Namiestnik Mosbacher

Suwerenność Polski to sztandar sztandarów PIS-owskiej propagandy. Całą swoją antyunijną retorykę, ostentacyjne nierespektowanie unijnego prawa i unijnych instytucji PiS oparł na misji obrony suwerenności Polski.

Tymczasem do Warszawy zjechał namiestnik obcego mocarstwa, hasa w najlepsze, i co? I nic.

Najwięcej uwagi media poświęcają zaangażowaniu się Pani Ambasador USA w Polsce w sprawę „wolności mediów”.
21 listopada b.r. ambasador Mosbacher podejmowana była w Sejmie. Przysłuchiwała się obradom, spotykała z Marszałkiem Kuchcińskim i wzięła udział w posiedzeniu Zespołu Parlamentarnego Polska – Stany Zjednoczone. Na posiedzeniu Zespołu ostrzegała polskich parlamentarzystów przed skutkami pisowskiego zamachu na wolne media. Chwała Pani ambasador za to, choć szkoda trochę, że dopiero ataki na tvn – stację amerykańską wyzwoliły takie pokłady energii amerykańskiej dyplomatki. Oryginalna, niespotykana i trudna do zaakceptowania jest natomiast forma tych działań. Połajanki posłów, listy interwencyjne wprost do premiera z pominięciem ministra spraw zagranicznych, arogancja – czegoś takiego w Polsce nie było w okresie minionych 28 lat.

Niestety to nie wszystko. Jak się okazuje Pani ambasador jest bojowniczką o interesy nie tylko medialnych korporacji amerykańskich w Polsce.

Podczas spotkania z posłami G. Mosbacher wyjawiła trzy cele, których realizację zlecił jej prezydent Trump. Są to:

–  bezpieczeństwo gospodarcze. Zapewnienie, że amerykańskie firmy są sprawiedliwe traktowane w Polsce. („sprawiedliwie” w logice Trumpa oznacza „w sposób uprzywilejowany” J.U.)

– bezpieczeństwo energetyczne po to, aby Polska mogła zdywersyfikować swoje źródła energii, żeby nie była uzależniona od Rosji (kupując gaz od USA J.U.)

– bezpieczeństwo wojskowe.

Zadania zostały sformułowane, więc Pani ambasador działa. Na swój szczególny sposób. Mówi publicznie wprost: „Jeżeli Polska buduje swoje bezpieczeństwo w oparciu o USA, to firmy amerykańskie muszą mieć w Polsce specjalne warunki”. Jak donosi „DoRzeczy” Pani ambasador jesienią tego roku wzywała do siebie „na rozmowy” osoby związane z polskim rządem, które zaangażowane były w pracę nad nowelizacją ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych i prawnych. Zdaniem tych osób „Pani ambasador zapraszała na spotkanie w sposób, który sprawiał wrażenie, że to bardziej polecenie służbowe.  Pani ambasador bardzo wyraźnie, otwartym tekstem zadeklarowała, że nie powinno być tak, że wszystkie podmioty funkcjonujące na polskim rynku płacą podatek w podobnej wysokości. Mówiła, że polski i europejski rynek jest trudny dla amerykańskich firm i oczekiwała, że wprowadzone zostaną rozwiązania zmniejszające wysokość obciążeń podatkowych dla firm pochodzących ze Stanów Zjednoczonych… Ambasador oczekiwała, że nowe przepisy w efekcie postawią amerykańskie podmioty w uprzywilejowanej pozycji wobec polskich firm.”

W innej wypowiedzi Ambasador Mosbacher wyraziła oczekiwanie, że będzie z wyprzedzeniem informowana o planach legislacyjnych polskiego rządu „by mieć pewność (podkr. JU), że zmiany legislacyjne są korzystne dla obu naszych krajów”.

Te brutalna ingerencje nie spowodowały nie tylko żadnego w Polsce trzęsienia ziemi, żadnego świętego oburzenia strażników polskiej suwerenności, ale żadnej wręcz refleksji. Dopiero sprawa tvn ich poruszyła .

Prawica podnosi natomiast larum z powodu obrony tvn przez ambasador Moserbach.  I być może będą domagać się jej odwołania. Nie powinni. Pani Mosbacher to prawdziwy skarb. Nie jest dyplomatą, ale przyjaciółką Prezydenta Stanów Zjednoczonych więc prawdopodobnie mówi po prostu jego głosem. Stosunek Mosbacher do Polski jest wierną kopią rzeczywistego stosunku do Polski Trumpa. Mając ją w Polsce możemy bezpośrednio wiedzieć co naprawdę myśli o naszym kraju prezydent USA.  Z dotychczasowych wypowiedzi i sposobów działania swojego nad Wisłą przedstawiciela sądzić można, że Trump traktuje Polskę jak każdy inny podbity kraj: z pogardą i bez sentymentów. Z jedynym celem, aby z tego kraju jak najwięcej wycisnąć. A jak zamiast Mosbacher przyjedzie nowy namiestnik, to będzie robił to samo co ona, tylko w rękawiczkach. Będziemy wówczas zadowoleni?

Póki co rząd polski ogłosił, że nie będzie żadnej jego reakcji na list Pani ambasador. Krótko mówiąc rząd udaje, że pada deszcz. Tylko niech PiS więcej nie fanzoli o suwerenności Polski.

A na Ordynackiej…

Uczestniczyłem w ciekawym spotkaniu Stowarzyszenia „Ordynacka”, jakie 16. listopada odbyło się w warszawskich „Hybrydach”. Ciekawe z wielu powodów – charakteru i misji tego stowarzyszenia oraz trzech wystąpień, których miałem możność wysłuchać.

Ton spotkaniu nadało wystąpienie Włodzimierza Cimoszewicza, który rozwinął publikowaną kilka dni wcześniej w Gazecie Wyborczej swoją inicjatywę utworzenia jednego, ponadpartyjnego bloku wyborczego „Europa” w przyszłorocznych wyborach do Parlamentu Europejskiego.  – Mniej ważne jest kto personalnie spośród koalicji proeuropejskiej zdobędzie mandat eurodeputowanego od tego, aby antyeuropejski PiS i Polska –antyeuropejska tych wyborów nie wygrała – mówił Cimoszewicz.

Zdaniem Cimoszewicza w przypadku powodzenia tej inicjatywy można by ją kontynuować  w kolejnych wyborach do polskiego parlamentu pod szyldem „Konstytucja”.

W dyskusji wszyscy pomysł bloku „Europa” poparli. Andrzej Rozenek stwierdził przy tym, że wybory do PE będą rodzajem plebiscytu: kto jest za, a kto przeciw Unii Europejskiej. Zabierając głos oczywiście również poparłem  propozycję Cimoszewicz, tym bardziej że przecież już w sierpniu tego roku na moim blogu („Blok Polska Europejska”, 05.08.2018), a później w „Trybunie” publikowałem bardzo podobną tezę, z identyczną wręcz argumentacją, z inną tylko proponowaną nazwą, a mianowicie „Blok Polska Europejska”. Ale przecież nie nazwa jest najważniejsza. Podkreśliłem, że Włodzimierz Cimoszewicz jest najlepszym ambasadorem i liderem tego projektu.   Nie podzieliłem natomiast poglądu Rozenka. Uważam, że PiS nie jest aż taki głupi, aby dać się wciągnąć w taką konfrontację. Będzie robić wszystko, aby prezentować się jako gorliwy zwolennik Unii Europejskiej, tylko nie takiej jak obecnie. PiS będzie – utrzymywałem – starał się  pokazać jako Wielki Reformator Unii. Dlatego do tej kampanii będziemy musieli przygotować się bardzo starannie. Główną osią sporu będzie według mnie kwestia integracji Unii Europejskiej.

Niespodziewanie przyszedł mi w sukurs Aleksander Kwaśniewski, który pojawił się na spotkaniu i który miał wystąpienie też poświęcone wyborom do PE. W całej rozciągłości poparł inicjatywę Cimoszewicza, podkreślając między innymi, że właśnie kwestia integracji będzie tą główną osią debaty przedwyborczej. Premier Cimoszewicz i Prezydent Kwaśniewski występując niezależnie i mówiący jednym głosem w tak ważnej sprawie – to wydarzenie na lewicy doniosłe.

 

Trzecim wystąpienie, równie bardzo ważnym, choć z innych powodów, i które utkwiło mi w głowie, było wystąpienie Przewodniczącego SLD Włodzimierza Czarzastego. Przewodniczący podzielił się swoją oceną wyników wyborów samorządowych – na ogół znaną. Że nie jest źle, choć powodów do zadowolenia nie ma. Za bardzo istotną należy jednak uznać jego wypowiedź na temat przyszłości SLD.

Czarzasty – prezentując się jako zadeklarowany pragmatyk – wygłosił oświadczenie, które sprowadzić można do kilku punktów.

Po pierwsze więc, jako pragmatyk właśnie, zrewidować on musi swoje oczekiwania co do możliwego do uzyskania przez SLD poparcia w wyborach. – Obniżyć muszę swoje oczekiwania do 7 – 8 %, powiedział. To jego zdaniem pułap dla SLD nieprzekraczalny.

Po drugie, zdaniem Czarzastego, jeżeli gdzieś odniesiono sukcesy, to dzięki „mądrym koalicjom”.

Po trzecie, elektorat SLD od lat jest niezmienny i raczej wiekowo zaawansowany i nic nie wskazuje na to, aby mógł się zdecydowanie rozszerzyć.

Po czwarte wreszcie przyznał, że SLD nie zdołał „otworzyć się” na młodzież.

– Jeżeli więc w przyszłym roku wejdziemy do Sejmu i utworzymy klub poselski, to pierwszą rzeczą jaką zrobię będzie gruntowna, powszechna, „do spodu” reforma Sojuszu Lewicy Demokratycznej. To zobowiązanie powtórzył z naciskiem i dwukrotnie, aby mocno wryło się ono w pamięć obecnych.

To bardzo dobrze, że kierownictwo SLD myśli o reformie partii. Hasło reformy postrzegać przy tym należy w świetle przedstawionych przez Włodzimierza Czarzastego wniosków z kampanii wyborczej. Nie od rzeczy są pytania o kierunki planowanej rewolucji: czy mają mieć one bardziej organizacyjny czy programowo – ideowy charakter. Nie zdziwił bym się, gdyby niejeden ze słuchaczy odebrał te słowa Przewodniczącego jako zapowiedź likwidacji Sojuszu w jego dotychczasowej formie i przekształcenia go w nowy byt polityczny. Ciekawie zapowiada się więc wewnątrzpartyjna dyskusja w najbliższych miesiącach. Ja wiem jedno: polityczny pragmatyzm, jeżeli nie służy realizowaniu jakiejś dobrej, oczekiwanej i popieranej przez ludzi idei, jest sam w sobie patologią a w najlepszym razie wiedzie wprost i tylko do patologii.

Z kart naszej historii

Zapewne przez zupełny przypadek w kontekście najświeższej afery PiS związanej tym razem z funkcjonowaniem KNF, między innymi z panem Glapińskim w tle, trafiłem na notatkę „z szafy płk. Lesiaka” publikowaną swego czasu przez wp.pl. Dzisiaj jest to tylko ciekawostka historyczna, ale czasami warto wrócić pamięcią do tych lat, aby lepiej zrozumieć rzeczywistość

 Warszawa, 1993.02.18.

Tajne spec. znaczenia (skreślone) Egz. poj.

ZNIESIONO KLAUZULĘ TAJNOŚCI Dec. Nr 160 Szefa ABW z dn. 01.09.2006

I N F O R M A C J A

dot. idei dekomunizacji w rozumieniu liderów „Porozumienia Centrum”

„Porozumienie Centrum” wyróżnia się spośród innych dużych ugrupowań o solidarnościowym rodowodzie radykalną linią polityczną wyrażającą się nade wszystko, ujętą w uchwale nr 5 Kongresu Założycielskiego PC (marzec 1991 r.), ideą rozrachunku z przeszłością, tzw. ideą dekomunizacji.

W swoich propagandowych wystąpieniach liderzy PC podkreślają, że system komunistyczny ukształtował i pozostawił w spadku grupy interesów szybko adaptujące się do nowych warunków wpływając na hamowanie reform ustrojowych, tworząc w nich nowe podstawy siły gospodarczej i politycznej. Przewodniczący Porozumienia Jarosław KACZYŃSKI w trakcie swych licznych podróży po kraju zwykł szkicować obraz obecnego państwa jako bezwładnego aparatu administracyjnego, zarządzanego w głównej mierze przez skorumpowanych, związanych z dawnymi PZPR-owskimi układami, urzędników. W czasie wizyty w grudniu 1992 r. w Warszawie KACZYŃSKI utrzymywał nawet, że nad Polską wisi groźba powrotu komunistów do władzy.

W przeświadczeniu działaczy PC hasło dekomunizacji stanowi polityczną przeciwwagę dla tzw. „koncepcji grubej kreski” wylansowanej w 1991 r. przez lidera Unii Demokratycznej Tadeusza MAZOWIECKIEGO. Warto zaznaczyć, że wrogość PC wobec UD utrzymuje się nadal, czego świadectwem jest niedawna wypowiedź v-ce przewodniczącego PC L.DORNA dotycząca gabinetu H.SUCHOCKIEJ określająca go jako rząd „cichej, ale realnej ugody z układem postkomunistycznym”.

Należy podkreślić, iż samo hasło dekomunizacji, pomimo powołania już w 1991 r. komisji do opracowania konkretyzującej je ustawy, pozostaje w dalszym ciągu hasłem abstrakcyjnym. W łonie PC istnieją poważne rozbieżności, co do ewentualnej jego wykładni. Nie wiadomo kogo i w jaki sposób ewentualna dekomunizacja miałaby obejmować.

Wydaje się, że nieokreśloność pojęcia dekomunizacji jest na rękę tym, którzy kształtują politykę PC. „Dekomunizować” można bowiem wszystkich i wszystko, co staje na przeszkodzie liderom partii w dążeniu do władzy i wiążących się z nią przywilejów.

Potwierdzeniem faktów instrumentalnego traktowania głoszonych haseł przez czołowych działaczy PC są ich dotychczasowe poczynania w dziedzinie polityki i gospodarki. „Porozumienie Centrum” a sprawa FOZZ

W marcu 1991 r. za sprawą b. oficera wojskowych służb specjalnych Jerzego KLEMBY oraz powiązanego z wojskowymi służbami informacyjnymi obywatela kubańskiego (karta stałego pobytu w Polsce) Cliffa IWANOWSKIEGO-PINEIRO, czołowy działacz PC Adam GLAPIŃSKI poznał dyrektora FOZZ Grzegorza ŻEMKA. Znajomość ta miała zaowocować z czasem m.in.:

  1. wprowadzeniem GLAPIŃSKIEGO, a także lidera PC J.KACZYŃSKIEGO, w operacje finansowe FOZZ;
  2. wykorzystaniem FOZZ dla pozyskiwania funduszy na PC (ŻEMEK oczekiwał w zamian politycznego poparcia PC dla dokonywanych przez siebie manipulacji finansowych; prawdopodobnie obiecywano mu w razie zwycięstwa wyborczego prezesurę w NBP);
  3. nawiązaniem kontaktów przez GLAPIŃSKIEGO, ZALEWSKIEGO i braci KACZYŃSKICH (fragment utajniony przez ABW – PAP) – instytucji zajmującej się m.in. wykupem polskich długów. (W kontaktach tych wielokrotnie pośredniczył PINEIRO);
  4. załatwieniem działaczom PC dostępu do central handlu zagranicznego, czego konsekwencją było szereg wpłat na rzecz partii oraz objęcie przez kilka central udziałów w „Telegrafie”;
  5. kontaktami ŻEMKA (w lipcu 1991 r.) (fragment utajniony przez ABW – PAP) w sprawie zorganizowania w Polsce alternatywnych wobec UOP służb specjalnych, nad którymi kontrole mieliby GLAPIŃSKI i ZALEWSKI, a jedno z kierowniczych stanowisk powierzone byłoby Zenonowi KLAMECKIEMU, wówczas czynnemu oficerowi WP;
  6. przekazaniem przez ŻEMKA ulokowanych wcześniej za granicą 300 tys. USD ludziom GLAPIŃSKIEGO;
  7. przekazaniem części 12 mld zł otrzymanych przez należącą do PINEIRO firmę (fragment utajniony przez ABW – PAP) PC;
  8. kontaktami szefów firmy (fragment utajniony przez ABW – PAP) z GLAPIŃSKIM, których efektem było finansowe wspieranie PC.

Wedle J.KACZYŃSKIEGO tzw. sprawa M.ZALEWSKIEGO ma jedynie podłoże polityczne. Jedynym błędem ZALEWSKIEGO było to, że kontaktował się z kierownictwem „Art.B”. Wobec takiego stanowiska warto przypomnieć kilka faktów, które w ostatnim czasie stały się podstawą do uchylenia posłowi ZALEWSKIEMU immunitetu i wszczęcia przeciw niemu postępowania prokuratorskiego.

W czerwcu 1991 r. ZALEWSKI wykorzystując swoje stanowisko publiczne (był wówczas Sekretarzem Stanu w BBN) otrzymał od szefów „Art.B” na rzecz spółki „Telegraf” 40 mld zł. Prawdopodobnie fundusze te uzyskał na drodze szantażu grożąc prezesom „Art.B” ingerencją w sprawy ich firmy urzędów państwowych.

Pod koniec czerwca 1991 r. ZALEWSKI wprowadził kierownictwo „Art.B” w błąd, co do możliwości wykupu udziałów w „Telegrafie” na sumę 17 mld zł. Pieniądze te pobrał, a następnie je zawłaszczył.

W lipcu 1991 r. mając dostęp do materiałów MSW i MS informował A.GĄSIOROWSKIEGO i B.BAGSIKA o przebiegu śledztwa w ich sprawie, a następnie skłonił ich do opuszczenia kraju.

Przytoczone fakty nabierają szczególnej wymowy w kontekście podnoszonej przez liderów PC kwestii skorumpowania urzędników wywodzących się ze starych struktur.

(fragment utajniony przez ABW) i „TELEGRAF”

Związek (fragment utajniony przez ABW) z „Telegrafem” wskazuje na ewidentne dążenie działaczy PC do wchodzenia w wypracowane dawniej układy w celu osiągania korzyści materialnych. Dyrektor handlowy (fragment utajniony przez ABW) został przyjęty na członka Rady Nadzorczej „Telegrafu”. Prezes (fragment utajniony przez ABW) podkreślał, że związek jego firmy ze spółką zarządzaną przez ekipę z PC ma dla niego istotne znaczenie ekonomiczne. „Telegraf” bowiem zamierzał stworzyć tygodnik oraz stację telewizyjną, które pozwalałyby (fragment utajniony przez ABW) cieszył się zaufaniem A.URBAŃSKIEGO, J.ORŁĄ i M. PRZYBYŁOWICZA. Zamierzał wespół z M. ZALEWSKIM założyć w Polsce płd.-wsch. sieć stacji benzynowych. Przedsięwzięcie to upadło ponoć ze względu na nagonkę prasową na „Telegraf”. Wiadomo, że do „Telegrafu” (fragment utajniony przez ABW) przekazał ok. 5,5 mld zł. W tym miejscu należy przypomnieć, iż na zlecenie M.ZALEWSKIEGO, w kwietniu 1992 r., został sporządzony dokument dot. powstania podmiotu gospodarczego
zarządzającego lub przejmującego udziały (lub akcje) w podmiotach z udziałem MWGzZ. Oznaczało to, mówiąc krótko, stworzenie swoistej czapy nad ok. 60 przedsiębiorstwami handlu zagranicznego w celu czerpania zysków. Innymi słowy wypracowano sposób na robienie pieniędzy bez wkładów własnych.

Przytoczone przez nas przykłady funkcjonowania przedstawicieli PC w obszarze polityki i gospodarki wskazują na to, że:

  1. populistyczne hasło dekomunizacji wyznacza jedynie pragmatyczną drogą do objęcia władzy;
  1. elita PC jako grupa ludzi cynicznych i skorumpowanych zagraża stabilizacji w kraju, a jako ewentualna siła rządząca w Polsce doprowadziłaby do dalszego rozkładu i tak słabych w dobie transformacji ustrojowej struktur państwa.

Opracowano w Zespole Insp.-Oper.

 

 

 

Narodowa tragifarsa na stulecie

Prezydent Warszawy wydała dzisiaj zakaz organizowania Marszu Niepodległości, którym narodowcy i neofaszyści oraz neofaszystowskie grupy z innych europejskich państw „uczcić” zamierzali 100 lecie odzyskania przez Polskę Niepodległości. Bardzo słusznie. Organizatorzy marszu zapowiedzieli, że nie ustąpią. W tej sytuacji Prezydent i Premier zadecydowali o odbyciu, na tej samej co Marsz Niepodległości trasie i w tym samym czasie oficjalnego Marszu Biało – czerwonej pod swoim patronatem. Wygląda na to, że będziemy mieli w Warszawie, z okazji 100-lecia niepodległości, marsz nacjonalistów i neofaszystów z całej Europy z Prezydentem i Premierem na czele. Przecież, jeśli nawet rząd, odpowiedzialny za ten marsz, „uzgodnił” z ONR i innymi, że pochowają oni na ten dzień swoje transparenty, banery itp., to przecież nie transparenty są zakazane, ale idee, które wyrażają, a to ludzie są nosicielami idei neofaszystowskich a nie flagi czy banery. A tacy ludzie właśnie podążać będą dumnie i butnie za pierwszymi osobami w państwie. Zanosi się na kolejny wielki „sukces” PiS i wielki, historyczny i narodowy dramat. Chyba że Piłsudski zejdzie z pomnika i machnie szablą.

Całe, z takim rozmachem i zadęciem zapowiadane obchody 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości, chociaż są wielką kompromitacją PiS, to niestety, są również wielką kompromitacją Polski. 100 lat temu Polska uzyskała niepodległość na mocy decyzji państw zwycięskich w I Wojnie Światowej.  12. listopada w krajach tych zastanawiać się będą co Polska z tą niepodległością zrobiła.

Rocznica 100-lecia odzyskania niepodległości jest klęską PiS na najważniejszym dla niego polu: pamięci historycznej.  Groteskowe, ale z całą powagą ogłaszane propozycje spacerów „tam i z powrotem” Krakowskim Przedmieściem, ogłaszanie przez Prezydenta marszu, a potem, wskutek niedogadania się z narodowcami co do jego charakteru wycofanie się Prezydenta, dzisiejsza, ad hoc podjęta decyzja sankcjonująca właściwie marsz narodowców i neofaszystów to kpina z tak ważnej i doniosłej rocznicy. Na tym tle jakże wspaniale i godnie prezentują się obchody rocznicowe organizowane przez samorządy. Na przykład w Poznaniu czy w Łodzi.