Kaczyńskiego należy słuchać – jego publiczne wypowiedzi często mają drugie dno. Już prawie wszyscy zapomnieli jego słynną myśl wypowiedzianą z trybuny sejmowej 18 października 2018 r.: „Nas nie przekonają, że białe jest białe a czarne jest czarne”. Uznano to za lapsus językowy, ale czy zasadnie? Praktyka komunikacji PiS z elektoratem w 100% potwierdza, że PiS tą zasadą kieruje się na co dzień. Ostatnią próbkę tej praktyki zafundował nam niejaki Jaki, eurodeputowany, który kilka dni temu przekonywał Parlament Europejski że „strefy bez LGBT w Polsce to prowokacja lewicy, która wywiesza takie tablice na granicach miast”. Nie zająknął się nasz dzielny przedstawiciel o finansowej rekompensacie, jaką bezprawnie funduje jego były szef – minister nomen omen sprawiedliwości – gminom, które utraciły wsparcie finansowe ze środków UE wskutek przyjęcia uchwał ich organów samorządowych ogłaszających ich teren „wolnym od LGBT”. I tak jest wręcz co dnia: ludzi przekonuje się, że czarne jest białe, a białe jest czarne. Dlatego złota myśl Kaczyńskiego mogła nie być lapsusem lecz podświadomym, niekontrolowanym wyjawieniem tej pisowskiej metody robienia ludziom wody z mózgu.
Ale przed tą wypowiedzią była jeszcze inna. Otóż w 2017 r. Jarosław Kaczyński, przy okazji wystąpienia na jakiejś miesięcznicy katastrofy smoleńskiej zagrzmiał z trybuny: „Jeżeli nawet w pewnych sprawach pozostaniemy w Europie sami – to pozostaniemy! I będziemy tą wyspą wolności, tolerancji…” Już w tej wypowiedzi widać wyraźnie zasadę: białe jest czarne, a czarne jest białe. Ale nie o to teraz chodzi. Chodzi o tą wyspę. Czy przypadkiem Kaczyński mówiąc o wyspie inspirowany był myślami o jakiejś konkretnej?
Tak się bowiem stało, że w tym samym roku zwykły poseł Jarosław Kaczyński wystąpił do Rady Miasta Świnoujście o oddanie mu w dzierżawę wyspy Wielki Krzek, leżącą w obszarze miasta i będącą częścią Wolińskiego Parku Narodowego i będącą częścią Obszaru Natura 2000. Oto ta wyspa:
Rada Miasta poszła zwykłemu posłowi na rękę, wyspę przekazano w dzierżawę i jak stwierdził do mediów rzecznik prezydenta Świnoujścia: „Z informacji, jakie posiadamy, wynika, że prezes PiS zamierza wybudować na wyspie ośrodek wędkarski, w którym nie tylko będzie spędzał czas wolny, ale także udostępni go ministrom i posłom”.
Z kilku powodów tej transakcji należy przyjrzeć się z największą uwagą.
Po pierwsze: po co Kaczyńskiemu, osobie schorowanej, dźwigającej w bólach swój ósmy krzyżyk taka „długoletnia” dzierżawa? Li tylko dla zaspokojenia swoich wędkarskich namiętności? Aby kilka razy w roku pomoczyć kija w Zalewie?
Po drugie: w ustawie o gospodarce nieruchomościami nie występuje pojęcie „długoletnia dzierżawa”. Ustawa przewiduje wydzierżawienie terenu na okres lat trzech lub bezterminowo. Należy domniemywać, że w tym przypadku J.Kaczyński wydzierżawił wyspę Wielki Krzek bezterminowo.
Jak ogłosił wspomniany rzecznik prasowy: „- Na razie nie możemy ujawnić szczegółów planowanej inwestycji oraz warunków na jakich teren będzie dzierżawiony, jednak mogę zapewnić, że miasto zdecydowanie na tym skorzysta”. Wniosek Kaczyńskiego o bezterminową dzierżawę musiał zawierać uzasadnienie, które podzieliła Rada Miasta (jej uchwała w takiej sprawie indywidualnej dzierżawy musi być uzasadniona). Z enuncjacji rzecznika prasowego prezydenta Świnoujścia wynika, że na wyspie prowadzona będzie inwestycja: wędkarski ośrodek wypoczynkowy (WOW) dla ministrów i polityków.
To z kolei prowadzi do kolejnych pytań: kto będzie inwestorem? Kaczyński osobiście? Raczej nie. Więc kto? Orlen? KGHM? Radio Maryja? Ośrodek taki wymaga nie tylko niemałych nakładów inwestycyjnych, lecz również sporych nakładów na jego bieżące utrzymanie – bez wątpienia będzie jakąś formą działalności gospodarczej. Kto wówczas płacić będzie podatki od nieruchomości?
Lokując na posiadanej działce WOW Kaczyński będzie musiał prowadzić ewidencję podatkową, chyba, że przekona administrację podatkową, że WOW nie jest formą działalności gospodarczej. Więc czym będzie? Instytucją non profit fundującą pisowskim urzędnikom wypoczynek za friko?
Po trzecie: okoliczności związane z tą dzierżawą. Wyspa Wielki Krzek jest niezamieszkała. Bez dróg, bez prądu, wody, kanalizacji. „Prezes zamierza wybudować…” Budowanie na niej jakiegoś ośrodka wiązać się musi z poważnymi inwestycjami infrastrukturalnymi. Kto je poniesie? Zwykły poseł Kaczyński? Jacyś utajnieni sponsorzy? A może to władze miasta zobowiązały się do doprowadzenia na własny koszt do wyspy prądu, wody i systemu kanalizacyjnego (wszak nie wypada aby ministrowie i posłowie chodzili do „sławojki”)? A jeżeli nie miasto, to z pewnością nie zwykły poseł, gdyż nawet jeśli od wielu lat nie ponosi kosztów swojego utrzymania to i tak zgromadzone w ten sposób oszczędności nie wystarczą nawet na pokrycie drobnej części takich przedsięwzięć inwestycyjnych.
Po czwarte wreszcie: czy, a jeżeli tak to na jakich zasadach uregulowano w umowie dzierżawnej kwestie pierwokupu. Już dzisiaj poseł Brudziński oznajmia w mediach społecznościowych, że w sierpniu „Kaczyński dokonał inspekcji swojej wyspy”. Swojej wyspy – choć w świetle prawa nie jest jej właścicielem a tylko posiadaczem. Ale otoczenie Prezesa uważa go już za właściciela.
Tak czy inaczej szczegóły umowy dzierżawy wyspy Wielki Krzek z obywatelem Jarosławem Kaczyńskim powinny bezwzględnie zostać upublicznione. Tylko wówczas uzyskać będzie można odpowiedź na część powyższych pytań.
Z tych odpowiedzi wyłonić się powinna też odpowiedź na pytanie zasadnicze: czy w tych tańcach wokół Wielkiego Krzeku Jarosław Kaczyński nie pełni roli pospolitego słupa na nazwisko i pozycję którego kamaryla pisowska planuje budowę swojego partyjnego ośrodka?
Oczywiście ośrodka wędkarskiego, w którym uczyć się będzie pisowskich adeptów polityki łowów parlamentarnych. Na żywca, na blachę, na kukurydzę lub robactwo.
I nie zdziwię się też, gdy któregoś dnia dowiemy się, że wyspa zmieniła nazwę. Na: Wyspa Wolności i Tolerancji.