Biała flaga – rozpacz czarna.

 

Piątkowe głosowanie w Sejmie, w którym przyjęto pisowską nowelizację ustawy o Sądzie Najwyższym było kolejnym czarnym dniem polskiej demokracji. Tym razem jednak za sprawą opozycji. Opozycja, w tym i Lewica, po to prawdopodobnie by nie zostać oskarżoną przez propisowskie media o blokowanie unijnych pieniędzy z Krajowego Programu Odbudowy, których wypłatę Komisja Europejska wstrzymuje mając poważne, uzasadnione zastrzeżenia do stanu praworządności w Polsce nie głosowała przeciw projektowi, lecz wstrzymała się od głosowania, dając mu tym samym zielone światło. Wstrzymano się od glosowania przy pełnej świadomości faktu, że pisowski projekt „zmian” nie tylko jest rażąco sprzeczny z Konstytucją RP, ale w dodatku nie naprawia polskiego systemu sądownictwa, lecz wręcz przeciwnie – jeszcze bardziej go gmatwa i komplikuje.

To nawet nie jest tak, że opozycja, w tym Lewica sprzedała polski system praworządności za miliardy Euro. Lewica po prostu wywiesiła bialą flagę w walce o przywrócenie w Polsce praworządności podeptanej przez Ziobrę, Kaczyńskiego i ich wspólników.

Przez kilka lat setki tysięcy ludzi wychodziło na ulice polskich miast skandując często w deszczu i śniegu jedno hasło: „Konstytucja! Konstytucja!”. Wspierając akonstytucyjny projekt pisowski tym ludziom po prostu napluto w twarz. Napluto w twarz autorytetom, takim jak prof. Ewa Łętowska, którzy ostrzegali przed pisowskimi rozwiązaniami z żelazna logiką uzasadniając swoje obawy. W imię czego?

Liderzy Lewicy przestraszyli się zapewne medialnego ataku pod hasłem: „Oni blokują należne nam pieniądze z Unii Europejskiej!”. Ale wyborów nie wygrywają ci, którzy swoje działania podporządkowują temu, co o nich powie polityczny przeciwnik. Przywódcom Lewicy zabrakło przysłowiowych jaj aby powiedzieć: „Nie możemy się zgodzić na to, aby tak olbrzymie środki wydawane były w kraju, a którym nie funkcjonuje niezależny, skuteczny system sprawiedliwości”. Nie starczyło odwagi, aby powiedzieć, że głosowanie przeciwko projektowi to nie głosowanie przeciwko unijnym pieniądzom – te pieniądze mogły czekać na praworządną Polskę jeszcze kilka miesięcy.

Bilans tej decyzji jest ponury:

– Lewica nie zyskała politycznie nic, tracąc bardzo wiele ze swej wiarygodności obrońcy praworządności. W szczególności Lewica nie przedstawiła żadnej swojej alternatywy godząc się potulnie na pisowski mir, stając się de facto „cichym wspólnikiem” PiS w łamaniu Konstytucji.

-Lewica sama sobie wytrąciła z rąk najważniejszy, a może i jedyny realny oręż w walce o praworządność.

– Zapał do obrony Konstytucji przez prodemokratyczna część społeczeństwa został poważnie osłabiony.

– Komisja Europejska została przekonana, że w swojej walce o praworządność w Polsce nie ma wsparcia, partnera ze strony Lewicy, i jej jedynym realnym partnerem pozostaje PiS. Urzędnicy brukselscy przyjmą takie rozwiązanie ze skrywana radością, ponieważ rozwiązuje ono im ręce, „załatwia” polski problem

– Ci politycy europejscy, którym jeszcze zależało na przywróceniu w Polsce praworządności mają prawo czuć się wystawionymi do wiatru.

– PiS wygrywa na całej linii. Pokazuje Komisji Europejskiej, że bark jest alternatywy dla jego polityki względem Unii.

– Swoim wyborcom PiS demonstruje, że potrafi „ograć” zarówno Komisję Europejską jak i opozycję

– Odblokowanie środków z KPO będzie potężnym podmuchem wiatru w żagle kampanii wyborczej PiS, który ten dzięki swojej olbrzymiej machnie medialnej bezwzględnie wykorzysta do wyborczego zwycięstwa.

W imię czego ten żałosny, pseudomakiawelistyczny spektakl? Po to, by zyskać pochwałę ze strony TVP czy „W sieci”? Dla udowodnienia swojej propaństwowości? Propaństwowości w imię jakiego państwa, państwa według Kaczyńskiego?

Lewica swojej propaństwowości udowadniać nie musi. Musi natomiast mieć swoją wizję państwa i ją propagować, przekonywać do niej. Obawiam się jednak, że odważne myślenie polityczne lewicowych liderów, jeżeli kiedykolwiek takie było, ustąpiło taniemu kunktatorstwu. Lewica, czyli co?

Nie inaczej jak akt rozpaczy odebrać przy tym należy inicjatywę Senatu, aby ten projekt, dla stwierdzenia jego niezgodności z Konstytucją,  odesłać do… Komisji Weneckiej, To może od razu do ONZ lub NATO? PiS już na samym początku swoich rządów pokazał w jakich zakamarkach ulokował nadobną Komisję Wenecką. Czarna rozpacz.

Bogusławowi Litwińcowi

Rodzina Bogusława Litwińca zwróciła się do mnie o wygłoszenie paru okolicznościowych słów na ceremonii pogrzebowej. Ta prośba była dla mnie zaszczytem i honorem. Poniżej tekst mojego wystąpienia z niewielkimi skrótami.

Szanowna Rodzino Bogusława.

Chowamy dziś Bogusława Litwińca – Waszego Bogusława. Przyjmijcie proszę moje kondolencje i wyrazy szczerego współczucia. Zostałem też upoważniony, aby złożyć Wam kondolencje w imieniu Marszałka Stowarzyszenia Byłych Parlamentarzystów RP prof. Jerzego Jaskierni – co niniejszym czynię.

Ale droga Halino, drogi Michale, dobrze wiecie, że Bogusław nie był tylko Wasz. Miarą wielkości człowieka jest to, jaki ślad pozostawia w naszych sercach, że jakąś jego część przyjmujemy do siebie, że staje się jakby częścią nas. I tak właśnie jest w przypadku Bogusława. W naszych sercach pozostawił On głęboki, trwały ślad. My wszyscy, obecni tutaj i w wielu innych miejscach w Polsce i na świecie, pochylając się nad Waszym bólem, żalem po tej stracie, łączymy się w nim. Gdyż z odejściem Bogusława każdy z nas stracił coś bardzo ważnego.

   Każdemu człowiekowi, który odchodzi od nas – żywych należy się SŁOWO. Słowo o nim, słowo, z jakim będzie dalej żyć w naszej pamięci. Czujemy, że danie tego słowa jest naszą moralną powinnością, a z drugiej strony wiemy, że z tego obowiązku nigdy w pełni się nie wywiążemy, bo czyż w kilku słowach opowiedzieć można życie jednego człowieka? A co do dopiero życie tak niezwykłego człowieka jakim był Bogusław Litwiniec?

Bogusław Litwiniec był, jak tysiące innych Dolnoślązakiem z kresów i ziemi kłodzkiej, Wrocławowi poświęcił swoje życie, swoje talenty, swoją pracę. Widziałem Bogusia w wielu różnych sytuacjach, jako szalejącego po scenie teatru Kalambur reżysera czy jako dostojnego senatora Rzeczypospolitej. Najbardziej zapadł mi jednak w pamięć i w serce Jego obraz, gdy w czasie dla kawiarni „Pod Kalamburem” bardzo trudnym, z kielnią w ręku, z zaprawą murarską na roboczym ubranie i we włosach, z zapałem naprawiał elewację tego przybytku, tego czakramu kultury, jaki On wespół ze swoja wierną żoną i przyjaciółką Haliną utworzyli przy ulicy Kuźniczej we Wrocławiu. Tak – to miejsce, gdzie niegdyś działał Teatr „Kalambur”, a dzisiaj działa ośrodek myśli twórczej i nieskrępowanej Kawiarnia „Pod Kalamburem” jest czakramem promieniującym swoją pozytywną energią na całą Polskę, czakramem, którego energię tworzą nie jakieś niezbadane siły przyrody, lecz żywi ludzie, konkretni ludzie.

Jak powiedziałem bardzo trudno jest w kilku słowach opowiedzieć o człowieku, a tym trudniej o człowieku niezwykłym. Niewątpliwie był Bogusław Litwiniec uosobieniem, personifikacją zjawiska bezcennego a wciąż niedocenianego jakim dla polskiej kultury był fenomen kultury studenckiej lat 60-tych i 70-tych ubiegłego wieku. Ale osobowość Bogusława to coś znacznie więcej.

Bogusław był nie tylko wielkim artystą. Był zadeklarowanym socjalistą i cała jego twórczość i działalność społeczna przesiąknięte były ideami społecznej sprawiedliwości, walki z wyzyskiem i nierównościami ekonomicznymi i społecznymi, przesiąknięta była na wskroś internacjonalizmem.  Ideom socjalistycznym wierny był przez całe swoje dorosłe życie. Zawsze kierował się zasadą: z ludźmi dla ludzi.

Był politykiem lewicy, politykiem w najlepszym rozumieniu tego słowa. Politykę traktował tak, jak powinna ona być traktowana: jako narzędzie społecznej służby, w jego przypadku jako środek do realizacji projektów w obszarze kultury służących najszerszym kręgom społecznym. Swój mandat reprezentanta Polski w Parlamencie Europejskim, a później mandat senatora Rzeczypospolitej traktował z najwyższą powagą i wypełniał go nie tylko rzetelnie, ale i twórczo, z taką samą pasją, z jaką traktował swoje kolejne projekty teatralne. Był Bogusław Litwiniec politykiem lewicy otwartej, postępowej, proeuropejskiej, socjalistycznej. I właśnie to rzadkie jeszcze połączenie działalności artystycznej, społecznej i politycznej jakiego dokonał, połączenie idei i czynu nadaje nowy, jakże potrzebny dzisiaj wymiar pojęciu PATRIOTYZM. Dziękujemy Ci Bogusławie.

Kultura to nie tylko działalność stricte artystyczna. To również nie mniej ważna kultura więzi międzyludzkich, relacji pomiędzy ludźmi i grupami społecznymi. Bogusław – socjalista – doskonale to rozumiał, doceniał znaczenie tego problemu i dlatego i na tym polu był niezwykle aktywny i kreatywny. Idea Kalaczakry – miejsca spotkań i dyskusji jest tego dowodem. Ale to również Stowarzyszenie Europejskich Więzi, ale to również, czego wielu już nie pamięta, a co w swoim czasie było synonimem nowoczesności – jedna z pierwszych, a może i pierwsza we Wrocławiu kawiarenka internetowa – miejsce spotkań w sieci.

Niestety przyszło nam dożyć czasów, w których coraz mniej jest przestrzeni dla wolnych, twórczych umysłów, w których umiera nie tylko oparta na zasadach racjonalnego, logicznego rozumowania nauka, ale coraz powszechniejsze staje się hasło, dewiza:

„NIE MYŚL!  MY BĘDZIEMY MYŚLEĆ ZA CIEBIE!  TY – TYLKO KUPUJ!  KUPUJ!  KUPUJ!

W tym względzie uprawnione jest twierdzenie, że poniekąd staczamy się w otchłanie głębokiego średniowiecza, kiedy to samodzielne myślenie zwykłego człowieka postrzegane było jako grzech pychy. Dożyliśmy czasów głębokich procesów dehumanizacji istoty ludzkiej i tylko kultura, szerokie w swoim wymiarze programy kulturalne, powszechna aktywizacja społeczeństwa w obszarze kultury może być ratunkiem dla homo sapiens. Pod adresem rządzących tym światem chciałoby się zawołać:

KULTURA GŁUPCZE! KULTURA!

I w takich czasach i dla takich czasów osobowości formatu Bogusława Litwińca będą bezcenne. Bezcenne dla zachowania, ochrony i rozwoju idei humanizmu, gdyż nie gospodarka, nie technologia, ale właśnie kultura może dać człowiekowi szansę na zachowanie swojego człowieczeństwa.

Bogusławie! Pokazywałeś nam znaczenie kultury dla przyszłości Polski i Europy. Ty wyprzedziłeś czas i wskazałeś nam drogę.

 Postarajmy się Twojego przesłania, przykładu Twojego życia, życia człowieka świadomego, zaangażowanego, twórczego nie zaprzepaścić.

Żegnaj Bogusiu! Przewodniku, wizjonerze, budowniczy!

Żegnaj przyjacielu, niezawodny towarzyszu z lewicowych szeregów. Swoim życiem, swoim patriotyzmem zasłużyłeś na naszą i następnych pokoleń wdzięczność, szacunek i pamięć.

Spoczywaj w pokoju!

 

Pozwolę sobie również wykorzystać tą uroczystość, być może nadużywając chwili, ale lepszej sposobności nie mam, do zaapelowania do władz miasta Wrocławia o zorganizowanie w lokalach dawnego teatru „Kalambur” muzeum tego przybytku sztuki. Dla chwały jego twórców i Wrocławia.

Do siego roku (c.d.)

„Gdyby przyszłość wiedziała co ją czeka nigdy by nie nadeszła”

Urszula Zybura

(pierwsza kartka kalendarza „Przekroju” na 2023 r.)

Do siego roku – byśmy za 365 dni zdrowi i cali znów mogli złożyć sobie te staropolskie życzenia. Od prawieków w okolicach przesilenia zimowego ludzie próbują wniknąć myślą w przyszłość szukając odpowiedzi na najważniejsze pytanie: co im ten nowy rok przyniesie. Dzisiaj niewiele jest ważniejszych pytań od tego co przyniesie nam rok 2023. Pytanie to zadajemy sobie w okolicznościach jakże odmiennych od wszystkich towarzyszących naszym, polskim życzeniom noworocznym przez ostatnie 76 lat. Do dziś, również te składane w latach 1981 i 1982 nie były obarczone tak potężnym ładunkiem niepewności na pograniczu z trwogą.  Nie chodzi tylko o przebijającą się powoli, ale zawsze do naszej świadomości prawdę, jaką niemal rok temu prezydent Francji ogłosił swojemu rządowi, że czasy dobrobytu mamy już za sobą i czekają nas czasy ograniczeń i wyrzeczeń. Pierwszy raz od 76 lat Polska jako państwo i naród uczestniczy w wojnie toczonej bezpośrednio za naszymi granicami, na terenie Ukrainy. W wojnie pomiędzy dwoma atomowymi mocarstwami o ład gospodarczy i polityczny świata. Polska uczestniczy w niej we wszystkich możliwych formach zbrojnej działalności. Jedną z najbardziej strzeżonych tajemnic polskiego rządu jest informacja o liczbie Polaków poległych na froncie ukraińsko rosyjskim. Zamiast tej informacji mamy działającą wstecz ustawę przyjętą niemal jednogłośnie przez Sejm zezwalającą obywatelom Polski na bezpośredni udział w tej wojnie bez konieczności uzyskania – jak to było dotąd – zezwolenia na taki czyn polskich władz. Chcesz – to jedź! Trudno nie odczytywać tej sejmowej decyzji jako zachęty dla młodych Polaków do przeżycia „przygody życia”, dla wielu pewnie ostatniej.

Tak, dziś już nie ma wątpliwości, że świat cały nie będzie taki sam, jak przed rokiem. A jaki będzie? W którą stronę ma zwrócić się zwykły człowiek, „the men in the bus” – jak mówią Anglicy w poszukiwaniu odpowiedzi na odwieczne pytanie: co robić, jak się zachować, aby zapewnić przetrwanie sobie i swoim potomkom?

Z pewnością nie w stronę dzisiejszej Rosji, która w uzasadnionym skąd inąd poczuciu zagrożenia dla swojego imperium zdecydowała się jednak rozpętać III wojnę światową skazując na zagładę setki tysięcy istnień ludzkich i cywilizacyjny dorobek pokoleń.

Z pewnością nie w stronę USA, współodpowiedzialnych za ukraińską tragedię.  Polityka USA względem Rosji zawsze nacechowana była obłudą i przeświadczenie, że oszukać Rosję to nic zdrożnego. Oto znamienny cytat wypowiedzi sekretarza stanu Bakera w rozmowie z Gorbaczowem na Kremlu w 1990 r. (z książki Tima Weinera „Szaleństwo i chwała. Wojna polityczna pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Rosją 1945 – 2020”):

„Rozumiemy, że nie tylko dla Związku Radzieckiego, ale i dla innych europejskich krajów ważne jest, by posiadały gwarancję, że jeśli Stany Zjednoczone utrzymają swoją obecność w Niemczech w ramach NATO, obecna militarna jurysdykcja sojuszu nie zostanie przesunięta ani o cal w kierunku wschodnim”.

Z tej jakże ciekawej książki wynika jednoznacznie, że polityczne kręgi USA zawsze świadome były tego, że rozszerzanie NATO na wschód odbierane będzie przez Rosję jako działania wymierzone przeciwko bezpieczeństwu tego kraju.

Trzy lata później USA ogłosiły doktrynę „demokratycznego powiększania NATO”, a Zbigniew Brzeziński w telewizyjnym wystąpieniu powiedział bez ogródek: „Udało się nam ich (Rosjan) oszukać”.

Jak wynika z niedawnych publicznych wypowiedzi byłej kanclerz Niemiec Angeli Merkel oszustwo wpisane było też od samego początku w spektakl pod nazwą „rokowania mińskie” w 2014 r.  Merkel wyznała, że ze strony Zachodu celem Porozumień Mińskich nie było osiągnięcie jakichś trwałych rozwiązań pokojowych na Ukrainie po antykonstytucyjnym zamachu stanu w tym kraju, ale zyskanie czasu dla przezbrojenia Ukrainy i militarnego przygotowania jej do konfrontacji z Rosją. Pytanie więc, które kiedyś postawiłem: „co zrobiono na świecie w celu uniknięcia konfliktu” w świetle rewelacji Merkel wygląda nie tylko na retoryczne, ale i głupie i naiwne. Nie tylko bowiem nie zrobiono nic w tym kierunku, ale zrobiono bardzo wiele, aby ten konflikt wybuchł. Oczywiście oszustwo jako narzędzie w polityce zagranicznej USA nie jest „zarezerwowane” dla Rosji. Wystarczy przypomnieć oszustwo na światową skalę najbliższych sojuszników USA w sprawie domniemanej broni masowego rażenia Saddama Husajna.

Oczywiście można uznać (wyboru nie ma) rolę USA jako żandarma świata. Nie można jednak w żaden sposób uznać roli USA jako przywódcy świata. Nie można choćby oglądając telewizyjne wystąpienie Bidena, wówczas jeszcze wiceprezydent Stanów Zjednoczonych, w którym na luzie i z nieskrywanym zadowoleniem opowiadał, jak domagał się od prezydenta Ukrainy zmiany prokuratora generalnego, gdyż ten wszczął postepowanie przeciwko jego synowi w związku z podejrzeniami o jego niezgodną z prawem działalnością gospodarczą na terenie Ukrainy. „- Obiecał mi, że to zrobi, ale tego nie zrobił. Więc ja mu powiedziałem, że jeżeli nie zmieni prokuratora to nie otrzyma obiecanego miliarda dolarów. I bardzo szybko zmienił prokuratora na właściwego człowieka”. To prawdziwe oblicze Stanów.

Powodów, dla których Stany Zjednoczone nie powinny być punktem orientacyjnym w mglistej przyszłości jest bardzo wiele, od setek miejsc na Ziemi, gdzie zbrojne interwencje USA były przyczyną śmierci i nieszczęść milionów ludzi, do wykorzystywanie uprzywilejowanej pozycji dolara do zmuszania świata pokrywana długu wewnętrznego Stanów. Ale jedne aspekt sprawy musi zostać rozwinięty. Chodzi o stosunek USA do wspaniałego (niegdyś), unikalnego w świecie projektu pod nazwą Unia Europejska. Niezależnie kto był prezydentem USA kraj ten nigdy – wbrew oficjalnym i uroczystym deklaracjom – nie wspierał faktycznie idei Unii Europejskiej Wręcz przeciwnie – Stany zawsze zainteresowane były ograniczeniem roli Unii, wyrastającej na przełomie XX i XXI wieku na jedno z najważniejszych centrów polityczno-gospodarczych świata. Dowodów jest aż nadto, choćby bezprecedensowe zaangażowanie się administracji Trumpa w antyunijne referendum w Wielkiej Brytanii, czy ostentacyjne udzielenie politycznego wsparcia rozbijackiej dla UE inicjatywie Polski powołania UE BIS pod nazwą Trójmorze. Dziś wszystko jest już pozamiatane. Efektem wojny Rosji z USA jest polityczna, gospodarcza i militarna pacyfikacja Unii Europejskiej przez Stany Zjednoczone Ameryki Północnej.

Z tych też powodów Unia Europejska w jej dotychczasowym kształcie nie może pretendować do roli zacisznej przystani dla zwykłego człowieka. Głównie z tego powodu, że jej przywódcy okazali się dobrymi na dobre, spokojne czasy, w których mogli pielęgnować swój europejski ogród z dala od światowych zgiełków. Unia Europejska okazała się projektem „na dobre czasy” i nie zdała egzaminu w czasach złych. Nie zdała, gdyż nie osiągnęła koniecznego poziomu integracji, nie wypracowała swojej własnej strategii rozwoju, nie wykształciła polityków o cechach mężów stanu. Nie może być Unia Europejska nadzieją dla Europejczyków, kiedy jej najważniejszy polityk, przewodnicząca Komisji Europejskiej odpowiadając w Parlamencie Europejskim na interpelację francuskiej deputowanej co ta powiedzieć ma swoim wyborcom, gdy ci pokazują jej nowe, drastycznie zwiększone rachunki za energię zbywa ją w nadzwyczaj butny, arogancki sposób: „-To zapytanie pod niewłaściwy adres. Niech się Pani zwróci do Pana Putina!”.

Europa, a konkretnie Europejczycy płacą dziś bardzo wysoką cenę za brak wyobraźni i kompetencji swoich przywódców. Kryzys UE rozpoczął się wiele lat temu fiaskiem ogłoszonego w 2007 r. projektu „Europa 2020. Strategia na rzecz inteligentnego i zrównoważonego rozwoju”. Do roku 2020 w żadnym kraju nie udało się w pełni osiągnąć planowanych wskaźników. Przy średniej 55% najlepiej poradziła sobie Szwecja (76%), najgorzej Bułgaria (30%). W wiosce, w której mieszkam, położonej w powiecie wrocławskim, do dziś nie ma Internetu o gwarantowanej szybkości min. 30Mb/s, a dostarczenie Internetu o takiej prędkości wszystkim mieszkańcom Unii do 2020 r. było jednym z celów Programu. Przyczyn tego fiaska jest wiele, ale dwie są decydujące. Realizacja programu wykazała bardzo zróżnicowane podejście do jego realizacji przez kraje członkowskie. Wykazała ona brutalnie skutki braku dostatecznego poziomu integracji Unii – to czynnik pierwszy. Drugim powodem było – moim zdaniem – przyjęcie założenia, że program realizowany będzie przy znacznym zaangażowaniu sektora prywatnego. To założenie okazało się chybione, ale w okresie szalejącej globalizacji i neoliberalnego terroru, przy bardzo słabych możliwościach interwencji państw w procesy gospodarcze nie mogło być innego rezultatu. Tymczasem inne kraje, przede wszystkim Chiny, Indie, Indonezja, Brazylia poczyniły olbrzymie postępy we wdrażaniu gospodarki opartej na innowacyjności. Pandemia sars-cov2, a później wojna na Ukrainie ostatecznie pogrzebały szansę Unii Europejskiej na wpisanie się do światowej czołówki państw-liderów innowacyjności technologicznej. Dzisiaj Unia Europejska przeżywa największy w swej historii kryzys, chociaż jej liderzy starają się robić dobrą minę do złej gry i zaklinają rzeczywistość deklaracjami, że Unia ma się świetnie.

Ma się źle. Źle pod względem politycznym, gospodarczym i moralnym. Już pandemia pokazała, jak bardzo trudna jest koordynacja działalności państw unijnych w sytuacja kryzysowych. W Unii nasilają się tendencje odśrodkowe, decentralizacyjne. Dwa filary Unii: Niemcy i Francja, dotychczas ściśle ze sobą współpracujące, nie są zdolne do podjęcia jakiejkolwiek wspólnej inicjatywy. I nie jest mi żal ich przywódców Macrona i Scholza widząc, jak szamoczą się w sieci problemów, które współtworzyli, a z których nie potrafią się wyplątać. A nowe pokolenie polityków europejskich, od Wielkiej Brytanii po Mołdowę przeraża swoją infantylnością, zapatrzeniem w medialne notowania. Rozczarowuje zwłaszcza Wielka Brytania – do niedawna opoka, symbol powagi państwowej, która na czele swojego rządu postawiła osobę gotową, jak to publicznie zadeklarowała, bez żadnych wahań „przycisnąć atomowy guzik”. I Liz Truss nie jest tu wcale odosobnionym przypadkiem, rodzajem wypadku przy pracy.

Unia Europejska nie zdołała rozwiązać swojego problemu z Rosją w ujęciu strategicznym. Z jednej strony ochoczo korzystała z jej tanich zasobów naturalnych, a z drugiej bez wahania wpisywała się w politykę oszukiwania Rosji. Unia nie potrafiła wypracować reguły trwałego partnerstwa z Rosją, a takie partnerstwo na terenie euroazjatyckim byłoby nie tylko naturalne, ale przynoszące korzyści obu stronom. A teraz, gdy Rosja odwróciła się od Unii i od USA jest już za późno. Dramat Europy polega na tym, że jej szanse rozwoju gospodarczego mogą być wyłącznie związane z opcją politycznego i militarnego zwycięstwa nad Rosją, zapanowania nad jej surowcami i rynkami zbytu. To natomiast wydaje się nieprawdopodobne bez wojny nuklearnej.  Ale nawet, jeśli udałoby się to osiągnąć unikając atomowej hekatomby, to trzeba mieć na względzie doświadczenie irackie, kiedy to Stany Zjednoczone nie dopuściły sojuszników swojej agresji do irackiego tortu inwestycyjnego po zabiciu Husajna. Tym bardziej, że dzisiaj Unia Europejska jest słaba, pod każdym względem uzależniona od USA.

Cóż więc przyniesie rok 2023 w tej sytuacji? Dla Europy i Europejczyków nic dobrego o ile nie zmieni się sposób funkcjonowania Unii, skutkujący między innymi takimi osobliwościami, jak wynoszenie do godności unijnych komisarzy osób o znanych, zadeklarowanych antyunijnych przekonaniach. Unia potrzebuje nowych, odpowiedzialnych polityków, zdecydowanych na nowo podjąć wysiłki integracyjne. Postępowa Europa przeciwstawić się musi prawicowej wizji Unii Europejskiej, wizji bardzo bliskiej tak Jarosławowi Kaczyńskiemu jak Joe Bidenowi i Władymirowi Putinowi, wizji luźnej unii państw narodowych, których współpraca ogranicza się wyłącznie do kwestii gospodarczych.

Wojna na Ukrainie już przyniosła ze sobą wzrost aktywności i agresji skrajnych, często neofaszystowskich ruchów nacjonalistycznych w Europie. I tutaj dostrzegam olbrzymią szansę i odpowiedzialność europejskiej lewicy. Powinna ona wystąpić do Europejczyków z własną wizją przyszłości Unii, z wizją, celem Unii Europejskiej – socjalistycznej.

I doczekania takiej właśnie Unii, zapewne jeszcze nie w 2023 r. ale w dającej się przewidzieć przyszłości życzę wszystkim.