Lewicowa reforma systemu ochrony zdrowia – subito!

Wicher epidemii koronawirusa, który uderzył w Polskę kiedyś ucichnie – jak każdy wicher. Zostaniemy zaszczepieni i robić będziemy wszystko, aby „życie wróciło do normy”. Nie wróci. Epidemia, a zwłaszcza jej skutki uboczne: społeczne i gospodarcze długo jeszcze będą dawały znać o sobie. W niektórych obszarach skutki epidemii będą trwałe.

Wicher epidemii sars-cov-2, który przetacza się przez Polskę pozostawia za sobą ruiny i zgliszcza tego, co zwykło się nazywać systemem ochrony zdrowia. Czy chcemy „powrotu do normalności” w tym systemie?

Wicher sars-cov-2, nie najgroźniejszy  przecież z wirusów, zerwał zasłony, którymi przez dziesięciolecia władze usiłowały przesłonić rzeczywisty stan wszystkich podmiotów tworzących system opieki zdrowotnej w Polsce. Wszystkich: poczynając od lekarzy, przez przychodnie, szpitale, administracje wszystkich szczebli z premierem i ministrami na czele, na prezydencie i parlamencie kończąc. Okazało się, że król jest nagi, że żadnego systemu nie ma. Można było udawać w okresie prosperity, że wszystko jest w porządku, można było doraźnie „znajdować” pieniądze w budżecie na gaszenie coraz to nowych ognisk zapalnych – do czasu. Już kilka lat temu pojawiły się bardzo poważne symptomy załamywania się systemu ochrony zdrowia  w postaci niewyobrażalnie, żenująco długich okresów oczekiwania na konsultacje specjalistyczne w ramach NFZ. Na władzy, której w demokratycznych wyborach powierzono odpowiedzialność za obywateli nie zrobiło to większego wrażenia.

Dzisiaj lekarz kardiolog z jednego ze szpitali alarmuje: liczba zgonów w Polsce w ostatnich dwóch miesiącach znacznie przekracza dane statystyczne dla podobnego okresu lat ubiegłych. Różnicy wielokrotnie przewyższa liczbę zgonów na COVID-19. Dzieje się tak dlatego, że na przykład oddziały kardiologiczne szpitali odnotowują gwałtowny spadek przyjęć pacjentów z podejrzeniem zawału, w stanie przedzawałowym lub początkowym. Jeżeli nawet ktoś przechoruje zawał w domu, to, według tego lekarza, trafi do szpitala za kilka miesięcy w stanie krytycznym. Trafi, albo i nie. Ludzie chorują i umierają w domach – bez należnej im pomocy medycznej. Podobne zjawisko występuje w przypadku udaru mózgu i innych nagłych stanów chorobowych.

Pora powiedzieć wprost: stan systemu ochrony zdrowia, jaki został ukształtowany w 1999 r. na podstawie neoliberalnej tezy, że „pieniądz będzie szedł za pacjentem” załamał się całkowicie. Okazał się niewydolny już dawno, ale dopiero dzisiaj odsłonił całą swoją iluzoryczność. Jego stan w chwili obecnej nie jest tylko skutkiem nieudolności lub złej woli rządzących. Tak – złej woli, gdyż upolitycznienie epidemii, przedkładanie celów propagandowych rządzącego ugrupowania nad podstawowe problemy Polaków świadczy albo o głupocie, albo o złej woli. Przyjąć jednak należy, że suweren nie powierzył swojego losu głupcom. Przykładem tego jest słynny Tymczasowy Szpital na Stadionie Narodowym. Dlaczego nie zdecydowano się wykorzystać prawie gotowego, nowego warszawskiego szpitala miejskiego? Z paru powodów. Po pierwsze nie byłby on „Narodowy”, a to poważny minus. Po drugie do jego uruchomienia, które z założenia miało być wielkim, medialnym wydarzeniem, wielkim sukcesem rządu trzeba by było zaangażować znienawidzonego przez PiS Prezydenta Warszawy. Po trzecie wreszcie znaleziono sprytny sposób, aby przy okazji koronawirusa, z pieniędzy przeznaczonych na walkę z nim, poratować finanse spółki skarbu państwa zarządzającą stadionem. Grzechy obecnej  władzy są przeogromne i niewybaczalne, ale nie mogą one przesłonić kwestii zasadniczej: neoliberalny system ochrony zdrowia zawiódł na całej linii w najbardziej krytycznym momencie. Zapaść systemu ochrony zdrowia w Polsce jest komplementarna. Dotyczy zarówno infrastruktury, wyposażenia, kadr medycznych, gospodarki zapasami jak i zarządzania na wszystkich szczeblach. Będziemy go reperować, czy będziemy wyciągać wnioski radykalne?

Pieniądz miał iść za pacjentem – szedł, ale w ilościach daleko niewystarczających i z wątplwą efektywnością. Z całą pewnością natomiast za pieniądzem poszła spora część lekarzy – i nie ma co im się dziwić. Skoro taka była polityka władz? Skoro powszechnie panowała doktryna, że im mniej państwa w życiu publicznym tym lepiej, że wszystko co państwowe to złe, a wszystko co prywatne to dobre? Kto więc tylko mógł to zakładał, często z wykorzystywaniem państwowego sprzętu i budynków prywatne spółki, zakłady lecznicze, przejmował całe szpitale. Kto mógł, lekarze, pielęgniarki, wyjeżdżał za lepszymi zarobkami za granicę, a władza dawała mu „krzyż na drogę”. I dzisiaj mamy taką sytuację, że państwowe przychodnie pracują „zdalnie”, na telefon, ale prywatne przychodnie ogólne i specjalistyczne są dostępne. Oczywiście za słoną cenę. Mamy jakąś opiekę zdrowotną, ale tylko dla najbogatszych. Cena wizyty u specjalisty (około 20 minut) to 150 do 200 zł. A to dopiero początek. Często potrzebne są dodatkowe badania laboratoryjne, diagnostyka, a potem samo leczenie, operacyjne również. Ale ludzie nie mają wyjścia. Kogo na to stać, kto może się zadłużyć, wziąć pożyczkę u jakiegoś żurawia czy u rodziny – to się zadłuża. A do tego te prywatne usługi medyczne nie tworzą żadnego systemu – ot po prostu: przyjdź, zapłać i do widzenia.

Oczywiście można sobie wykupić dodatkowe ubezpieczenie zdrowotne w firmach ubezpieczeniowych. Cena miesięcznej składki takich firm mieści się w przedziale 35 do 235 zł. Z powodów, których można się tylko domyślać, oferty ograniczone są wiekowo, maksymalnie do 70-go roku życia. Osoby starsze mogą sobie wykupić „Pakiety dla seniora” w prywatnych, sieciowych spółkach medycznych. Cena od 1200zł do 8000 zł rocznie. Jest pieniądz – jest pacjent! Żyć nie umierać!

Jak w tej sytuacji zachowa się polska lewica? Czy będzie przekonywać, że będzie robić to samo co poprzednicy, tylko lepiej, czy też ogłosi, że w imię obrony podstawowych praw obywateli gwarantowanych Konstytucją gruntownie zreformuje system opieki zdrowotnej, odrzuci system neoliberalny, przywróci pełną odpowiedzialność państwa za powszechny dostęp obywateli do usług medycznych na najwyższym poziomie? Lewicowy program reformy służby zdrowia musi być całkowity, kompletny. Obejmować powinien nie tylko organizację szpitali i przychodni, ale również kształcenie i wykorzystanie kadr medycznych, rozwój i wdrażanie nowych technologii  medycznych, relacje z sektorem prywatnym. Prywatne usługi medyczne powinny stanowić w tym systemie element pomocniczy, uzupełniający,  podporządkowany generalnym celom państwa, wśród których zdrowie obywateli jest celem najważniejszym. Sektor prywatnych usług medycznych w żaden sposób nie powinien żerować na niedostatkach systemu powszechnego. Pandemia sars-cov-2 uzmysłowiła chyba dostatecznie, jak ważne jest zdrowie obywateli i jak wielka jest odpowiedzialność za nie polityków .

Zdrowie najważniejsze

Chory jest nasz kraj. W przenośni i dosłownie.

Art. 68 Konstytucji RP stanowi:

  1. Każdy ma prawo do ochrony zdrowia.
  2. Obywatelom, niezależnie od ich sytuacji materialnej, władze publiczne zapewniają równy dostęp do świadczeń opieki zdrowotnej finansowanej ze środków publicznych. Warunki i zakres udzielania świadczeń określa ustawa.
  3. Władze publiczne są zobowiązane do zapewnienia szczególnej opieki zdrowotnej dzieciom, kobietom ciężarnym, osobom niepełnosprawnym i osobom w podeszłym wieku.
  4. Władze publiczne są obowiązane do zwalczania chorób epidemicznych i zapobiegania negatywnym skutkom degradacji środowiska.

Jako obywatele mamy konstytucyjne prawo do ochrony zdrowia – tyle tylko, że z prawa tego nie możemy korzystać. Państwo polskie na to nie pozwala. Prawo do ochrony zdrowia bowiem to nie prawo do wizyty za dwa (przed koronawirusem) lata u endokrynologa, lecz prawo bycia wyleczonym (ochrona zdrowia!). Niestety, również pojęcie „służby zdrowia” straciło wiele ze swojego pierwotnego etosu. Nie mamy już służby zdrowia – mamy za to biznes zdrowia, który kręci się w najlepsze, a najlepiej w MZ. Na dobrą sprawę Ministerstwo Zdrowia swoją nazwę powinno zmienić na Ministerstwo Chorób. Zajmuje się ono bowiem wyłącznie administrowaniem chorobami a nie ochroną zdrowia obywateli.

Za sprawą pandemii wirusa sars-cov2 organizacja tzw. ochrony zdrowotnej w Polsce poddana została surowemu testowi. I ten test oblała dokumentnie i z kretesem. I to nie dlatego, że krzywe infekcji i zgonów na COVID 19 niebezpiecznie rosną. Koronawirus tylko do końca obnażył iluzoryczność realizowania przez państwo jego konstytucyjnych obowiązków w zakresie ochrony zdrowia Polaków.

Liczba zgonów na COVID przeraża. Przeraża też ciemna, nieznana liczba zgonów Polaków chorujących na inne choroby, którym, z tytułu walki z epidemią odmówiono należnych im świadczeń, którym wstrzymano zabiegi operacyjne, badania. Jest bardzo prawdopodobne, że liczba tych niepotrzebnych zgonów znacznie przewyższy liczbę ofiar koronawirusa. Przerażają też sypiące się jak skalna lawina informacje o dezorganizacji tzw. służby zdrowia, o głupich przepisach wydalanych przez rząd, o nie odpowiedzialnych zachowaniach premiera i ministrów, o kręceniu lodów na epidemii na ministerialnych szczeblach.

Winni ludzie? Tak, minister Szumowski, Premier Morawiecki, Prezydent Duda, parlamentarna większość… można wymieniać długo. Ale widać jak na dłoni, że głównym winowajcą zapaści polskiej służby zdrowia, ochrony zdrowia obywateli jest SYSTEM.

Urynkawianie usług medycznych w Polsce rozpoczęło się od wczesnych lat dziewięćdziesiątych, by w 1999r. za rządów J.Buzka przybrać ustawowy charakter reformy służby zdrowia. Jej zasadą miała być równoważność sektorów prywatnego i państwowego świadczących usługi z zakresu ochrony zdrowia dla ludności i sztandarowe hasło: PIENIĄDZ BĘDZIE SZEDŁ ZA PACJENTEM!.

Bardzo szybko okazało się, że będzie odwrotnie: pieniądz kroczył i kroczy przed pacjentem! W publicznych placówkach służby zdrowia (o prywatnych nie wspominając) liczy sie tylko pieniądz. Limit świadczeń z NFZ wyczerpany – spadaj człowieku do domu i czekaj na kolejny rok. Może ci się uda. Albo wywalaj ciężką kasę na te same usługi, wykonywane często przez tych samych lekarzy, czasami też w tych samych pomieszczeniach, lecz teraz już jako skomercjalizowana, prywatne nie państwowa służba zdrowia.

Jaskrawą patologią tego systemu jest sytuacja, kiedy to, aby „dostać się” do szpitala trzeba najpierw odwiedzić prywatną przychodnię prowadzoną przez właściwego ordynatora, który w tej przychodni zatrudnia swój szpitalny personel. Ale wyjścia nie masz! Choroba to choroba, zdrowia ponad wszystko.

Za Polski Ludowej było inaczej. Cały, absolutnie cały system skoncentrowany był na pacjencie. To pacjent, nie pieniądz był punktem centralnym systemu, osią, wokół której wszystko się kręciło. Poczynając od systemu kształcenia kadr medycznych: lekarskich i pielęgniarskich. Kształcone one były na potrzeby powszechnej służby zdrowia. Liczba pacjentów na 1 lekarza spadała z 2700 w 1950 r., do 796 w 1965 i  do 466 w 1990. I na tej wartości dynamika „ulekarzowienia” społeczeństwa się zatrzymała. Obecnie wskaźnik ten wynosi 416 wobec średniej europejskiej 263 . Z tych 416 nie wszyscy jednak pracują w powszechnej służbie zdrowia – znaczna część w biznesie zdrowia, tak więc efektywna, realna liczba lekarzy na 1000 mieszkańców, świadczących usługi ze środków publicznych jest większa. Uczyniliśmy krok wstecz.

Podobnie rzecz ma się ze szpitalami. Liczb wybudowanych w okresie powojennym szpitali nie ma nawet co porównywać z tymi, powstałymi ze środków publicznych po 1990 r. Nie mówiąc już o skali. Centrum Zdrowia dziecka, Centrum Onkologii, Centrum Zdrowia Matki Polki – to przykłady nie tylko wspaniałych inwestycji, ale przemyślanej, zorientowanej na podnoszenie jakości świadczeń zdrowotnych polityki państwa. Ale okazało się, że wybudowano za dużo! Komercjalizacja notorycznie wpędzała szpitale publiczne w długi – więc je  likwidowano. Proces likwidacji szpitali  szczególnie dotknął Polskę powiatową. Nie tylko o szpitale chodzi. Niektóre obszary powszechnych, konstytucyjnych usług medycznych zostały zlikwidowane całkowicie, lub – jak na przykład stomatologia – znakomicie ograniczone. Praktycznie zlikwidowano przychodnie zakładowe i opiekę zdrowotną w szkołach wszystkich szczebli.

Przywoływanie czasów Polski Ludowej jest dzisiaj w Polsce bluźnierstwem, asumptem do oskarżeń o bezbożny komunizm, sowiecką agenturę i wszelkie niegodziwości. Ale przecież zdrowie jest najważniejsze!   Jeżeli chcemy uczynić zadość przepisom Konstytucji to wniosek z minionych 30 lat jest jeden:  gruntownie zmienić trzeba cały system ochrony zdrowia. Odrzucić należy neoliberalne, pekuniarne podejście do najważniejszej dla człowieka sprawy: zdrowia. Znowu przywrócić należy obywatelowi, pacjentowi z jego chorobami należne mu centralne miejsce w tym systemie.

Lubimy, zwłaszcza ostatnimi laty stawiać sobie szczytne zadania:  a to rechrystianizacja Europy, a to niesienie przez świat kaganka prawdziwej demokracji i wolności. Nie zbawiajmy całego świata. Postawmy sobie inny, bardziej przyziemny cel. Sprawmy, aby Polska była krajem ludzi maksymalnie zdrowych.

I to zadanie powinno być jednym ze strategicznych celów polskiej lewicy.