Co robi firma, instytucja, gdy nieoczekiwanie znajdzie się w trudnej sytuacji wizerunkowej? Oczywiście czym prędzej powołuje sztab antykryzysowy, którego zadaniem jest zminimalizowanie tych strat, a jeśli to się uda, to i przekucie porażki w sukces.
Weźmy wzór wszystkich wzorów: Stany Zjednoczone Ameryki Północnej. Kiedy jeden z najwybitniejszych dziennikarzy śledczych, wręcz guru dziennikarzy parających się trudną i niebezpiecznym zajęciem patrzenia rządzącym na ręce Seymour Hersh opublikował bardzo niewygodne dla rządu USA wyniki swojego dochodzenia, które jednoznacznie i bezdyskusyjnie obciążają USA winą za wysadzenie rurociągów NS1 i NS2, sztab antykryzysowy natychmiast przystąpił do działania. Pierwsze zalecenie: zaprzeczyć wszystkiemu. Wykonane bezbłędnie: USA stanowczo zaprzeczyły swojemu udziałowi w tym bezprecedensowym akcie terrorystycznym powołując się na… opinię służb specjalnych. USA.
Drugi krok: tak zamącić sytuację, aby ludzie dosłownie zgłupieli. Tak więc niemal na drugi dzień kilka różnych redakcji różnych mediów w różnych częściach świata zaczęło publikować wyniki „swoich” dochodzeń. I tak wśród podejrzanych o ten atak znaleźli się Ukraińcy Polacy i Rosjanie. Wśród nich jedna kobieta (jak równouprawnienie to równouprawnienie), którzy na małym jachcie wyprodukowanym rzekomo w Polsce przewieźli kilkaset kilogramów materiałów wybuchowych, duże ilości sprzętu do nurkowania, podpłynęli w sobie tylko wiadome miejsce, zanurkowali, wysadzili rurociągi i z szybkością światła zniknęli z radarów wojskowych a także z radarów opinii publicznej. Dziś nikt już nie docieka kto i co.
Nie docieka, gdyż kolejnym etapem było odwrócenie uwagi opinii publicznej. Otóż nad USA pokazał się balon. Przyleciał on ponoć z Kanady, której rząd jak się zdaje nic o tym nie wiedział, pokrążył nad USA, zawrócił do Kanady i znowu wtargnął w przestrzeń powietrzną Stanów Zjednoczonych, przemierzył ją niemal wszerz, by w końcu bohaterską decyzją samego Prezydenta zostać zestrzelonym przez amerykańskie myśliwce nad Oceanem Spokojnym, w którego falach dokonał żywota. Od samego początku balon był oczywiście chiński i wykonywał wrogą przeciw Stanom misję szpiegowską.
Dziś nikt już nie docieka kto wysadził rurociągi, co stało się z jachtem i jego załogą, nikt też nie interesuje się losami chińskiego ponoć balonu ponoć szpiegowskiego. Pełny sukces sztabu antykryzysowego, którego działalność niechybnie znajdzie miejsce w stosownych materiałach szkoleniowych.
Już widać, że temat stał się przedmiotem stosowych szkoleń u najoddańszego wspólnika USA w Europie czyli w Polsce.
W Polsce otóż pojawiła się rakieta. Jakieś 2 tony metalu i betonu. Przeleciała przez pół Polski, ponoć zauważona w jakimś momencie przez polskie radary, które jednak szybko ją zgubiły. Rakieta wylądowała w lasach pod Bydgoszczą w grudniu i w kwietniu przypadkowo znaleziona została przez jakąś miłośniczkę wiosennej przyrody. I zrobiła się afera niesłychana. Na pół roku przed wyborami podcięta została jedna z kluczowych podpór programu wyborczego PiS: obronność. PiS będzie chciał bowiem utrzymać władzę odwołując się do naturalnego odruchu skupiania się społeczeństwa wokół rządzących w momentach zewnętrznego zagrożenia. Dlatego wojna na Ukrainie jest darem z nieba dla PiS. PiS pręży muskuły, wydaje bajońskie sumy publicznych pieniędzy na kolejny wojskowy złom i wmawia społeczeństwu: popatrzcie, jacy jesteśmy potężni! My was obronimy!
To znaczy prężył muskuły, gdyż ta nie do końca rozpoznana rakieta odsłoniła starą prawdę: „Klata jak u pirata: z wierzchu karton a w środku wata”.
No cóż – stało się. Ale po co mamy przyjaciół i ich doświadczenia? W USA zadziałał numer z balonem to i u nas musi się udać! Po prostu „copy-paste”!
W ten sposób w polską przestrzeń powietrzną oraz w mózgi milionów Polaków wtargnął nieoczekiwanie balon. Oczywiście białoruski. Pokręcił się nad Polską, po czym według jednych świadków spłonął, według innych źródeł śledzony był przez dzielną obronę powietrzną do granic duńskich. Ale dzisiaj wszyscy Polacy, a szczególnie w województwach północnych mają zajęcie. Od Centrum Zarządzania Kryzysowego otrzymują oni wezwania w formie SMS-ów do poszukiwania szczątków owego statku powietrznego, który ponoć spłonął lub jest już w Danii. Baczność! Cała Polska szuka białoruskiego balona! Niełatwa to będzie sprawa, gdyż balon ten ma najpewniej napęd odrzutowy, a może nawet i naddźwiękowy? Pilotowany był on bowiem przez polskie i amerykańskie myśliwce, ale im zwiał.
Czy uda się PiS-owi odwrócić opinię publiczną do skandalu z rakietą wypełnioną betonem? Pewnie tak, ale przyznam, że jestem zawiedziony. Po rodakach, którzy tak chętnie obnoszą się ze swoją ułańską fantazją spodziewałbym się czegoś bardziej oryginalnego. Na przykład białoruskiej łodzi podwodnej, która z Bugu, systemem rur kanalizacyjnych przedostała się do Zakopanego, skąd górskimi strumieniami dotarła na szczyt Rysów aby stamtąd podglądać nasz kraj, a zwłaszcza nasze i sojusznicze wojska. To też niezbyt oryginalny pomysł, ale jednak bez dwóch zdań polski!