Protest nauczycieli trzeba wspierać. Z wielu różnych powodów. Dla mnie jest to też forma hołdu nauczycielom, moim wychowawcom, z których wielu pamiętam, którym jestem wdzięczny za ich mądrość i zaangażowanie. Wspierać protest nauczycieli należy nie tylko ze względów moralnych – również ze względów patriotycznych, z racji odpowiedzialności za Polskę. Oczywiście w arsenale dział wytoczonych przez rząd znalazło się i to o „politycznym charakterze strajku”. Kiedyś, w okresie społecznych niepokojów w latach siedemdziesiątych, spotkałem się z konstatacją, że w Polsce nawet zupa jest sprawą polityczną. Zupa, a co dopiero warunki pracy i los setek tysięcy nauczycieli szkolnych i przedszkolnych, co dopiero jakość systemu oświaty. Ironia zarzutu politycznego charakteru strajku w tym się też zasadza, że drugą stroną konfliktu jest państwo par excellence polityczne, po drugiej stronie negocjacyjnego stołu zasiadają członkowie kierownictwa rządzącej partii politycznej, sterowani z Nowogrodzkiej.
Strajk nauczycieli jest polityczny w tym sensie, że obnażył obłudę polityki PiS, polityki przedwyborczego rozdawnictwa ocierającego się o polityczną korupcję, polityki opartej na nachalnej propagandzie, na informacyjnych kłamstwach. Rząd PiS nie zasiadł do negocjacji z nauczycielami z wolą porozumienia, znalezienia jakiegoś racjonalnego kompromisu. Już wcześniejsze „prezenty Jarosława Kaczyńskiego dla społeczeństwa”, jak kolejne kiełbasy wyborcze określił nie kto inny jak wicepremier rządu, oprotestowane zostały przez pisowskiego ministra finansów. A tutaj nowe żądania, a za nimi kolejka następnych roszczeniowych grup budżetówki. Strajk nauczycieli pokazał, jak krótkie nogi ma polityka ostentacyjnego szastania publicznymi pieniędzmi, demonstrowania, że pod rządami Nowogrodzkiej stać nas na wszystko, polityka ukierunkowana na uzyskiwanie doraźnych efektów wyborczych realizowana kosztem unikania rozwiązywania problemów systemowych. O niepokojach w środowisku nauczycielskim rząd wiedział doskonale, pieniądze były, postanowiono jednak wydać je na kiełbasę, zamiast na rozwiązanie problemu o istotności dla całego państwa nie do przecenienia. Nikt racjonalnie myślący nie da wiary rządowym „propozycjom”. To gruszki na wierzbie, tyle tylko, że rosnącej gdzieś na Marsie. Dysponowanie nie swoimi pieniędzmi – to też spécialité de la maison obecnych władców Polski. O impertynencji rządu świadczy i to, że znając problemy nauczycielskie swoją alternatywę, głęboko systemową, wybiegającą daleko w przód położył na stole na 36 godzin przed zapowiedzianą datą rozpoczęcia strajku. Przedłożył ją ponadto nie stronie związkowej, a dziennikarzom. Przekaz medialny jest dla PiS zawsze najważniejszy.
Rząd od początku konfliktu zdecydowany była na wariant konfrontacyjny. Konfrontacja, dzielenie społeczeństwa, dezinformacja – to ukochane narzędzia polityki społecznej PiS. Z wielu powodów rząd będzie robić wszystko, aby nie zrealizować płacowych żądań nauczycieli. Strona finansowa jest tylko jednym z aspektów, moim zdaniem nie najważniejszym. W postawie PiS wobec nauczycielskich postulatów zawiera się istota polityki tej partii wobec inteligencji, wobec nauki, wobec społeczeństwa obywatelskiego. Naturalną drogą strajk polskich szkół stał się też sprawą relacji rząd – samorząd terytorialny. Samorządy, na barki których bezceremonialnie przerzuca się finansowe koszty pisowskich pomysłów, w oczywisty sposób wspierają nauczycieli. Ujarzmienie niesfornych nauczycieli otworzy natomiast bramy PiS do nieskrępowanej „dobrej zmiany” w systemie oświaty, do dalszych, pogłębionych zmian programowych i czystek kadrowych, do dalszego obciążania samorządów.
Stawką strajku polskich szkół jest więc przyszłość naszego kraju. Dlatego patriotycznym obowiązkiem powinno stać się wspieranie słusznych postulatów nauczycieli. Nie będzie to łatwe. Ceną mogą być perturbacje i turbulencje w tegorocznych egzaminach i procesie rekrutacyjnym i związane z tym problemy dzieci i rodziców. Ale stawka jest olbrzymia i warto te doraźne przecież niewygody znieść.
Rozwiązania nauczycielskich problemów należy domagać się nie za lat kilka, w ramach jakiejś mglistej, kolejnej reformy („którą przeprowadzimy, jak nas wybierzecie”), ale w obecnych warunkach budżetowych. To w rękach tego rządu, który jest naturalną stroną konfliktu, leżą wszystkie ku temu narzędzia prawne, ekonomiczne i finansowe. Ale tylko w ramach tegorocznego budżetu. Trzeba więc zmusić PiS do skrócenia swojej kiełbasy wyborczej. Tu i teraz.