Spadanie swobodne to ruch jednostajnie przyspieszony, w którym spadające ciało porusza się pod wpływem siły grawitacji oddziałującej na jego masę. Takim ciałem spadającym ruchem jednostajnie przyspieszonym jest dzisiaj Nowa Lewica – najmłodszy twór polityczny powołany do życia w skandalicznym trybie na przełomie 2019/2020 r. przez Włodzimierza Czarzastego i jego najbliższe otoczenie. Nowa partia miała być antidotum na prawdziwe bądź wydumane problemy Sojuszu Lewicy Demokratycznej, miała przyciągnąć młodzież, nadać nowej partii nowych, mocnych impulsów, rozpocząć nowy, triumfalny pochód lewicy ku… władzy. Właśnie – władza. Ten motyw był najważniejszym i najczęściej głoszonym przez Włodzimierza Czarzastego na przestrzeni ostatnich lat. „Będziemy rządzić!”, będziemy współrządzić! Ja wam to obiecuję!” grzmiał Czarzasty na każdym prawi spotkaniu ze środowiskiem lewicowym. To właśnie magia władzy miała być magnesem przyciągającym młodzież. I sobie rządzą. Chociaż z różnym powodzeniem. Oto właśnie lewicowy wiceminister sprawiedliwości, który odpowiedzialny miał być w resorcie za rozliczenie PiS-owskich afer po kilku miesiącach „ministrowania” dał się wybrać do Parlamentu Europejskiego. W jaki sposób przekonał Nową Lewicę i jej wyborców, że będąc jednym z 720 europarlamentarzystów lepiej wykona zadanie, którego się podjął niż będąc wiceministrem sprawiedliwości – pozostanie pewnie tajemnicą jego i kierownictwa Nowej Lewicy.
Wybory do Parlamentu Europejskiego potwierdziły całkowity krach projektu Włodzimierza Czarzastego pod tytułem małżeństwo z „Wiosną” Biedronia. Nowa Lewica nie tylko utraciła dwa z pięciu mandatów do Parlamentu Europejskiego, ale sama Frakcja SLD w Nowej Lewicy zmniejszyła poziom swojej reprezentacji z czterech do jednego! Dzisiaj Nowa Lewica spada w dół. Może w trakcie tego spadku machać rękami i nogami, może wyczyniać w locie dowolne akrobacje, może wykrzykiwać różne kwestie, ale zderzenie z realiami jest nieuniknione i dla Lewicy będzie bolesne. Lewica spada na łeb, na szyję bez żadnego spadochronu, bez żadnej poduszki dla swojego elektoratu. Wszystko co mogła zaoferować zaoferowała już podczas ostatnich trzech kampanii wyborczych. W kołczanie nie ma już strzał, ręka próżno szuka amunicji w pustych kieszeniach. Ta prawda z trudem dociera do osób kierujących tą największą (jeszcze) polska partią lewicową. Nie mogą napawać optymizmem wyznania jednej z ministerek – niedawno jeszcze dobrze zapowiadającą się nadziei lewicy, która odpowiadając na pytanie dziennikarza o ocenę kampanii wyborczej miała tyle do powiedzenia, że wyniki trzeba będzie szczegółowo przeanalizować, i że NL będzie musiała robić to co dotychczas, tylko więcej i lepiej. Nawet cienia refleksji nad tym czy ten zjazd w dół nie jest pulsującym czerwonym światłem ostrzegawczym właśnie przed kontynuacją dotychczasowej politycznej i ideologicznej linii partii, że to już ostatni dzwonek na gruntowną jakościową zmianę.
Liderzy NL, zwłaszcza ci wybrani organizują spotkania z lokalnymi działaczami, na których wychwalają swoje i partii sukcesy wyborcze. Oczywiście kiełbaski, musztarda i muzyka. „Titanic” w wydaniu politycznego bankruta, jaki jest dzisiaj europejska socjaldemokracja i partie z nią się identyfikujące. Bo Maruszka olej już rozlała, bo góra lodowa już rozdarła poszycie.
Katastrofa Lewicy nie spadła z nieba. Jest finałem długiego procesu, który rozpoczął się jeszcze w SdRP, w początkowym stadium rozwoju tej partii. Ostatecznie w SdRP zwyciężyła opcja partii rezygnującej z prac nad własna propozycją porządku społecznego, gospodarczego i politycznego w kraju, opcja wpisująca SdRP, SLD i Nową Lewicę w neoliberalną rzeczywistość kreowaną przez USA i ich satelitów. Wielokrotnie pisałem o tym na moim blogu, między innymi we wpisach: „Dwie partie dwa społeczeństwa” 22.12.2011, „Bez i” – 11.02.2020, „30 lat temu” 15.01.2020, czy „Ćwiek” – 19.04.2020. O ile w przypadku SdRP jest to po części (ale tylko po części) zrozumiałe, wszak wówczas Europą rządziła de facto socjaldemokracja, to już SLD a zwłaszcza Nowa Lewica powinny się zreflektować i dostrzec, że wpisując się w umacnianie światowego porządku neoliberalnego popełniają w istocie polityczne samobójstwo. Ostatecznym dowodem na nieuchronną klęskę NL była wypowiedź jej współprzewodniczącego, komentującego słabe wyniki jego partii w wyborach samorządowych. Włodzimierz Czarzasty bez cienia głębszej refleksji zeznał do kamer ni mniej ni więcej tylko to, że „Wybory samorządowe zawsze były dla lewicy trudne”. No właśnie – jak można marzyć o sukcesach w wyborach parlamentarnych skoro nie istnieje się w terenie? A nie istnieje się w terenie, gdyż takiego wyboru niegdyś dokonano reorientując partię na partię typu wyborczego. Sam zaś Czarzasty forsował przecież likwidację kół i instancji terenowych w statucie Nowej Lewicy.
Oczywiście w powietrzu wisi pytanie klasyka „Co robić?” (Na marginesie to nie Lenin – jak się powszechnie sądzi – jest jego autorem.) Nie zamierzam wypisywać recept ani dawać rad. To co mogę zrobić to naszkicować zręby mojego, subiektywnego wyobrażenia o lewicy jutra. Jaka więc w moich oczach powinna ona być?
- Bazą lewicy jutra powinny być koła terenowe. Lewica ostatecznie zerwać powinna ze skompromitowaną doktryną „partii wyborczej”, której jądrem są permanentnie działające komitety wyborcze, skupiające swoją energię i uwagę na tym jak siebie i do jakich organów władzy publicznej wybrać i drogą jakich manipulacji medialnych
- Lewica jutra powinna być partią dyskutującą na wszystkich poziomach. Dyskutującą i kształcącą się.
- Lewica jutra powinna być partią na wskroś demokratyczną, szeroko korzystającą ze współczesnych środków technicznych wspomagających wewnętrzne konsultacje.
- Lewica jutra powinna chcieć zmienić świat na lepszy. Powinna zainicjować szeroką dyskusję na temat znaczenia takich wartości jak wolność i równość w odniesieniu do jednostki i do państw. Kwestie wolności i równości nabierają nowych znaczeń wobec takich zjawisk jak dynamicznie postępujące rozwarstwienie ekonomiczne społeczeństw – tworzenie się nowych klas władczych, wykorzystywanie nowych technologii do profilowania każdego człowieka i do manipulowania jego poglądami i decyzjami czy postępującym zjawiskiem zniewolenia jednostki przez systemy bankowe.
- Lewica jutra powinna mieć w centrum swoich zainteresowań i swojej misji tworzenie jak najlepszych warunków dla wszechstronnego rozwoju człowieka, jego naturalnych zdolności i predyspozycji.
- Lewica jutra powinna zdecydowanie i z pełną konsekwencją wdrażać hasło, że to gospodarka powinna być dla człowieka, służyć zaspokajaniu jego potrzeb, powinna przeciwstawiać się obecnej ideologii gospodarczej, w której człowiek jest przedmiotem systemu gospodarczego, wyhodowanym od szkoły podstawowej niewolnikiem „zakupizmu” i adresatem mnożonych w postępie geometrycznym różnego rodzaju „potrzeb”.
- Lewica jutra powinna zapewnić przywrócenie kontroli państwa nad gospodarką i systemem bankowym.
- Lewica jutra powinna na każdym kroku piętnować wszystkie wady i oszustwa systemu neoliberalnego, takie jak konieczność generowania przez ten system międzynarodowych konfliktów zbrojnych w celu tworzenia nowych (na starych gruzach) warunków swojego rozwoju i w celu bilansowania (redukcji ogólnego wskaźnika zadłużenia) światowego systemu finansowego przez gwałtowne obniżanie poziomu życia ludzi. Lewica nie może wspierać wojen imperialistycznych, gdyż są one prowadzone w istocie przeciwko człowiekowi i jego kosztem.
- Lewica jutra powinna hołdować idei państwa laickiego, równo odległego od wszystkich religii i wyznań, starannie eliminującego próby angażowania się organizacji religijnych w zarządzanie państwem.
- Lewica jutra powinna być szeroko otwarta na międzynarodową współpracę z innymi organizacjami o podobnym profilu ideowym. Doświadczenie uczy, że system neoliberalny nie jest w stanie wydobyć świta z problemów, w które sam go uwikłał. Do tego potrzebne jest nowe spojrzenie na społeczeństwo, gospodarkę i właśnie szeroka współpraca międzynarodowa.
To tylko niektóre z postulatów. Już słyszę chór zarzucający mi oderwanie od rzeczywistości, utopizm itd., itp. Wierny jednak jestem refleksji H. Balzaca, że „Nic nie zmienia rzeczywistości tak jak marzenia”. Ale i dzisiejsza rzeczywistość dostarcza przykładów, że możliwe jest nowe, odważne lewicowe spojrzenie na ten trudny świat dookoła. Mam choćby na uwadze proces tworzenia się nowej, lewicowej formacji w Niemczech: Ruchu Sahry Wagenknecht. Ruchu postępowego, lewicowego i antysystemowego jednocześnie. Trzeba woli, wyobraźni i odwagi. Jedno jest pewne. Lewica jutra, lewica postępowa i sprawcza nie spadnie z nieba. Zrodzić się może tylko ze świadomości ludzi albo… jako efekt jakiegoś globalnego kataklizmu.