Przeglądając stare zapiski znalazłem taki z listopada 2015. Przytoczę in extenso, bez komentarza.
DRAMAT
Dawno nie pisałem. Dla siebie. Do szuflady. Ale nie mogę dopuścić do tego, aby dzisiejsze moje myśli gdzieś uciekły – bez śladu. Jest więc 4. listopada 2015 r. Po historycznych wyborach parlamentarnych, które pogrzebały lewicę, i które absolutną władzę podarowały na tacy oszołomom, za którymi opowiedziało się niespełna 20% obywateli TEGO kraju. Przed nami lata jasełek, rozliczeń, poniewierania historią i ludźmi. Ale nie to mną dzisiaj wstrząsnęło.
Poproszono mnie, abym jako wiceprezes NIK spotkał się z grupę licealistów odwiedzających Izbę. Miałem im „coś” powiedzieć, przed dwugodzinną, nudna prezentacją w Power Point, którą przygotowała na takie okoliczności Pani Jola – pracownik Izby, desygnowanym do organizowanie takich szkolnych wizyt w NIK. Przed spotkaniem Pani Jola przedstawiła mi jakieś młode, nieznane mi dziewczę jako swoją asystentkę. To ja – wiceprezes NIK – mam tyle samo asystentów, co Pani Jola organizująca lekcje dydaktyczne w Najwyższej Izbie Kontroli dla młodzieży szkół wszelakich. Ta Izba musi zginąć!
A więc miałem być „ciekawostką przyrodniczą” spotkania.
Grupa licealistów jednego z warszawskich liceów prezentowała się bardzo dobrze. Inteligentne twarze, żywe spojrzenia. Było ich około 40-tu. Swoje „kilka słów” zamieniłem na prawie godzinny wykład o istocie, historii i głównych zadaniach najwyższych organów kontrolnych w państwach demokratycznych. Nie chwaląc się ani na jotę byłem dobry. W pełni panowałem nad salą. Każdy, kto występuje publicznie od razu potrafi ocenić, czy sala „jest jego” czy nie. Ta sala dzisiaj była moja. Słuchano mnie bardzo uważnie, robiono notatki. Żadnych szmerów, pokątnych, pobocznych rozmów. Może poza dwiema dziewczynami, które, czy to z braku wychowania, czy też z głodu, wyraźnie cos przeżuwały. Widocznie zapatrzyły się na panią poseł, która nie tak dawno, na sejmowej Sali urządziła sobie wielkie żarcie podczas obrad „wysokiej izby”.
W trakcie wykładu, w pewnym momencie rozwinąłem temat opresyjnego i audytorskiego charakteru NIK. Chciałem przeprowadzić pewien test, ale żeby go trochę „podrasować” nie omieszkałem pochwalić się, że to ja miałem ten zaszczyt prezentować w 1994r. w Sejmie projekt ustrojowej ustawy o NIK zmieniający jej charakter z opresyjnego na audytorski właśnie. Przedstawiłem dwa modele: miniony, z okresu PRL, w którym realizacja wniosków pokontrolnych NIK była obowiązkowa z mocy prawa, w tym wniosków personalnych i współczesny, właściwy państwom demokratycznym, gdzie kontrolowany zobowiązany jest tylko do poinformowania Izby o sposobie wykorzystania uwag i wniosków pokontrolnych, a egzekwowanie realizacji wniosków należy do organów nadzorczych kontrolowanej instytucji. Po czym zapytałem się, który model ich zdaniem jest lepszy. 2/3 słuchaczy – w tym pani Jola (sic!) głosowało za modelem pierwszym, opresyjnym, „KOMUNISTYCZNYM”! Podjąłem walkę. Powróciłem do podstaw ustroju demokratycznego, do konieczności rozdziału władzy ustawodawczej, wykonawczej sądowniczej i niezależnej zewnętrznej kontroli. Wskazywałem na to, że rozwiązanie przez młodych ludzi preferowane zamazuje kwestię odpowiedzialności władz różnych szczebli za podejmowane decyzje, znakomicie utrudnia rozliczalność władz publicznych przed społeczeństwem, itd., itp.
Odpowiadając, w zamiarze konstruktywnie, jeden z młodych, acz już pełnoletnich uczniów zupełnie poważnie podsunął proste jego zdaniem rozwiązanie: niech prezes NIK będzie ministrem w rządzie! Oczywiście podjąłem nim zdecydowaną polemikę, ale czy przekonałem audytorium? Pewności nie mam. I tutaj właśnie zaczyna się dramat. Mój dramat. Dotarło do mnie z całą brutalnością to, że szczytne idee demokracji, społeczeństwa obywatelskiego, są całkowicie obce młodym pokoleniom Oni nie tylko nic nie wiedzą o demokracji. Oni nie chcą wiedzieć! Ironii losu dopełnia fakt, że młodzi przedstawili się jako klasa o profilu historyczno –prawniczym! ZGROZA! Jeśli nawet mogę zrozumieć wpływy globalizacji, Internetu, powszechnego egoizmu, to jednak nie mogę zrozumieć co robią w takim liceum nauczyciele! Jak oni się dzisiaj czuli?! Chyba, że też im nie zależy na demokracji. To do k…y nędzy komu ma zależeć? Mnie?! Staremu „komuchowi”?!
Dzisiaj uświadomiłem sobie, że drzwi dla totalitaryzmu w Polsce już stoją otworem. A my – starzyki – wiemy dobrze, że totalitaryzmowi nie trzeba drzwi otwierać. Wystarczy je nieco tylko uchylić….
Uświadomiłem sobie coś jeszcze. To mianowicie, że los przyczepił mi na plecach dużą, czerwoną latarnię. Wyprowadzałem sztandar PZPR, grzebałem Polskę ludową, na moich oczach rozsypała się lewica. A teraz wygląda jeszcze na to, że moje pokolenie zgasi prawdopodobnie światło w pokojach „demokracja” i „społeczeństwo obywatelskie”. DRAMAT.
Warszawa. 4.listopada 2015r.