NIPCz?

Prodemokratyczna, progresywna część polskiego społeczeństwa zaskoczona została decyzją prof. M. Wiącka, Rzecznika Praw Obywatelskich o odwołaniu jednego ze swoich zastępców – pan dr. Hanny Machińskiej. Pani dr Machińska, wybitny specjalista w zakresie praw człowieka zyskała popularność i szacunek m.in. swoimi licznymi działaniami interwencyjnymi w przypadkach zatrzymywania przez policję protestujących przeciwko łamaniu praworządności w Polsce, przeciwko odradzaniu się faszyzmu czy w obronie praw kobiet.

Z lakonicznych doniesień medialnych wynika, że przyczyną odwołania jest to, że działalność pani dr Machińskiej nie odpowiada koncepcji działania RPO prof. Wiącka. Tenże widzi swój urząd jako instytucją zajmującą się „badaniami w zakresie praw człowieka” (GW) tymczasem jego zastępczyni utożsamiana jest bardziej z interwencyjną działalnością Rzecznika. Przyzwyczailiśmy się do tego, że jak trwoga, jak łamanie prawa Kowalskiego, to organizacje społeczne i polityczne, posłowie a także indywidualni obywatele apelowali do Rzecznik Praw Obywatelskich o podejmowanie interwencji – i rzecznik, jeśli uznał to za zasadne, takie interwencje podejmował.

Tyle tylko, że podejmowani takich interwencji nie jest ustawowym obowiązkiem RPO. Konstytucja stwierdza lakonicznie: „Art. 208, ust. 1. Rzecznik Praw Obywatelskich stoi na straży wolności i praw człowieka i obywatela określonych w Konstytucji oraz w innych aktach normatywnych. Ust.2. Zakres i sposób działania Rzecznika Praw Obywatelskich określa ustawa.” A ustawa? Otóż ustawa o Rzeczniku Praw Obywatelskich uchwalona została przez Sejm w 1987 r., a później była tylko nowelizowana. Zadania RPO określa ona w art. 1.  W ust. 1 głosi on że: „W sprawach o ochronę wolności i praw człowieka i obywatela Rzecznik bada, czy wskutek działania lub zaniechania organów, organizacji i instytucji, obowiązanych do przestrzegania i realizacji tych wolności i praw, nie nastąpiło naruszenie prawa, a także zasad współżycia i sprawiedliwości społecznej.” W ust. 2 natomiast daje prawo „wizytowania w sprawach zapobiegania torturom i innemu okrutnemu, nieludzkiemu lub poniżającemu traktowaniu…”

Szczegółowe uprawnienia i kompetencje Rzecznika określają art. 9 do 17d ustawy. Mówią one m.in. o tym, że podejmując sprawę Rzecznik ma do dyspozycji cały wachlarz działań, wśród których na pierwszym miejscu znajdują się „prowadzenie działań wyjaśniających” i „badanie, nawet bez uprzedzenia, każdej sprawy na miejscu”. Tyle tylko, że tych działań Rzecznik wykonywać nie musi, a tylko, wedle własnego uznania, może. Mówiąc krótko ustawa nakłada na RPO obowiązek badania spraw w zakresie praw człowieka a bezpośrednie interwencje Rzecznika to jedno z kilku dostępnych, ale nie obligatoryjnych narzędzi.

I właśnie dlatego obawy związane z niespodziewanym odwołaniem zastępcy Rzecznika Praw Obywatelskich pan dr Machińskiej są uzasadnione. Może bowiem to odwołanie być zapowiedzią odchodzenia RPO od prowadzenia własnych działań wyjaśniających i badania spraw na miejscu – co było domeną Pani Machińskiej na rzecz dokumentarnych badań analitycznych. Czyżby przybywał nam nowy, bardzo ważny instytut: Narodowy Instytut Praw Człowieka?

Gdyby do tego doszło, gdyby rzeczywiście nastąpiła modyfikacja form działania RPO przez istotne ograniczenie jego działalności interwencyjnej, oznaczać to będzie znamienne osłabienie i tak już bardzo wątłego poczucia bezpieczeństwa obywateli, a zwłaszcza aktywistów demokratycznej opozycji w zakresie ochrony praw człowieka.

100% PiS

Marionetkowy Trybunał Konstytucyjny ręcznie sterowany z Nowogrodzkiej, na wniosek grupy pisowskich posłów orzekł niekonstytucyjność przepisu ustawy o Rzeczniku Praw obywatelskich, normującego funkcjonowanie Rzecznika po konstytucyjnym upływie kadencji w sytuacji, gdy nowy rzecznik nie został przez Sejm wybrany. PiS chodziło oczywiście o to, aby otworzy drogę do usunięcia z urzędu wielce dla tej partii niewygodnego prof. Adama Bodnara, który, na mocy tej ustawy pełni tę funkcję mimo upływu jego kadencji, ponieważ nie ma komu jej przekazać.

Dzisiejsze orzeczenie jest znamienne. Zawiera się w nim 100% PiS, cała esencja tej para mafijnej organizacji, która zawładnęła Polską. Sytuacja jest prosta jak konstrukcja cepa. Konstytucja przesądza o tym, że rzecznika praw obywatelskich wybiera Sejm za zgodą Senatu. Ten zapis nie jest zapisem technicznym – niesie on ze sobą bardzo głęboką treść, jest bardzo ważnym elementem demokratycznego państwa prawnego. Mechanizm: wybiera Sejm za zgodą Senatu Konstytucja przewiduje nie tylko w przypadku RPO. Również Prezes Najwyższej Izby Kontroli wybierany jest w tym trybie. Idzie o to, aby na ważne stanowiska w państwie, od szefów których wymagane są najwyższe gwarancje bezstronności, niezależności od partii politycznych, wybierać osoby akceptowane przez najszersze spektrum reprezentacji obywateli w parlamencie. Ale ważna rzecz: wybiera Sejm, czyli na Sejmie spoczywa odpowiedzialność za przeprowadzenie całej procedury.

Gdyby PiS utrzymał większość w Senacie nie byłoby problemu. Na RPO wybrano by w ciągu 23 minut osobę wskazaną na Nowogrodzkiej. Ale stało się inaczej. Okazało się że w sytuacji, w której Kaczyński nie ma pełni władzy nie jest w stanie, nie jest organicznie gotów do sprostania wymogom ustroju demokratycznego, nie jest zdolny do rozważania innych kandydatur niż te, które sam zgłosił, a zgłaszał kandydatów, którzy urągali wręcz zasadzie politycznej niezależności.

Dlatego zorganizowano przedstawienie cyrkowe, w którym grupa błaznów kieruje (na marginesie, na co zwracała wagę Pani prof. Ewa Łętowska, w liczbie mniejszej od ustawowo wymaganej!) do pseudo-trybunału konstytucyjnego wniosek o zbadanie z konstytucją przepisu, który zawsze był stosowany i nigdy nie był kwestionowany, był logiczny, a co najważniejsze – służył zwykłym obywatelom w ich zmaganiach z władzą.

Wniosek ochoczo podjęty został przez akrobatów z TK pod przewodnictwem „towarzyskiego odkrycia” Kaczyńskiego i po 9 próbach salto mortale zostało wykonane. Odbył się żenujący, haniebny dla Polski spektakl o wymiarze historycznym. Z jednej strony banda uzurpatorów – członków TK, a z drugiej prof. Adam Bodnar – Rzecznik Praw Obywatelskich. Z jednej grupa cynków zbyt inteligentna, aby nie uświadamiać sobie nielegalności swoich działań, aby nie rozumieć, że wszystkie tezy głoszone przez prof. Bodnara są absolutnie słuszne, ale zbyt miałka, niska jak mickiewiczowski płaz w skorupie, aby przyznać mu rację, a z drugiej osoba emanująca kompetencją, erudycją, najwyższą kulturą urzędniczą i człowieczą.  Wszyscy od samego początku byli świadomi finału – mógł być tylko jeden. Ale show must go on!

W tej sytuacji profesorowi Adamowi Bodnarowi należą się największe słowa uznania. Podjął się on obrony sprawy z góry przegranej, ale sprawy niezwykle dla obywateli ważnej – i co najistotniejsze ze wszech miar słusznej. Ze swojego wystąpienia przed TK uczynił piękny wykład o istocie instytucji rzecznika praw obywatelskich, jego znaczenia dla zwykłych ludzi oraz dla demokratycznej władzy. Podjął się obrony wszystkich swoich poprzedników. Ale było w wystąpieniu profesora, w jego odpowiedziach na pytania „sędziów” coś więcej. Profesor Bodnar pokazywał dlaczego o demokrację należy walczyć i że ta walka warta jest wszelkich poświęceń. Gloria victis! Chapeau bas Panie profesorze!

Rozstrzygnięcie TK jest ze wszech miar niekorzystne dla obywatela. Otwiera ono drogę do upolitycznienia tego urzędu i podporządkowania go woli politycznej Kaczyńskiego podobnie jak już się to stało z Trybunałem Konstytucyjnym, Sądem Najwyższym czy Rzecznikiem Praw Dziecka. PiS pokazało, że skutki swojej niezdolności do sprawowania władzy w demokratycznym ustroju, swojej niezdolność do poszukiwania porozumienia bez wahania gotów jest przerzucić tak naprawdę na barki obywateli. Byle tylko zachować absolutyzm swojej władzy. Haniebne i karygodne, ale w tym właśnie zawiera się cała kwintesencja istoty polityki Jarosława Kaczyńskiego.

Kartagina musi być zniszczona, a teren po niej zasypany solą.