Po co Scholz przyjechał?

Nowo wybrany kanclerz Niemiec Olaf Scholz, następca Angeli Merkel rozpoczął swoją międzynarodową aktywność w interesujący sposób. Z pierwszą zagraniczną wizytą udał się do Francji, dając tym jasny sygnał, że doskonale zdaje sobie sprawę z odpowiedzialności Niemiec i Francji za funkcjonowanie i przyszłość Unii Europejskiej. Potem odwiedził Komisję Europejską w Brukseli. Trzecim celem wizyt inauguracyjnych nowego kanclerza Niemiec była Warszawa.

Oczywiście euforia w PiS była wielka. – Patrzcie – zdawali się mówić niemal w każdej publicznej wypowiedzi.  – Polska pod naszymi rządami jest unijną potęgą i Niemcy muszą się z nami liczyć. Ta duma przechodząca w zadufanie może okazać się myląca.

To prawda, że Polskę i Niemcy łączą silne więzi gospodarcze. Ale w tej współpracy Polska nie jest partnerem równorzędnym: nie ten poziom gospodarki, nie ta innowacyjność, nie ta efektywność, wreszcie nie te kapitały.

Przysłuchując się konferencji prasowej Morawieckiego i Scholza trudno było nie zadawać sobie pytania: po co Scholz, zwłaszcza po afroncie jaką Warszawa uraczyła jego poprzedniczkę równo dwa miesiące temu do Polski przyjechał? W jakim celu? Co miał do załatwienia? Co miał do zaoferowania? Szczegółów rozmów pewnie nie prędko poznamy, ale jej okoliczności skłaniają do domysłów, że rzeczywiście wybór Polski nie był przypadkowy.

Przypomnieć tu należy nie tak bardzo odległe sytuacje, kiedy to Polska usilnie starała się o pozycję głównego reprezentanta Unii Europejskiej wobec przeżywającej głęboki kryzys Ukrainy czy Gruzji. Ani jedna, ani druga misja się nie powiodła. O przyszłości Ukrainy zadecydował układ Mińsk II (format normandzki) podpisany przez Francję, Niemcy, Rosje i Ukrainę. Polski do stołu nie zaproszono. Jeszcze gorzej było w Gruzji. Podczas gdy Prezydent Francji leciał do Moskwy rozmawiać o zażegnaniu kryzysu, Prezydent Kaczyński w Tbilisi nawoływał do wojny z Rosją.  Wizyta Scholza w Warszawie świadczyć może o tym, że krajem specjalnej troski dla Unii Europejskiej jest teraz właśnie Polska.

W po konsultacjach w Paryżu a następnie w Brukseli Niemcy najwidoczniej przyjęły na siebie rolę lidera w rozwiązywaniu „kwestii Polskiej”. Stąd właśnie szybka wizyta Kanclerza Niemiec w Warszawie dla bezpośredniego zbadania gruntu i poznania – no właśnie, partnera czy raczej już przeciwnika.

Jeżeli taka była geneza wizyty Scholza w Warszawie to bardzo dobrze, że do niej doszło. Scholz mógł na własnej skórze zapoznać się z trudnościami zadania, które na siebie przyjął. Konferencja prasowa szefów rządów Polski i Niemiec była dla Niemca trudna. Morawiecki nie otworzył nawet wąskiego przesmyku do rozmów na temat pogłębiania integracji Unii Europejskiej. Stanowisko zaprezentowane przez Polski rząd miało elastyczność betonu. Dodatkowo polski premier z lekkością słonia pomijając pytanie o IV Rzeszę zaatakował kanclerza powojennymi roszczeniami oraz żądaniami wręcz zastopowania strategicznej dla Niemiec inwestycji jaką jest Nord Stream 2. W tej ostatniej sprawie okazał się raczej komiwojażerem amerykańskich firm gazowych niż politykiem. Nie pokazał Morawiecki w jaki sposób Nord Stream 2 zagraża Polsce – wyręczył się Ukrainą. Argumentował natomiast, że uruchomienie tego gazociągu i zwiększenie przez to wolumenu dostaw gazu do Europy podniesie ceny tego surowca, chociaż wiadomo, że dostawy gazu z Rosji odbywają się na podstawie kontraktów długoterminowych, a z innych, najczęściej amerykańskich źródeł, na podstawie bieżących cen giełdowych.

Scholz też pozostał na dotychczasowych stanowiskach Niemiec i Unii Europejskiej, choć swoje zdanie wyraził w bardzo dyplomatyczny sposób. Przypomniał, nie wprost, ale jednoznacznie, że sprawa roszczeń jest od bardzo dawna formalnie uregulowana i zamknięta. Zwrócił gospodarzom grzecznie uwagę, że to Niemcy utrzymują w znacznej mierze Unię Europejską nie tylko finansowo, ale gospodarczo i politycznie, twardo bronił suwerenności Niemiec w określaniu swojej strategii energetycznej, oraz dwukrotnie podkreślał wartości Unii jaką są demokracja i praworządność.

Nowy Kanclerz Niemiec mógł w efekcie rozmów w Warszawie wyrobić sobie zdanie w sprawie najważniejszej: jak jest gotowość obecnych władz polskich do kompromisów, do poszukiwania najlepszych dla Unii rozwiązań. I tutaj Scholz zderzył się ze ścianą. To nie jest wcale jego porażka, to może być natomiast, w dłuższej perspektywie, znacząca porażka dzisiejszych pisowskich triumfatorów. Kanclerz Niemiec dostał do ręki twardy dowód, że z Warszawą nie ma sensu rozmawiać, negocjować, że należy sięgać po środki radykalne. A te będą bolały nie Morawieckiego, ale nas wszystkich. Echa wizyty Scholza w Warszawie usłyszymy zapewne w Brukseli.

Chociaż i dla Kanclerza Scholza nie wszystko jest jeszcze stracone. Kilkukrotnie wspominając o bardzo dobrej współpracy Polski i Niemiec w przyszłości zdawał się przypominać, że wszystko się kiedyś kończy: rządy PiS też.

W nosie mają prawo i sprawiedliwość.

Pisałem już  o tym (Skok na nasze pieniądze) ale do tematu muszę powrócić gdyż dzisiejsze publiczne wystąpienie Ministra Finansów i wicepremiera rządu w TVN24 budzi najpierw niedowierzanie, a później grozę. Nie tylko z racji tego, że wygłaszał je Morawiecki, ale dlatego, że w wystąpieniu tym jak w krystalicznym zwierciadle odbija się poczucie moralności i społeczno-ekonomiczne zasady polityki Prawa i Sprawiedliwości. Na marginesie używanie tej nazwy przez partię Kaczyńskiego powinno być sądownie zakazane, gdyż partia ta nie tylko nie ma nic wspólnego z prawem i sprawiedliwością, ale wręcz niszczy z premedytacją cały pozytywny ładunek skojarzeń, który z tymi pojęciami tworzył się przez stulecia.

Ale do rzeczy. A rzecz dotyczy stanowiska Zrzeszenia Banków Polskich, które w wydanym wczoraj oświadczeniu domaga się zmian zasad funkcjonowania bankowego Funduszu Gwarancyjnego, gdyż fundusz ten tworzony jest głównie właśnie przez banki komercyjne, a wydawany na wypłaty gwarancyjne upadłych SKOK-ów. Parę liczb z publikowanego ostatnio rocznego sprawozdania BFG:

– w latach 2013 – 2016 wypłaty z tytułu gwarancji klientom banków komercyjnych zamknęły się kwotą około 39 mln zł, wypłaconą klientom dwóch baków spółdzielczych

– w tym samym okresie BFG wypłacił kwotę 3 681 mln PLN (w tym zaledwie 65 mln z funduszu gwarancyjnego kas) dla około 175 tys klientów SKOK-ów.

– średnio klient upadłego banku komercyjnego (mowa o dwóch małych bankach spółdzielczych) otrzymał zwrot w kwocie około 7,8 tys. PLN, podczas gdy klient upadłego SKOK-u ponad 20 tys. PLN

Otóż Minister Finansów, wicepremier, pytany przez dziennikarza TVN24 o jego opinię w sprawie stanowiska Zrzeszenia Banków Polskich odparł:

„Banki, zwłaszcza te, które w latach 2002 – 2008 szczodrze udzielały kredytów we frankach szwajcarskich powinny się uderzyć w pierś, gdyż widzą źdźbło w oku brata swego, a nie widzą belki we własnym.”

I to właśnie musi budzić grozę. I nie chodzi o to, że wicepremier stosuje zasadę zbiorowej odpowiedzialność, że pomija zupełnie fundamentalne różnice pomiędzy kredytami frankowymi, a polityką kredytową SKOK-ów. Ważne jest to, że minister finansów nie poczuwa się do jakiejkolwiek refleksji w sprawie PROCEDERU upadania SKOK-ów zaraz po przystąpieniu przez te kasy do Bankowego Funduszu Gwarancyjnego, że nie robią na nim żadnego wrażenia wielkości już wypłaconych kwot i tych, których wypłacanie wisi na włosku. Istotne jest to, że ta krótka wypowiedź daje nam praktyczną lekcję tezy, wygłoszonej przez ojca Pana Premiera na inauguracyjnym posiedzeniu Sejmu, że prawo nie jest najważniejsze – najważniejsza jest wola ludu. Wola wyrażona oczywiście przez tego ludu przedstawicieli, a raczej uzurpatorów  do wypowiadania się w jego imieniu.

A oto możliwe skutki takiej filozofii. Obywatel K. zgłasza do prokuratury doniesienie o popełnieniu kradzieży na jego szkodę przez obywatela  L.. Ale obywatel L. jest ważną w PiS figurą, więc namaszczony przez pisowskiego ministra prokurator odrzuca skargę K. radząc mu po dobroci, żeby siedział cicho,  nie podskakiwał, gdyż oni (prokuratura) dobrze wiedzą, że 5 lat temu szwagier Kowalskiego zdradził żonę.

Współczuję przedsiębiorcom, finansistom, managerom. Mają się czego bać.  Inni też.

Osobną, bardzo smutną refleksją jest ta, że rządząca partia PiS nie cofnie się przed niczym w obronie swojego imperium finansowego i prawo oraz sprawiedliwość nie mają tu nic do gadania.