Jeżeli w zespołowym uniesieniu, w naturalnej wspólnej potrzebie nadziei na przetrwanie wszyscy skandują to samo, to powinien jednak znaleźć się choć jeden członek społeczności, który spojrzy w innym niż większość kierunku. To przecież też element zbiorowego bezpieczeństwa. Wszak biblijna „zabłąkana owca” może okazać się bezcenna dla całego stada, gdy to, wyzbywszy się racjonalizmu, kierowane stadnym instynktem, wpadnie w pułapkę.
Podejmowanie dyskusji na temat rządowej polityki walki z pandemią koronawirusa COVID-19 zakrawa nie tylko na szaleństwo, ale i publiczne samobójstwo. Przecież wszystko jest jasne. Rząd działa nieprzerwanie, dzień i noc. Jego politykę wspiera cała niemal opozycja i media od prawa do lewa. Zewsząd, a zwłaszcza z internetowych zakątków słychać zachwyty jacy to jesteśmy wspaniali, najlepsi w Europie, jacy zdyscyplinowani w pozostawaniu w domach! Puste ulice świadectwem naszego patriotyzmu!
Ale coś w tym wszystkim nie daje spokoju. I to nie jedna sprawa.
Rząd zamroził kraj. Na jak długo? Nie wiadomo. W niektórych przypadkach mówi się o dwóch tygodniach, w innych o tygodniu, w jeszcze innych „do odwołania”. Jak długo cały kraj ma być zamrożony? Jak długo nieczynne będą szkoły, żłobki, przedszkola? Jak długo nieczynne będą sieci handlowe, zakłady pracy, które będą zmuszone do zaprzestania działalności nie z tytułu bezpośredniej choroby pracowników ale na skutek pozrywania więzi kooperacyjnych? Przecież eksperci wieszczą, że szczyt zakażeń przypadnie na drugą połowę kwietnia. Niektórzy, gdyż inni uzasadniają, że może to potrwać miesiącami. Czy rząd ma jakiś scenariusz na wypadek, gdy okaże się, że po tych magicznych dwóch tygodniach sytuacja daleka jest od zadawalającej?
Standardy postępowania z epidemią koronawirusa wyznaczyły dla Europy Włochy. Ich śladem poszła Unia Europejska a wraz z nią i Polska. My oczywiście musimy być przy tym najlepsi. Włoska strategia, zapewne podparta wieloma autorytetami z zakresu epidemiologii, zakłada walkę totalną. Do ostatniego niemal wirusa! Takiej właśnie walce podporządkowaliśmy dzisiaj w Polsce wszystko, każdą dziedzinę naszego życia, również religijnego. Ale trzeba wiedzieć, że nie jest to jedyna możliwa strategia. Zgoła inną drogę obrała Wielka Brytania. Wprawdzie kontynentalne media nie szczędzą Brytyjczykom krytyki, w najlepszym razie nazywając decyzje brytyjskiego rządu „wielce ryzykownymi”, to jednak jeśli chwilę się nad nimi zastanowić, to nie trudno dostrzec w nich sporej dawki zdrowego rozsądku.
Tak więc w Wielkiej Brytanii nie zamyka się póki co sklepów, pubów, nie odwołuje się imprez sportowych, nie zamyka się szkół i uczelni. Dlaczego? Brytyjczycy doszli do wniosku, że mechanizm zarażania koronawirusem jest taki, że żadne działania izolujące nie będą skuteczne. Ich zdaniem aby działania jakie podejmują Włosi czy Polacy mogły dać jakiś efekt, stan „pustych ulic” musiałby trwać kilka miesięcy.
Rozumowaniu wyspiarzy zdaje się sprzyjać charakter tej infekcji. Tak więc jasne już jest, że z nowym koronawirusem przyjdzie nam, ludziom, żyć już zawsze. Nigdy już się go nie pozbędziemy. Sporo zakażeń (liczba nieznana) przebiega bezobjawowo lub z objawami bardzo łagodnymi, na ogół traktowanymi przez nosicieli tego wirusa jako zwykłe przeziębienie lub lekka grypa. Przebieg infekcji jest też zazwyczaj łagodniejszy niż przy grypie i śmiertelność na skutek powikłań na podobnym co grypa poziomie statystycznym. Zazwyczaj – za wyjątkiem grup społecznych szczególnie narażonych na powikłania po infekcji koronawirusem COVID-19. Brytyjczycy skupiają się więc na tych najbardziej zagrożonych grupach. Dla nich organizują pomoc, wsparcie, medyczną opiekę. Do tych grup kieruje się przede wszystkim organizacyjną i finansową pomoc państwa. Czyżby Brytyjczycy, idąc zupełnie inną niż Włochy i Polska drogą okazali się skrajnie nieodpowiedzialnymi za swoje państwo, za swoje zdrowie? Jakoś trudno w to uwierzyć.
Tymczasem w naszym kraju ogłoszono „stan wojenny”: totalnej wojny z wirusem COVID-19, której przecież wygrać nie można. Zamknięte granice, szkoły, uczelnie. Ograniczona dostępność do przychodni aptek, zamierająca gospodarka i usługi. I jak przy tym jest nam z tym dobrze! Jak patriotycznie! Jak dumni jesteśmy z tego, że siedzimy w domach, a ulice naszych miast są puste! Dobrze jest dzisiaj, ale za dwa tygodnie, za miesiąc, kiedy zabraknie wielu rodzinom pieniędzy, kiedy ceny (prawo popytu i podaży się kłania) pójdą w górę?
Skutecznie rozpętano psychozę strachu. Już nie zgromadzenie 1000. 100 czy 50 osób jest niemożliwe. Zamierają spotkania towarzyskie, gdyż wobec powszechnej kampanii medialnej, piętnującej każdego kichającego czy smarkającego trudno jest znajomych narażać – nie, nie na wirusa, ale na dyskomfort sytuacyjny.
Na dzień dzisiejszy zmarły w Polsce 3 osoby w wyniku powikłań po infekcji COVID-19. To oczywiście bardzo smutne – tym bardziej, że liczyć się należy z kolejnymi zgonami. Nie wszystkich jednak to martwi. Doradca Prezydenta Polski pozwala sobie na antenie telewizyjnej na skandaliczną uwagę, że epidemia COVID-19 przyczyni się do odmłodzenia polskiego społeczeństwa. Idąc za panem doradcą, nieźle zapewne wynagradzanym ze społecznych pieniędzy, można w epidemii upatrywać ratunku dla ZUS!
Ile jednak w tym czasie było zgonów z powodu powikłań pogrypowych? Media i Ministerstwo Zdrowia milczą a przecież jesteśmy w tradycyjnym okresie wzrostu zachorowań na „konwencjonalną” grypę. Ale mózg mój drąży inne pytanie: ile osób umrze w Polsce na skutek dezorganizacji służby zdrowia, do jakiej doprowadziła polityka rządu. Miałem swego czasu wątpliwie przyjemną sposobność obserwować przez dłuższy czas przychodnię Dolnośląskiego Centrum Onkologicznego we Wrocławiu przy placu Hirszwelda – wiodącej na Dolnym Śląsku placówki. Setki ludzi, siedzących ciasno jak śledzie w beczce jeden przy drugim w wąskich, niewietrzonych korytarzach, stojących z powodu braku krzeseł na schodach i czekających godzinami na przyjęcie przez wspaniałych skądinąd specjalistów DCO. Chorzy onkologicznie to przecież grupa najwyższego ryzyka powikłań po wirusowych infekcjach, to ludzie o obniżonej odporności immunologicznej, którzy z drugiej strony nie mogą sobie powiedzieć: – a, dzisiaj nie pójdę na konsultacje, czy nie zrobię badań lub nie poddam się wyznaczonym zabiegom; – może za miesiąc lub dwa. Mam te korytarze i stłoczonych w nich pacjentów przed oczami i zastanawiam się jaką specjalną opieką ich otoczono.
Ale to nie wszystko. Rząd pozbawił polskich chorych 19 szpitali przekształcając je na placówki dedykowane wyłącznie zakażeniom koronawirusem . Oczywiście dotychczasowi pacjenci rozśrodkowani zostali do innych placówek, ale arytmetyka jest bezwzględna. 19 dużych zazwyczaj szpitali wyparowało. Ile osób w Polsce umrze na choroby zupełnie nie związane z COVID-19, które na skutek tej „reorganizacji” nie otrzymają należnej im opieki lub otrzymają ją za późno?
Jedynym wygranym w tej aferze będzie Prawo i Sprawiedliwość. Rząd się krząta z wielkim zapałem, Premier Morawiecki – Główny Propagandzista Kraju – większość dnia spędza w studiach radiowych i telewizyjnych, społeczeństwo zastraszone, a więc wobec takiego „straszliwego” zagrożenia w naturalny sposób sprzyjające opiekuńczej władzy, opozycja zepchnięta do ciemnego kąta i bardzo ograniczona w możliwościach docierania do wyborców. Z pewnością żaden koronawirus nie spowoduje przełożenia wyborów prezydenckich. Bo niby dlaczego? Dzisiaj PiS ma – dzięki COVID-19 – wygraną w kieszeni, a jesienią, kiedy społeczne i gospodarcze skutki dzisiejszej polityki wyjdą na wierzch może być różnie. Nie można nawet wykluczyć, że antywirusowy „stan wojenny” pod różnymi pretekstami przeciągnięty zostanie aż do dnia wyborów. Choćby po to, aby przed 10 maja nie stawiać głupich pytań typu – po co było go wprowadzać?
No i bonus dla PiS dodatkowy! Zupełnie niezauważona została przez media, również te krytyczne wobec obecnej władzy, znamienna wypowiedź Mariana Banasia, którą ten, zagnieżdżony na fotelu Prezesa NIK zawarł w swoim niedawnym wywiadzie dla jednej z prawicowych gazet. Otóż w morzu deklaracji jak to dzielnie będzie on walczył o niezależność Izby, niejako mimochodem, wspomniał, że ze słynnego domu schadzek, który funkcjonował w jego kamienicy, „korzystało wielu polityków i ministrów”. Na całym świecie, pod każdą szerokością geograficzną takie wyznanie najbardziej w sprawie kompetentnego człowieka musiało by spowodować polityczne trzęsienie ziemi o sile powyżej 9 w skali Richtera. Przecież jeżeli znane są nazwiska, to zakładać trzeba, że uwieczniono je nie tylko na kartkach papieru, ale i na innych nośnikach. Ale dzięki koronawirusowi nikt się tym nie zajmuje, a koleżkowie Banasia otrzymali bardzo wyraźny sygnał: dajcie mi spokój, abo…
Epidemia koronawirusa w jej obecnym wydaniu to wcale nie Apokalipsa. Wystarczyła jednak, aby bezlitośnie obnażyć dotychczasową politykę PiS opartą na kłamstwie, nachalnej propagandzie sukcesu, kreatywnej księgowości budżetowej. Obnażyła zupełny brak przygotowania państwa na takie zagrożenia, o większych nie wspominając. Przede wszystkim obnażyła olbrzymie problemy służby zdrowia: te strukturalne, funkcjonalne, jak też i kadrowe i materialne. Skandal z dwoma miliardami złotych podarowanymi przez pisowski sejm i pisowskiego prezydenta pisowskim propagandzistom miast na potrzeby ochrony zdrowia Polaków jawi się w nowej, mega-karykaturalnej skali. Gorzej, że do tego pisowskiego państwa budowanego z kartonu i papier mâché na fundamentach agresywnej, kłamliwej propagandy wprowadzono potężny zastrzyk dezorganizacji i chaosu. Czarny scenariusz rozpocznie się w Polsce wówczas, gdy PiS utrzyma na fotelu Prezydenta figuranta i przy jego i propagandowych tub pomocy zamieniać będzie swoje klęski na historyczne, wiekopomne sukcesy.
Jacku, życie podczas pandemii pisze codziennie inny scenariusz. Rozszerza widzenie świata, pokazuje nowe-stare problemy na które do tej pory wskazywali tylko nieliczni, tzw. postkomuniści (i to tylko niektórzy) nie zarażeni wirusem homo oeconomicus z neoliberalnym czipem w mózgu. „Korona” pokazuje, że skutecznym przeciwdziałaniem takim katastrofom może być tylko silne, dobrze zorganizowane, ale i egzekucyjne w swej istocie, państwo. WHO dało ocenę kto, dlaczego i w jaki sposób tym wyzwaniom sprostał najlepiej: Chiny. U nas przycichło (na razie) grono zdeklarowanych dogmatyków rynkowych i epigonów taczeryzmu oraz reganomiki – przy okazji krwiożerczych antykomunistów (którzy wszędzie widzą „czerwonego” którego trzeba gonić aż do eliminacji – nawet fizycznej – do końca świata i jeden dzień dłużej) – wielbicieli totalnej prywatyzacji, deregulacji, outsourcingu, kultu kasy i „wolności” (rozumianych anarchicznie – Italia sprzed „zamknięcia” dała temu dowody). Azjatyckie państwa, Chiny i Wietnam, także Singapur, Tajwan, Korea pd, jako zbiorowości zdyscyplinowane i od wieków „ćwiczone” wedle konfucjańskiej teorii władzy i państwa, z zaszczepioną mentalnością wziętą od nauk Mistrza Kung Fung-tsy, zdecydowanie lepiej radzą się z epidemią niż Europejczycy i Jankesi (USA z racji i woluntaryzmu w podejściu do człowieka oraz fundamentalizmu rynkowego – ponad 40 mln bez jakichkolwiek gwarancji ubezpieczenia zdrowotnego, ponad 80 mln tzw. working poor którzy też nie mają dobrych perspektyw w przypadku epidemii z racji „braku kasy” – będą w krytycznej sytuacji). Chińczycy przybyli pomagać Włochom w walce z epidemią, przywozacy sprzęt, medykamenty w ilości niespotykanej w krajach europejskich, 2 słynne już szpitale polowe, byli zaszokowani brakiem dyscypliny społecznej i wolunartyryzmem (a także chaosem) władzy, braku kontroli decyzji władz i egzekucji. Ale, nie wszystko jeszcze w Europie – i to małe pocieszenie – można kupić i nie wszystko podlega prawom rynku (afera z próbą „cichcem” instytutu niemieckiego pracującego nad wirusami i bakteriami przez Waszyngton „na wyłączność” pokazuje jak „idea niewidzialnej ręki rynku ryje ludziom berety” czyniąc z nich bezduszne zombie „kasy”). Hiszpania np. w obliczu katastrofy znacjonalizowała całą służbę zdrowia. Prywatne szpitale, instytuty, przychodnie, placówki itd. będą kierowane administracyjnie, bez taryf do tej pory obowiązujących, czyli zawieszono rynek ! Blondyn z Downeeng Street, ten Trump w mini skali (gabaryty krajów którymi rządzą ci troglodyci upoważniają do takiego określenia) już na gwałt wycofał się z walki z „koroną” w specyficznej, wyspiarskiej formie o której i Ty wspominasz. Ponad 200 infekcji w dzień zachwiało jego pewność i dezynwolture w tej materii. Czyraki jakie na świadomości człowieka przez 40 lat hegemonii (fluidy mentalno-ideowe sączono do głów ze środowisk opiniotworczych i naukowych wcześniej – np. słynna szkola chicagowska) taczeryzmu i reaganomiki po raz kolejny okazują się humbugiem niezdolnym do humanistycznego, proczlowieczego, prorozwojowego i przyjaznego dla jednostki funkcjonowania. Po raz kolejny homo oeconomicus okazuje się małym egoistycznym, z klapkami na oczach niczym „Łysek z pokładu Idy” osobnikiem. Zwykłym karłem moralnym. I jeszcze jedno Jacku – wg mnie na naszych oczach wali się ten bezrefleksyjny, wiecznie zadowolony i śmiejący się („jak głupi do sera” !) niczym w reklamie, glupio-optymistyczny świat/bańka w jakiej żyli Europejczycy i Amerykanie (czyli część białej populacji świata). Krach tej gospodarki opartej na wirtualnym pieniądzu, wiecznych kredytach – te reklamy w mediach w obliczu epidemii: weź kredyt, kup mieszkanie, jedź na Bahamy lub „Kanary”, wymień samochód (raty tylko coś tam coś tam), zmień meble, a to tylko 2000 PLN , są po prostu kpiną z otaczającej nas realności i podeptaniem racjonalizmu jako jedynej, możliwej i humanistycznej wersji interpretacji świata -na dewizie „jutro będzie futro” jest pewny. Tak jak to coś co zmieniło Amerykę po „czarnym poniedziałku” zaczynającym wielki kryzys 1929 a widzimy np. w filmach z Chaplinem. Nic już nie będzie takie samo jak do tej pory. To kolejny przystanek, stacja, w zmianie rozłożenia sił w świecie na (może) 100-200 lat. „Biały człowiek” w swej masie musi zacząć żyć tak jak 4/5 tego świata do tej pory żyła. A żyje tak też z racji kolonializmu, rabunku, wyzysku, grabieży którymi „biały człowiek” zapewniał sobie do tej pory dobrobyt. I tę pewność siebie i te uśmiechy oraz optymizm. To temat na esej futurystyczny. Tak to widzę. Socjalizm albo barbarzyństwo. Dziś to za Tobą: turbo-socjalizm bo inaczej pożre nas …… turbo-barbarzynstwo.
PS. Pozytywem ostatnich dni jest to, że decyzją Ministra Sprawiefliwosci RPA Walus, ten rasista, morderca i nazista, zabójca Chrisa Haniego, bohater dla polskich nacjonalistów i antykomunistów (starania o jego przeniesienie z więzienia RPA do Polski rozpoczęły się u nas pod światłym szefowaniem Min. Sprawiedliwości przez…….Borysa Budkę !!!!) pozostanie do końca swych dni w południowoafrykańskiej „szufladzie”.
Dziękuję Ci za dobrą wiadomość w sprawie mordercy Walusia. Nie zdziwił bym się, gdyby wniosek Polski o ekstradycję został odrzucony przez RPA z racji zastrzeżeń do naszego systemu wymiaru sprawiedliwości.
Oczywiście, że pandemia, tak jak i inne kataklizmy z całą brutalnością weryfikuje efektywność różnych systemów i stanowi próbę dla rządów i społeczeństw. W naszym przypadku posypał się liberalny system opieki zdrowotnej, oparty na zasadzie „pieniądze idą za pacjentem”. Szybko okazało się, że jest dokładnie odwrotnie: pieniądze kroczą PRZED pacjentem. Są najważniejsze, a pacjent jest jedynie figurą statystyczną, dodatkiem do olbrzymiego przemysłu medycznego. Na pocieszenie można dodać, że dodatkiem koniecznym. Ale przemysł ten nie zasypia popiele i takich pacjentów produkuje na potęgę. Pamiętasz „zespół niespokojnych nóg” i wiele innych, zupełnie nieznanych medycynie schorzeń? Epidemia COVID-19 obnażyła całą mistyfikację tego systemu, pokazała faktyczny stan polskich szpitali, ich zasoby kadrowe, wyposażenie. Ale nade wszystko pokazała, jaką drogę przeszła polska SŁUŻBA zdrowia do BIZNESU zdrowia. Pamiętasz zapewne Szpital Chorób Zakaźnych przy ul. Piwnej we Wrocławiu. Znałem dobrze tą placówkę. Była organizacyjnie, kadrowo i sprzętowo przygotowana do leczenia chorób zakaźnych. W końcówce lat osiemdziesiątych przeszła kolejną wielką modernizację. I był ten szpital jednym z pierwszych, który zlikwidowano! O budynek upomniał się jakiś kilkuosobowy zakon żeński z Berlina, a nowa polska władza pospieszyła z likwidacją. Gdy dzisiaj słyszę o przekształceniu 19 szpitali w szpitale zakaźne to śmiech mnie bierze. To przecież typowy zabieg propagandowy! Gdzie przystosowanie budynków, gdzie procedury, gdzie sprzęt, a przede wszystkim gdzie kadry lekarskie i pielęgniarskie?! Szkoda, że media nie dotarły do tej „wybitnej” polityczki PiS, która polskim lekarzom-rezydentom, rozważającym wyjazd do pracy za granicę rzuciła publicznie: „a jedźcie sobie i nie wracajcie!”
Powracając do COVID-19. Nikt nie jest w stanie dzisiaj przewidzieć skutków społecznych i gospodarczych tej pandemii. Mało tego: nikt nie jest w stanie określić skuteczności strategii walki z tym wirusem. Ta walka odbywa się, czy się to komuś podoba, czy nie, na trzech płaszczyznach: medycznej, społecznej i politycznej. My jesteśmy póki co w takiej sytuacji, że rząd ogłosił 2-tygodniowe zamrożenie kraju, nie wiedząc zupełnie co będzie robić dalej. A tymczasem już pojawiają się opinie, że po tych dwóch tygodniach to apogeum zachorowań i zgonów dopiero się rozpocznie! I co wtedy? Póki co rząd sam wpadł w swoją pułapkę i udał się „na kwarantannę” A co z Prezydentem, który po powrocie z Włoch wyściskiwał się jak Polska długa i szeroka ze swoimi fanami? Dlatego, w moim inżynierskim umyśle podejście „brytyjskie” ma wiele cech racjonalności. Wirusa nie zapędzimy do butelki, będzie on już zawsze. Jeżeli większość ludzi przechodzi to zarażenie bezobjawowo lub łagodnie, to skoncentrujmy „siły i środki” państwa na grupach największego ryzyka. Jest w tym brytyjskim podejściu coś z ichniej maksymy, bardzo zresztą mądrej: „Nie rób nigdy czegoś tylko dlatego, że inni to robią”. I nie jest to – tak mniemam – sprawa osobistej decyzji Premiera Johnsona, lecz decyzja oparta o racjonalną analizę uwzględniającą specyfikę epidemii i jej potencjalne skutki. To, że teraz, pod wpływem mediów i opinii publicznej ta strategia jest modyfikowana – w stronę „włoskiej” to inna sprawa. To właśnie jest ta społeczna arena walki z epidemią. Nie po to, aby snuć analogie, ale aby zwrócić uwagę na mechanizmy rządzące polityką w epoce globalizacji przypomina mi się słynna afera „Pluskwy milenijnej” czyli apokaliptycznego zagrożenia dla całego świata na skutek domniemanej katastrofy, której powodem miało być nieprzystosowanie się systemów komputerowych do zmiany daty. Najwyższe autorytety polityczne i informatyczne zaangażowały się w tą sprawę. Wydano miliardy dolarów na „zapobieganie”, po czy okazało się, że 1 stycznia 2000 roku nic się nie wydarzyło! Być może nauką jest, że o racjonalizm w działaniach na wszystkich poziomach jest coraz trudniej? Faktem jest, że stanęliśmy przed jedną wielką niewiadomą. Jeżeli, na skutek przeciągania się epidemii w czasie kryzys gospodarczy przerodzi się w krach, to być może ofiar śmiertelnych tego krachu będzie więcej niż medycznych. Qui vivra – vera!