Marionetkowy Trybunał Konstytucyjny ręcznie sterowany z Nowogrodzkiej, na wniosek grupy pisowskich posłów orzekł niekonstytucyjność przepisu ustawy o Rzeczniku Praw obywatelskich, normującego funkcjonowanie Rzecznika po konstytucyjnym upływie kadencji w sytuacji, gdy nowy rzecznik nie został przez Sejm wybrany. PiS chodziło oczywiście o to, aby otworzy drogę do usunięcia z urzędu wielce dla tej partii niewygodnego prof. Adama Bodnara, który, na mocy tej ustawy pełni tę funkcję mimo upływu jego kadencji, ponieważ nie ma komu jej przekazać.
Dzisiejsze orzeczenie jest znamienne. Zawiera się w nim 100% PiS, cała esencja tej para mafijnej organizacji, która zawładnęła Polską. Sytuacja jest prosta jak konstrukcja cepa. Konstytucja przesądza o tym, że rzecznika praw obywatelskich wybiera Sejm za zgodą Senatu. Ten zapis nie jest zapisem technicznym – niesie on ze sobą bardzo głęboką treść, jest bardzo ważnym elementem demokratycznego państwa prawnego. Mechanizm: wybiera Sejm za zgodą Senatu Konstytucja przewiduje nie tylko w przypadku RPO. Również Prezes Najwyższej Izby Kontroli wybierany jest w tym trybie. Idzie o to, aby na ważne stanowiska w państwie, od szefów których wymagane są najwyższe gwarancje bezstronności, niezależności od partii politycznych, wybierać osoby akceptowane przez najszersze spektrum reprezentacji obywateli w parlamencie. Ale ważna rzecz: wybiera Sejm, czyli na Sejmie spoczywa odpowiedzialność za przeprowadzenie całej procedury.
Gdyby PiS utrzymał większość w Senacie nie byłoby problemu. Na RPO wybrano by w ciągu 23 minut osobę wskazaną na Nowogrodzkiej. Ale stało się inaczej. Okazało się że w sytuacji, w której Kaczyński nie ma pełni władzy nie jest w stanie, nie jest organicznie gotów do sprostania wymogom ustroju demokratycznego, nie jest zdolny do rozważania innych kandydatur niż te, które sam zgłosił, a zgłaszał kandydatów, którzy urągali wręcz zasadzie politycznej niezależności.
Dlatego zorganizowano przedstawienie cyrkowe, w którym grupa błaznów kieruje (na marginesie, na co zwracała wagę Pani prof. Ewa Łętowska, w liczbie mniejszej od ustawowo wymaganej!) do pseudo-trybunału konstytucyjnego wniosek o zbadanie z konstytucją przepisu, który zawsze był stosowany i nigdy nie był kwestionowany, był logiczny, a co najważniejsze – służył zwykłym obywatelom w ich zmaganiach z władzą.
Wniosek ochoczo podjęty został przez akrobatów z TK pod przewodnictwem „towarzyskiego odkrycia” Kaczyńskiego i po 9 próbach salto mortale zostało wykonane. Odbył się żenujący, haniebny dla Polski spektakl o wymiarze historycznym. Z jednej strony banda uzurpatorów – członków TK, a z drugiej prof. Adam Bodnar – Rzecznik Praw Obywatelskich. Z jednej grupa cynków zbyt inteligentna, aby nie uświadamiać sobie nielegalności swoich działań, aby nie rozumieć, że wszystkie tezy głoszone przez prof. Bodnara są absolutnie słuszne, ale zbyt miałka, niska jak mickiewiczowski płaz w skorupie, aby przyznać mu rację, a z drugiej osoba emanująca kompetencją, erudycją, najwyższą kulturą urzędniczą i człowieczą. Wszyscy od samego początku byli świadomi finału – mógł być tylko jeden. Ale show must go on!
W tej sytuacji profesorowi Adamowi Bodnarowi należą się największe słowa uznania. Podjął się on obrony sprawy z góry przegranej, ale sprawy niezwykle dla obywateli ważnej – i co najistotniejsze ze wszech miar słusznej. Ze swojego wystąpienia przed TK uczynił piękny wykład o istocie instytucji rzecznika praw obywatelskich, jego znaczenia dla zwykłych ludzi oraz dla demokratycznej władzy. Podjął się obrony wszystkich swoich poprzedników. Ale było w wystąpieniu profesora, w jego odpowiedziach na pytania „sędziów” coś więcej. Profesor Bodnar pokazywał dlaczego o demokrację należy walczyć i że ta walka warta jest wszelkich poświęceń. Gloria victis! Chapeau bas Panie profesorze!
Rozstrzygnięcie TK jest ze wszech miar niekorzystne dla obywatela. Otwiera ono drogę do upolitycznienia tego urzędu i podporządkowania go woli politycznej Kaczyńskiego podobnie jak już się to stało z Trybunałem Konstytucyjnym, Sądem Najwyższym czy Rzecznikiem Praw Dziecka. PiS pokazało, że skutki swojej niezdolności do sprawowania władzy w demokratycznym ustroju, swojej niezdolność do poszukiwania porozumienia bez wahania gotów jest przerzucić tak naprawdę na barki obywateli. Byle tylko zachować absolutyzm swojej władzy. Haniebne i karygodne, ale w tym właśnie zawiera się cała kwintesencja istoty polityki Jarosława Kaczyńskiego.
Kartagina musi być zniszczona, a teren po niej zasypany solą.