Niektóre okresy w życiu narodów zyskują swoje „ksywy”, specjalne nazwy. I tak przykładowo mieliśmy czasy wielkiego głodu, wielkiej smuty, okres „siermiężny” – za Gomółki, okres „gierkowski” za Gierka, który z kolei był synonimem rozwoju. Podobnie w Rosji. Czasy Andropowa były nazywane czasami „zastoja” w odróżnieniu do czasów Breżniewa, które określano czasami „zastolija”, czyli zasiadania przy stole (zastawionym oczywiście). Zastanawiałem się jak historia oceni czasy panowania w Polsce Kaczyńskiego. I jedno dookreślenie przychodzi mi do głowy: czasy wielkiego wstydu.
„Komisja Europejska powinna kontynuować działania przeciwko rządowi Polski w ramach artykułu nr 7 Traktatu o Unii Europejskiej, gdyż władza nadal podważa komunikaty Amnesty International, FIDH, Human Rights Watch, Open Society European Policy Institue i Reporters Without Borders… Unia Europejska i jej państwa członkowskie muszą wykazać determinację, aby powstrzymać ruch wsteczny Polski od wspólnych wartości UE.” Zdaniem szeregu międzynarodowych organizacji, które opublikowały swoje wspólne stanowisko w sprawie Polski czytamy między innymi również: „…w 2106 r. rząd polski bagatelizując opinie tych organizacji… coraz bardziej niepokojąco próbował ograniczyć praworządność i prawa człowieka; w tym wolność mediów, wolność zgromadzeń oraz prawa seksualne i reprodukcyjne kobiet”.
Przez blisko dwieście lat szczyciliśmy się jako Polacy, naszą gotowością do umierania „za wolność waszą i naszą”. Ileż razy wizytujące Polskę głowy różnych państw przywoływały to wspaniałe hasło Joahima Lelewela ku czci dekabrystów! Dla świata Polska – niezależnie od ustroju – była synonimem niezłomności w walce o wolność, o demokrację.
Była. Te czasy minęły. KONIEC, KROPKA. Polska pod PiS-owskim panowaniem utrwaliła swoją międzynarodową opinię jako państwo nietolerancyjne, łamiące podstawowe zasady demokracji, nacjonalistyczne i ksenofobiczne. „Wywalczyliśmy” sobie niezagrożoną pozycję lidera wśród państw nieprzewidywalnych, niezrozumiałych, skrajnie konserwatywnych, nacjonalistycznych i antyeuropejskich.
W czasie II Wojny Światowej Słonimski pisał:
Ten, co o własnym kraju zapomina.
Na wieść, jak krwią opływa naród czeski,
Bratem się czuje Jugosłowianina,
Norwegiem, kiedy cierpi lud norweski,
Z matką żydowską nad pobite syny
Schyla się, ręce załamując żalem,
Gdy Moskal pada – czuje się Moskalem,
Z Ukraińcami płacze Ukrainy,
Ten, który wszystkim serce swe otwiera,
Francuzem jest, gdy Francja cierpi, Grekiem –
Gdy naród grecki z głodu obumiera,
ten jest z ojczyzny mojej. Jest człowiekiem.
Dzisiaj polski rząd odmawia schronienia grupce dzieci narodu miażdżonego przez wojnę dlatego, że są innego koloru skory, a może i niewłaściwego wyznania? Nie jesteśmy ludźmi, o których pisał poeta.
Jest mi z tego powodu wstyd. Chociaż mogę powiedzieć: -to nie ja!, chociaż mogę mówić, że sprawcami historycznego wstydu narodowego jest partia, którą w wyborach poparło niespełna 20% obywateli, to odium tego wstydu rozciąga się na każdego z nas. Przez dziesięciolecia nie będziemy już mogli przemierzać Europę i świat jako chorążowie sztandaru wolności i demokracji. Po prostu wstyd i jak to mawiali na Podhalu: „żal d… ściska”.