Wyżywanie się na rzeczywistości to dzisiaj łatwizna. Wykazywanie głupoty, niekompetencji, nieodpowiedzialności grupy trzymającej władzę nie wymaga zbytniego wysiłku. Gdzie nie spojrzeć – tam sprawa, afera, odjazd zupełny. Istota polskiego problemu doby obecnej ma naturę dualną. Z jednej strony to lawina tych wynaturzeń. Jedno spycha ze stron gazet czy monitorów komputerowych drugie, włazi drzwiami i oknami. Czy dzisiaj ktoś pyta o aferalne związki ministra Ziobry et consortes z defraudacją unijnych pieniędzy? Czy ktoś podnosi skandaliczną rozprawę szefostwa MON z generalicją, czy medialne praktyki „odbitej” TVP i Polskiego Radia, przy których programy informacyjne lat 80-tych jawią się jako szczyt obiektywizmu poruszają szersze kręgi społeczne? Czy budzi się jakaś głębsza społeczna refleksja nad wyposażeniem IPN w nowe kompetencje – orzekania komu należy obniżyć legalnie nabyte świadczenia emerytalne, a komu nie? Chuligaństwo ministra sprawiedliwości i jego zastępców wobec sędziów, prokuratorów i adwokatów jest bezkarne. Społeczeństwo przytłoczone tym potokiem nieprawidłowości i nieprawości obojętnieje, traci wrażliwość. A przecież jeszcze kilka lat temu każda z takich afer z osobna trzęsła by rządzącym obozem. Nie ulega wątpliwości, że PiS jest szkodnikiem, że na PiS-owską narrację nie może być zgody i czynić należy wszystko, aby ta ponura karta w polskiej historii zamknęła się jak najprędzej. Aby jednak tak się stało, nie wystarczy epatować się „numerami” obecnej władzy. Je trzeba oczywiście spisywać, śledzić, komentować – ale to nie wystarczy. Z lekcji, jaką wszystkim daje PiS wyciągać należy stosowne wnioski. A podstawowym jest ten, że działania PiS mają też ważną, pozytywną stronę. Strona ta to zwrócenie się PiS do zapomnianej, zepchniętej na margines części polskiego społeczeństwa. Zwrócenie się do rodzin zadłużonych, bez perspektyw rozwoju, kształcenia dzieci, latami oczekujących na wizytę u specjalisty itp itd. Zwrócenie się do bezrobotnych i emerytów dla których dylemat: lekarsdtwo czy żywność jest codziennością. Jednym z efektów (wcale nie ubocznym) polskiej transformacji jest głębokie rozwarstwienie socjalne i społeczne. Patrząc w przeszłość liderów PiS nie mam złudzeń, że to zwrócenie się do wykluczonych, bądź zagrożonych wykluczeniem wynikało z zimnej kalkulacji politycznej. Było wynikiem chłodnej analizy słabych i mocnych punktów nurtu neoliberalnego a nie wynikało z głębokich przekonań ideowych. Ale było. Oczywiście za dominację kursu neoliberalnego w polskiej polityce odpowiedzialność ponoszą siły polityczne wywodzące się z „Solidarności”, które forsując w 1989 r. Plan Balcerowicza zdradziły swoją bazę społeczną. Nie bez winy jest też lewica. Nie tyle nawet SdRP, ale głównie SLD dało się zwieść mirażom wyrównywania poziomu życia w Polsce w miarę rozwoju kapitalistycznej gospodarki. Bez aktywnej roli państwa okazało się to iluzją. SLD mniej lub bardziej świadomie przyjęła rolę, jaką przyjęli na siebie europejscy socjaliści: „socjalizowania” neoliberalnych pomysłów gospodarczych i ekonomicznych w miarę posiadanych możliwości parlamentarnych. Ma więc za co lewica skupiona wokół SLD bić się dzisiaj w piersi. Niech więc wyborczy sukces PiS będzie kubłem zimnej wody na głowy lewicowych liderów i skłoni ich do intensywnego, śmiałego kreślenia swojej, lewicowej wizji Polski XXI wieku. U źródeł każdego prawdziwego sukcesu politycznego leży zdolność wyobrażenia sobie tego, co na obecną chwilę dla otoczenia jest niewyobrażalne. Nie będzie to łatwe gdyż prezentowanie lewicowej propozycji porządku społecznego i gospodarczego zbiegnie się prawdopodobnie z finansową klapą PiS-owskiego programu powszechnego rozdawnictwa. Notowania SLD oscylują dzisiaj wokół progu 5%. Może się i tak zdarzyć, że bez specjalnego wysiłku, tylko na skutek przyspieszonego moralnego zużycia obecnej władzy SLD próg ten przekroczy i do Sejmu się wczołga. Ale czy będzie to politycznym sukcesem SLD?