Idąc za radą specjalistów od profilaktyki medycznej, oraz zachęcany numerem PESEL postanowiłem udać się na konsultacje do lekarza okulisty. Poradni okulistycznych świadczących usługi w tym zakresie jest we Wrocławiu kilkanaście. Terminy oczekiwania na usługę w ramach NFZ są od kilkudziesięciu do ponad trzystu dni (według NFZ). Wybrałem poradnię w miarę dobrze ocenianą, dzwonię:
– Dzień dobry. Chciałem umówić się na konsultacje do lekarza okulisty w ramach NFZ. Jaki jest najbliższy termin?
– Dzień dobry, odpowiada miła pani. -Mogę pana zarejestrować na styczeń 2021 r.
Zbaraniałem – nie wiem, czy dożyję do tego czasu. Decyduję się więc na konsultacje płatne wraz z podstawowymi badaniami. Wybieram Poradnię Okulistyczną w Dolnośląskim Centrum Medycznym SA. Żadnych problemów, wizyta umówiona w najbliższym, dogodnym dla mnie terminie. Konsultacje i badania bardzo fachowe. Cena: 290 PLN. Trudno, ale wzrok to ważna sprawa.
Dolnośląskie Centrum Medyczne SA mieści się w budynku wybudowanym dla państwowej instytucji opieki zdrowotnej: Dolnośląskiego Centrum Medycznego DOLMED. Otwierano je z dużą pompą, z udziałem I Sekretarza KC PZPR Edwarda Gierka, w 1977 r. Była to bodaj pierwsza, albo jedna z pierwszych inwestycji w służbie zdrowia, których celem było kumulowanie w jednym miejscu najnowszych osiągnięć w medycynie, najnowszych technik diagnostycznych, najnowszych metod leczenia i oczywiście najlepszych kadr medycznych. Główną dewizą tych ośrodków było niesienie pomocy jak największej liczbie chorych na najwyższym aktualnym poziomie wiedzy medycznej. W tym samym roku oddano też do użytku Centrum Zdrowia Dziecka, w 1984 r. uruchomione zostało Centrum Onkologii w Warszawie ze swoimi oddziałami w Krakowie i w Gliwicach a także słynne Śląskie Centrum Chorób Serca w Zabrzu. Wreszcie w 1988 r. otwarto w Łodzi Centrum Zdrowia Matki Polki.
Wrocławski DOLMED był jednak pierwszą instytucją specjalizującą się w najnowszych metodach diagnostyki medycznej świadczącą swoje usługi w skali masowej. Moja wizyta w Dolmedzie kilka dni temu nie była pierwsza – mialem szczęście odwiedzić bowiem Dolmed gdzieś pod koniec lat siedemdziesiątych. Instytucja ta realizowała wówczas bardzo szeroko zakrojony program badań przesiewowych pracowników wrocławskich zakładów pracy (realizowany bodaj do 1990 r.). Pracownicy Dolmelu, Pafawagu, ale też małych spółdzielni poddawani byli okresowym, szczegółowym badaniom medycznym. Przechodzili je również pracownicy Politechniki Wrocławskiej. Dlatego któregoś dnia stawiłem się wcześnie rano w Dolmedzie, na czczo rzecz jasna. Przebrany zostałem w biały szlafrok i w kapcie, otrzymałem pokaźnych rozmiarów „obiegówkę” i cały dzień spędziłem na wędrówkach od jednego gabinetu specjalistycznego do drugiego. Między innymi i do okulistycznego. Dolmed był nie tylko innowacyjną placówką medyczną. Jego budynek został specjalnie zaprojektowany przez wrocławskich architektów Annę i Jerzego Tarnawskich i trzeba powiedzieć, że ich koncepcja architektoniczna wspaniale wytrzymała próbę czasu.
Kiedy niedawno wszedłem do budynku Dolmedu wszystko było niby tak jak 40 lat temu: te same jasne, czyste, przestronne, świetnie zaprojektowane korytarze, szeregi gabinetów. Oczywiście umeblowanie nowocześniejsze, komputery, a nade wszystko inna aparatura diagnostyczna. Różnica jednak była zasadnicza: przed 40 laty Dolmed pełen był ludzi, ruchu, życia. Dzisiaj może kilka osób na piętrze, spokój i cisza.
Siedząc z oczami zakropionymi atropiną i czekając na badanie nie sposób było uciec od refleksji jaką drogę w służbie zdrowia przeszliśmy w ciągu tych 40 lat. Od masowych, oczywiście bezpłatnych badań okresowych do (jak w moim przypadku) ponad 400 dni oczekiwania na należną mi z Konstytucji wizytę u lekarza okulisty. A to tylko wizyta konsultacyjna. A gdzie potencjalne leczenie? Z ciekawości sprawdziłem na stronach NFZ jak długo czekać trzeba we Wrocławiu na operację zaćmy. Od 850 do 1340 dni!
Była taka Polska, w której budowano olbrzymie, nowoczesne centra usług medycznych nie tylko ratujących zdrowie i życie setkom tysięcy, ale również będących kuźnią nowych kadr medycznych, ośrodkami pionierskimi we wdrażaniu nowych medycznych technologii leczenia i to również w czasach, kiedy kraj niszczony był wewnętrznymi falami strajków i zewnętrznymi sankcjami gospodarczymi. Jak to się stało, że dzisiaj w jednej gazecie czytam deklarację „wybitnego” przedstawiciela rządzącej partii, że „polska służba zdrowia należy do jednych z najlepszych w Europie”, a w drugiej opinię profesora Szczylika, że „jesteśmy onkologicznym Bantustanem”. Dalej było już tylko proste życzenie wybitnego onkologa: „Życzę każdemu Polakowi, żeby nie zachorował na chorobę nowotworową. Chorowanie na nowotwór w Polsce jest koszmarem”.
Praktyczne podejście do problemu opieki zdrowotnej obywateli jest nieubłaganym weryfikatorem intencji, deklaracji i wartości, którym służy i którymi kieruje się władza. PiS, kreujący się na zbawcę, obrońcę i dobroczyńcę „zwykłego człowieka” tą konfrontację przegrał sromotnie. Zamykane szpitale, szpitalne oddziały, dni spędzane na SOR, obawy Ministerstwa Zdrowia przed stwierdzeniem „nadwykrywalności chorób u seniorów”, nędza w lekowym zaopatrzeniu chorych onkologicznie – to tylko wierzchołek lodowej góry, o którą rozbija się w pył mit społecznej wrażliwości PiS. Poważne strukturalne, finansowe, kadrowe problemy służby (czy to jeszcze jest służba?) zdrowia sprowadzone zostały do tła dla prostackich, jarmarcznych, sypanych jak z rękawa obietnic przedwyborczych, wartych tyle, co bajania Premiera Morawieckiego o milionie elektrycznych samochodów w Polsce.
Po trzydziestu latach doświadczeń z najróżniejszymi rządzącymi koalicjami politycznymi pora na wyciągnięcie wniosków. Zatraciliśmy gdzieś przez ten czas społeczną wrażliwość władzy, zwłaszcza tej, której trzon stanowiły: Unia Wolności, AWS, Platforma Obywatelska i ostatnio Prawo i Sprawiedliwość. Wrażliwość autentyczną – nie propagandową, nie służącą tylko i wyłącznie wymogom politycznego marketingu. Nadzieja w lewicy.
Foto: Tadeusz Szwed, za Gazetą Wrocławską