii ustalenia nowych źródeł dochodów Unii Europejskiej obróciło się przeciwko Lewicy. Nie wykorzystano argumentu, że w ten sposób Lewica ratuje Unię Europejską, rozmowy z rządem podjęto w tajemnicy przed klubem poselskim i partią, nie zadbano o należyte zabezpieczenie medialne dla tej decyzji. Manipulowanie prawem, autorytaryzm, instrumentalne traktowanie członków partii nie zasługuje na inne określenie jak pisienie Lewicy – wtłaczanie do praktyki lewicowej partii politycznej kanonu wartości i wzorców zachowań PiS.

W Sejmie trwa danse macabre a la polacca, czyli wojny i wojenki wokół Prezesa Najwyższej Izby Kontroli. Poparcie wniosku PiS o uchylenie immunitetu Banasiowi zapewne odczytane byłoby przez większość lewicowego elektoratu za zdradę przez duże Z. Ale…

Samo sformułowanie takiego wniosku i jego procedowanie jest jaskrawym przypadkiem klasycznej tragedii antycznej we współczesności, a więc sytuacji, w której ma miejsce konflikt dwóch istotnych wartości. Osoba pokroju Mariana Banasia nigdy nie powinna kandydować na szefa jednego za najważniejszej instytucji państwowej – w imię zachowania jej powagi, autorytetu i wiarygodności. Dzisiaj ci, którzy jeszcze niedawno, zasadnie, głosowali w Sejmie przeciwko tej kandydaturze staja się jej obrońcami. Dlaczego? Wyjaśnia to Przewodniczący Klubu Lewica: „odbieranie immunitetu Marianowi Banasiowi to pozbawianie wzroku i słuchu najważniejszej dziś instytucji będącej opornikiem obozu władzy… NIK pod rządami Banasia ujawnia rzeczy, których żadna instytucja by nie ujawniła. Banaś walcząc o swoje życie pokazuje prawdziwe oblicze władzy, więc powinien pozostać na stanowisku”. W innym publicznym wystąpieniu Gawkowski zdaje się relatywizować wagę zarzutów stawianych jeszcze nie tak dawno Banasiowi.  Wygląda na to, że sejmowa lewica gotowa jest sprzedać jedną z najważniejszych wartości Najwyższej izby Kontroli – wiarygodność, za kilka sensacyjnych raportów. Politycy zdają się być skrajnie podekscytowani ostatnimi raportami NIK, chociaż na dobrą sprawę  niewiele jest w nich rzeczy nowych, dotąd nieznanych. Z całą pewnością raporty te podzielą losy setki innych, nie mniej sensacyjnych, jakie w przeszłości publikowała Izba. Przez całą ćwierć wieku Sejm starannie dbał wszak o to, aby skuteczność NIK sprowadzić do krótkotrwałych sensacji medialnych. Dlaczego dzisiaj miałoby być inaczej? Tym bardziej, że wiarygodność NIK, która stała się maczugą w wewnątrz i międzypartyjnych, paramafijnych walkach obozu władzy sięgnęła dna. Sam prezes nie ukrywa już politycznego charakteru swojego urzędu, czemu dał wyraz zamawiając analizę aktualnej sytuacji politycznej w kraju. Nawet najbardziej rasowy polityk, jaki stał na czele Izby – Lech Kaczyński sobie na to nie pozwalał. Co Prezes NIK ma do aktualnej sytuacji politycznej, układów kto z kim, przeciw komu? Prezesowi NIK nic do tego, ale Marian Banaś widać ma.

W tej sytuacji obrona Banasia – to w istocie wpisywanie się w strategię PiS – strategię demontażu instytucji państwowych, upolitycznianie tych, które z zasady powinny być jak najdalej od polityki. Niedawno jak wczoraj Marian Banaś doskonale sam wpisał się w tą strategię obrażając swoim zachowaniem Sejm. Nie inaczej nazwać bowiem należy jego ostentacyjne opuszczenie obrad komisji sejmowej, obradującej w jego sprawie, uzasadniane opinią jego pełnomocnika prawnego. To bardzo groźny precedens, mogący mieć w przyszłości naśladowców. Nie jest przy tym ważna okoliczność, że dla wielu obecny Sejm na nic innego nie zasługuje, lub to, że argumenty pełnomocnika Banasia brzmią przekonywująco. Konstytucja stwierdza jasno: „Najwyższa Izba Kontroli podlega Sejmowi”. Dlatego zachowanie Mariana Banasia musi być ocenione jako przykładanie ręki do nieliczenia się z Konstytucją, ośmieszanie i Sejmu i Najwyższej Izby Kontroli

Z drugiej strony głosowanie za przyjęciem wniosku też jest politycznie wielce ryzykowne – głównie z powodów ciężkich oskarżeń o koalicję z antydemokratycznym PiS, jakie taka decyzja by wyzwoliła. Dylemat: bronić osobę piastującą stanowisko Prezesa NIK, która nigdy nie powinna na tym stanowisku się znaleźć, czy, w imię ochrony powagi demokratycznego państwa polskiego i jednej z jego najważniejszych instytucji dążyć do jego usunięcia, nawet za cenę wsparcia wniosku autorstwa politycznego „imperium zła” jakim w Polsce stało się polityczne zaplecze Kaczyńskiego – to właśnie wymiar współczesnej tragedii Polski. Tragedii, do której doprowadził Jarosław Kaczyński swoją polityką, misją przebudowy państwa i narodu wedle własnych ideałów za wszelką cenę, pogardą dla prawa i swoją żądzą władzy, to właśnie tragedia, w której, jak w każdej tragedii nie ma dobrego wyjścia, w której wszyscy są przegrani.

Chociaż paradoksalnie ten ostatni wariant niesie z sobą pewne możliwości konstruktywnego wyjścia progresywnych sił politycznych z twarzą. Głosowanie za uchyleniem immunitetu to przecież przejaw wierności głoszonym nie tak dawno poglądom, to obiektywnie działanie dla obrony powagi polskiego państwa. Jest jednak jeszcze coś innego, ważniejszego. Czy nie można całej tej żenującej afery z wyborem i odwoływaniem Banasia wykorzystać do wprowadzenia nowej, ze wszech miar pozytywnej i pożądanej dla Polski wartości? Chodzi mi o sytuację, w której opozycja popiera wniosek o uchylenie immunitetu wcześniej zawierając z PiS publiczną umowę, przypieczętowaną publiczną deklaracją szefostwa tego ugrupowania, o wprowadzeniu w parlamencie zasady, że wprawdzie większość parlamentarna zatwierdza kandydaturę na Prezesa NIK, ale samą kandydaturę zgłasza opozycja i tylko opozycja. Rozwiązanie takie, na dobrą sprawę nie wymaga nawet natychmiastowej zmiany ustawy. Rzecz przecież w zasadach dobrej praktyki parlamentarnej i mogłoby być świadectwem dźwigania się kultury politycznej na Wiejskiej z jej najgłębszego dotychczas upadku. Zgłaszanie kandydatury Prezesa NIK przez opozycję i zatwierdzanie jej przez parlamentarną większość niewątpliwie wzmocniłaby system kontroli władzy przez społeczeństwo. Rządzący i opozycja mieliby do wyboru dwie drogi: wzajemnego blokowanie się, co prowadzi do praktycznego paraliżu największej instytucji kontrolnej w państwie bądź wyboru kandydata nie związanego z żądną formacją polityczną, za to dającego gwarancję budowania profesjonalizmu i autorytetu Izby.

Gdyby PiS, po upokarzającej lekcji z wyborem nowego Rzecznika Praw Obywatelskich, taką ofertę przyjęło – Lewica, jej pomysłodawca, wyrosłaby na bohatera nie dnia, ale dziesięciolecia. Gdyby ją odrzuciło – Lewica miałaby ręce rozwiązane. Pomarzyć dobra rzecz.

Smutna historia pewnego orła

Logo Najwyższej Izby Kontroli jest dzisiaj powszechnie znane, ale na potrzeby tego wpisu przypomnę je. Wygląda ono tak:

 

Jego historia jest następująca. Gdzieś, chyba w 1997, wystąpiłem na posiedzeniu Kierownictwa NIK z propozycją sporządzenia jakiegoś logo naszej instytucji, którym znaczyć będziemy wszystkie dokumenty i wydawnictwa niewymagające oficjalnego godła państwowego i które będzie znakiem rozpoznawczym Izby. Prezes Wojciechowski bez entuzjazmu, ale  na tą propozycję przystał, powierzając mi doprowadzenie sprawy do końca. O sporządzenie kilku wariantów logo zwróciłem się do znanego warszawskiego grafika, specjalizującego się w tych formach graficznych. Po kilku miesiącach wylądowały na moim biurku trzy propozycje, z których ta powyżej najbardziej przypadła mi do gustu. Zapytałem jednak autora skąd pomysł na zawijasy. Odpowiedź artysty była znamienna:

– Te zawijasy mają nawiązywać do grafiki przedwojennych obligacji skarbowych i bankowych. Grafika taka miała na celu utwierdzać ich posiadacza, nabywcę o wiarygodności emitenta, stanowiła niejako graficzny symbol tej wiarygodności. A cóż Panie Prezesie jest najważniejsze dla instytucji, którą Pan reprezentuje? Właśnie wiarygodność.

Kierownictwu NIK przedstawiłem wersje logo ze zdecydowanym wskazaniem na ten właśnie wariant.  Używanie logo było z początku ograniczone, ale bardzo szybko rozprzestrzeniło się na wszystkie aspekty działania Izby: od oficjalnych dokumentów przez wydawnictwa do materiałów promocyjnych.  Ten znak graficzny jest ważny nie tylko dla zewnętrznych odbiorców NIK-owskich materiałów. Codziennie przypomina on również wszystkim pracownikom NIK o ich powinności strzeżenia tej wartości, jaką jest wiarygodność.

Dlatego trafia mnie wszystko, co może mnie trafić, gdy w mediach oglądam zdjęcia jak to:

ODSPAWAĆ BANASIA

Nigdy przez myśl mi nie przeszło, że będę musiał sformułować postulat jak niżej. Ubolewam, że tak się stało, ale nie widzę innego rozwiązania.

Co zrobić z Pawłem Banasiem, nowym Prezesem Najwyższej Izby Kontroli? O kontrowersyjności tej postaci rozpisywać się nie zamierzam – codziennie media dorzucają nowe fakty i okoliczności, które Banasia pogrążają. Jest rzeczą dla mnie – i myślę, że nie tylko dla mnie – oczywistą, że sprawowanie tak ważnego urzędu przez taką osobę to uwłaczanie godności Państwa Polskiego, jest wręcz podkopywaniem fundamentów państwa. To również soczysty policzek dla całej Najwyższej Izby Kontroli i swoisty prezent, jaki Izbie na 100 lecie jej działalności zgotował Sejm i Senat. Policzek dla jej wszystkich byłych, obecnych oraz przyszłych pracowników.

Afera Banasia ma wiele wątków, których wyjaśnienie jest konieczne w imię obrony Rzeczypospolitej. Jak choćby ten, jak to możliwe, że osoba o takich powiązaniach ze światem przestępczym, z bardzo, bardzo niejasnymi źródłami swojego majątku a więc będąca nadzwyczajnie eksponowana na werbunek obcych służb specjalnych,  regularnie otrzymywała certyfikat do dostępu do najważniejszych tajemnic państwowych. Ten i inne wątki powinna wyjaśnić specjalna komisja śledcza powołana przez nowy parlament.

Ale to nie rozwiązuje problemu Banasia, któremu Konstytucja RP oraz ustawa o NIK,  gwarantują nietykalność – do czasu prawomocnego skazania przez sąd. I wszystko wskazuje na to, że Marian Banaś zdecydował o skrupulatnym korzystaniu z tego immunitetu. Nad sposobem jego „odspawania” od fotela głowią się prawnicy w wielu kancelariach. Wydaje się, że od strony prawnej nikt mu nic nie może zrobić, prawie jak w tym wierszyku krążącym ostatnio w Internecie:

„Fikumiku – jestem w NIKu.                                                                          Co mi zrobisz prezesiku…”

Sytuacja jest dramatyczna i nadzwyczajna.  Zaostrzy się ona jeszcze bardziej, gdy opinia CBA okaże się dla Prezesa niekorzystna.  Jeżeli nie można liczyć na autorefleksję „bohatera” (a jak widać nie można), to pozostaje jedna, nadzwyczajna, ostateczna droga. Odwołać się tutaj należy do pojęcia instytucjonalnej mądrości. Najwyższa Izba Kontroli zawsze należała do fundamentów państwa. Praca w NIK nobilitowała, wiązała się z misją usprawniania państwa, ochrony interesów obywateli, eliminowania nieprawidłowości w funkcjonowaniu służb publicznych.

Dzisiaj, w sytuacji jaka zaistniała, gdy zawiodą wszystkie, przewidziane prawem środki, jedynie Izba jest w stanie zmusić osobę, która – mniemam niefortunnie – wprowadzona została do gabinetu Prezesa, do opuszczenia tego gabinetu. Dzisiaj to pracownicy NIK, również w imię obrony godności i szacunku dla swojej ciężkiej pracy powinni podjąć trud samooczyszczenia, publicznie i gremialnie odmawiając współpracy z  Marianem Banasiem. Tylko w was nadzieja, że Izba uchroni się od katastrofy, od wieloletniego procesu gnicia od środka.

Brońcie siebie, brońcie Polski.

Masz problem – zadzwoń do Banasia

Okoliczności powołania Mariana Banasia na funkcję Prezesa Najwyższej Izby Kontroli budzą coraz więcej wątpliwości. Trudno mi, człowiekowi, który 10 lat swojego życia zawodowego poświęcił doskonaleniu roli NIK jako instytucji państwowo-twórczej, doskonaleniu warsztatu pracy kontrolera i budowaniu społecznego zaufania do tej instytucji przechodzić obojętnie wobec publikowanych ostatnio informacji o majątku byłego szefa służb skarbowych, wiceministra i ministra finansów.  Moje refleksje z dnia dzisiejszego przedstawiam, w imię zwięzłości, w punktach.

  1. Ustawodawca w Konstytucji i w ustawie o NIK zawarł bardzo silne gwarancje niezależności Prezesa NIK. Nie jest to oczywiście gest w stronę osoby powołanej na ten urząd, ale głęboka troska o państwo. Prezes NIK według prawa, jest strażnikiem i obrońcą najważniejszej cechy Izby: jej niezależności i obiektywności. Te rozwiązania prawne mają służyć mu do ochrony tych wartości.
  2. Niezależność NIK pod kierownictwem M.Banasia budzi wątpliwości, o czym pisałem we wpisie wcześniejszym: „Upadek Najwyższej Izby”.
  3. PiS wybierając na stanowisko Prezesa NIK nie osobę o uznanym autorytecie merytorycznym i formalnym lecz jednego ze swoich sprawdzonych w boju żołnierzy, wieloletniego członka rządu, tak naprawdę nie naruszając formalnie ustawy o NIK ani Konstytucji, przekształcił Izbę w Ministerstwo Kontroli, czyli de facto przywrócił pozycję NIK z lat 1952 – 1980, w których NIK była właśnie Ministerstwem Kontroli lub podlegała Prezydium Rządu. Takie usytuowanie najwyższego organu kontroli państwowej sprzeczne jest z międzynarodowymi standardami.
  4. Wybór M.Banasia to klasyczny przykład konfliktu interesów. Ponieważ gros kontroli NIK to kontrole ex post. Izba pod kierownictwem Prezesa Banasia kontrolować będzie obszary (bardzo ważne z punktu widzenia gospodarki finansowej państwa), za które odpowiadał minister Banaś. Izba kontrolować też będzie kolegów ministra Banasia z Rządu, a Prezes Banaś przewodniczyć będzie obradom Kolegium NIK, które rozpatrywać będzie zastrzeżenia ministrów do wyników kontroli  w ich resortach .
  5. Konflikt interesów ze szczególną ostrością przejawi się przy planowaniu i realizacji kontroli wykonania budżetu państwa za rok 2019. Projekt tego budżetu podpisał, potwierdzając jego rzetelność, prawdziwość danych i realność Minister Banaś.
  6. W świetle powyższego, dla zachowania obiektywizmu Izby, wskazane byłoby wyłączenie się Prezesa Banasia ze wszystkich czynności kontrolnych (planowanie, nadzorowanie i realizacja wyników kontroli) związanych z obszarami finansów publicznych za które, jako podsekretarz stanu sekretarz stanu i Minister Finansów ponosił odpowiedzialność. Oznaczałoby to drastyczne ograniczenie Prezesa NIK w jego działaniach, a nawet, gdyby takie deklaracje padły, trudno dać wiarę w ich realność.
  7. Osoba obejmująca stanowiska, jakie zajmował w rządzie Pan Banaś musi uzyskać od Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego stosowny certyfikat dostępu do określonego poziomu tajemnic ustawowo chronionych. Udzielenie certyfikatu następuje po szczegółowym badaniu życiorysu osoby i jej bliskich, powiązań zawodowych i towarzyskich, wyjazdów zagranicznych, źródeł pochodzenia majątku i bieżącej sytuacji majątkowej. Certyfikat ważny jest przez 3 lata po czym musi zostać w stosownej procedurze odnowiony.
  8. Niezależnie od powyższego osoba składa corocznie deklarację majątkową, również sprawdzaną przez służby, zwłaszcza w przypadku eksponowanych stanowisk w rządzie.
  9. W dyskusjach o kwestiach majątkowych Prezesa Banasia media popełniają zasadniczą nieścisłość. Konieczność przejrzystości stanu majątkowego kandydata na ważne stanowisko państwowe przedstawiają bowiem głównie jako wymóg etyczno – estetyczny. Tymczasem istotą idei wymienionych wyżej postępowań sprawdzających  jest wyeliminowanie ekspozycji kandydata do ponoszenia odpowiedzialności za państwo na możliwość szantażu ze strony na przykład grup przestępczych obcych wywiadów lub innych grup posiadających informacje o kandydacie, których może użyć w celu wywołania określonego zachowania.
  10. Jeżeli nawet MB związał się przed wielu laty umowami cywilno-prawnymi (wynajem kamienicy) z osobami, o których przestępczej proweniencji nie miał pojęcia (co jednak wymaga potwierdzenia w osobnym postępowaniu) to z pewnością, jako osoba objęta ochroną kontrwywiadowczą, niezwłocznie powinien takie informacje uzyskać od stosownych służb.
  11. Jeżeli MB nie interesował się osobami, z którymi wszedł w powiązania natury finansowej ani rodzajem działalności, jaką te osoby  prowadzą w jego kamienicy to kompromituje się jako pretendent do jednego z najwyższych stanowisk w państwie oraz jako NIK-owiec.
  12. Z ujawnionych przez dziennikarzy materiałów wynika, że istnieje bardzo wysokie prawdopodobieństwo iż w kamienicy wiceministra, a później ministra finansów przez wiele lat prowadzona była działalność nie tylko narażająca na straty Skarb Państwa, ale również mogąca służyć praniu pieniędzy.
  13. Nieujawnienie poważnego zobowiązania finansowego, jakim jest ustanowienie  zabezpieczenia na hipotece kamienicy kredytu bankowego musi zostać szczegółowo wyjaśniona. Bank będzie musiał stosownym służbom udzielić informację komu, na jaki cel i na jakich warunkach udzielił tego kredytu. Jeżeli kredyt został spłacony przedterminowo koniecznym będzie ustalenie źródeł finansowania tej spłaty.
  14. Jeżeli dwójka dziennikarzy w okresie kilku tygodni poczyniła ustalenia jak prezentowane, to z pewnością cała wyspecjalizowana instytucja jaką jest CBA prowadząca  badania od niemal roku nie mogła dokonać ustaleń węższych.  Dlaczego wobec tego przedłużono prowadzenie badań poza termin powołania M. Banasia na Prezesa NIK? A może chodziło o to, aby w sumie afery nie ujawniać, ustalenia zamknąć w okazjonalnie wyciąganej z pancernej szafy teczce a tymczasem śledztwo dziennikarskie wywróciło ten plan?  Wyjaśnienie roli CBA w tej aferze oraz znaczenia nieskrywanej zażyłości Pana Banasia z szefostwem Biura  dla prowadzonego przez Biuro postępowania staje się odrębnym problemem. Nie ulega bowiem wątpliwości, że jeżeli nawet w ograniczonym zakresie potwierdzą się ustalenia dziennikarskie mieć będziemy do czynienia nie z „Aferą Banasia”, ale z „Aferą Państwa Polskiego”.                                                                                                             P.S.1. Błyskawiczna kariera zawodowa syna Prezesa Banasia mnie nie dziwi. Wszak PiS z nepotyzmu uczyniło cnotę.        P.S.2. Całością czuję się zażenowany i jest mi zwyczajnie wstyd. W tym uczuciu łączę się z pracownikami i emerytami Najwyższej Izby Kontroli.