Cyrk Europa

fragment plakatu  Cyrku "Europa"
fragment plakatu Cyrk „Europa”

Po Polsce wędruje Cyrk „Europa”. W swoich występach obiecuje „ekscentrycznych żonglerów”, „ewolucje pod kopułą”, „niewiarygodne transformacje” i wiele innych atrakcji. Bilety w cenie 60 i 50 zł. Czteroosobowa rodzina to już 220 PLN a do tego popcorn, cola…

Można jednak wiele zaoszczędzić szukając cyrkowych wrażeń. Potrzebny jest do tego niestety spory wysiłek poszperania w medialnych doniesieniach, aby te cenne trufle wydobyć spod ziemi. Atrakcje są jednak niemniejsze.

Byliśmy niedawno świadkami osobliwej wizyty europejskich polityków w stolicy Państwa Środka. Udali się tam mianowicie Prezydent Francji Manuel Macron i przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen. Już sam skład prowokuje do spekulacji. Jeśli się nie mylę jest to pierwsza tego rodzaju wizyta głowy najważniejszego państwa – członka UE i przewodniczącej Komisji Europejskiej. Skąd taka kompozycja? Tym bardziej, że na kilka dni przed wizytą przewodnicząca Ursula wygłosiła na forum Brukselskiego Centrum Współczesnej Polityki mowę, w której, porzucając język dyplomatyczny, obsobaczyła Chiny jak nie przymierzając św. Michał diabła. I zaraz po tym do Pekinu?

Macron – można się domyślać. Wobec coraz gorszej sytuacji społeczno-gospodarczej Francji chce jak najmniej stracić z dotychczasowej gospodarczej współpracy z Chinami. Nie jechał tam jednak jako równoprawny partner. Nic dziwnego, że towarzyszyło mu około 50 przedstawicieli francuskiego biznesu. Chiny bowiem, a dokładnie chińskie banki mają w ręku około 25% francuskiego zadłużenia. Chiny też mają swoje interesy we Francji i to nie tylko gospodarcze. Cóż jednak w tym towarzystwie robiła Pani Ursula? Kto jej towarzyszył? Co miała Chinom do zaproponowania? Tak więc skład ekipy intrygujący i automatycznie skłaniający do postawienia pytania: kto był szefem tej delegacji. Oficjalnie tego nie ogłoszono, ale Chińska Republika Ludowa zdecydowała. O ile Macrona fetowano jak męża stanu, głowę państwa, celebrowano spotkania z nim, to przewodniczącą Komisji Europejskiej zmarginalizowano do krańca dyplomatycznego protokołu. Bardziej upokorzyć dyplomatę podczas oficjalnej wizyty już chyba nie można. I Przewodnicząca niechybnie to dostrzegła, dając upust swej frustraci w publicznej wypowiedzi jeszcze na terenie Chin, w której starała się pouczać Chińczyków jak mają się zachowywać w światowej polityce. Chińczycy zapewne bardzo się tą wypowiedzią przejęli.

Polscy komentatorzy, idąc w ślad za zagranicznymi, starali się przed wyjazdem tłumaczyć ten egzotyczny zestaw delegacji podziałem ról: o ile Macron miał grać rolę tzw. dobrego policjanta, to von der Leyen przypadła rola policjanta złego. Ich wspólnym celem miało być – według tych komentatorów –  odciąganie Pekinu od zacieśniania stosunków z Rosją. Trudno o bardziej idiotyczny pomysł. Technika złego i dobrego policjanta stosowana jest w przesłuchaniach przestępców lub co najmniej podejrzanych o poważne przestępstwa. I trudno sobie wyobrazić, aby dyplomacja chińska tego nie dostrzegła i nie wyciągnęła wniosków.

Ale mimo to coś jest na rzeczy. Część francuskiej prasy rozpisuje się mianowicie – i jest to ciekawa konstatacja – że Ursula von der Lehen rzeczywiście pojechała do Chin w roli policjanta, ale po to by pilnować Macrona, by ten za bardzo nie odszedł w swoich deklaracjach względem Chin od „linii”. Prasa ta jednoznacznie pozycjonuje Ursulę von der Lehen jako ambasadorkę USA, a w szczególności amerykańskich korporacji. Kim więc jest Przewodnicząca Komisji Unii Europejskiej? Kogo ona właściwie reprezentuje? Nie mogę zapomnieć jej aroganckiej, bezczelnej wręcz odpowiedzi, jakiej udzieliła jednej z francuskich eurodeputowanych, gdy ta, pokazując rachunki za energię jej wyborców zapytała co Komisja ma zamiar w tej sprawie zrobić. „To pytanie nie do mnie” powiedziała. „Powinna się z nim Pani zwrócić do Pana Putina”. Po czym odwróciła się szlachetną częścią pleców do audytorium i zeszła z mównicy. Pokazała wymownie gdzie ma eurodeputowanych i ich wyborców.

Skąd wzięła się Ursula von der Leyen w Brukseli? Przecież przed jej wyborem przez Parlament niewielu o niej słyszało. Wypłynęła otóż na fali kryzysu, jaki w 2019 r. zapanował w Europie po tym, jak kraje Grupy Wyszehradzkiej, z Polską na czele, zablokowały kandydaturę Manfreda Webera na szefa Komisji.  Weber był doświadczonym europejskim politykiem, szefem największej politycznej frakcji w parlamencie. Z natury rzeczy i zgodnie z literą Traktatu Lizbońskiego był więc kandydatem oczywistym. Oczywistym, ale nie w oczach polskich burzycieli Unii. I w tym krytycznym momencie strona niemiecka wrzuciła kandydaturę nieznanej Ursuli von der Leyen. Wyboru Przewodniczącego Komisji Europejskiej dokonuje Rada Europejska, która kandydaturę kieruje do Parlamentu Europejskiego celem zatwierdzenia. Wynik glosowania W Parlamencie: 353 za, 327 przeciw, 22 wstrzymujących się. Prawdopodobnie zaważyło zmęczenie parlamentu kryzysem personalnym a może i to, że po raz pierwszy szefem Unii mogła zostać kobieta. Dla Pani Ursuli było to jak wybawienie.  W Niemczech zaczęło się jej palić pod stopami z powodu wielusetmilionowych afer w kierowanym przez nią ministerstwie obrony. Między innymi chodziło o zniszczenie przez Panią Minister jakiejś korespondencji z niemieckim biznesem dotyczącym tych afer a stanowisko Przewodniczącej Komisji Europejskiej rozpościerało nas Panią Minister i nad aferą immunitetowy parasol. Afery z korespondencją, z mailami dziwnie lgną do Pani Przewodniczącej. Również dzisiaj na próżno parlamentarzyści europejscy wzywają do opublikowania korespondencji Pani Ursuli von der Leyen z amerykańskimi koncernami w sprawie zakupu szczepionek antycovidowych dla Unii.

Z tych powodów jak najbardziej uzasadnione jest pytanie kogo tak naprawdę reprezentują ta Pani. Według mnie najmniej Europę i najmniej obywateli Unii Europejskiej. I udając się do Chin wcale już tego nie ukrywa. Temu cyrkowi w Unii wcale się nie dziwię. Jak może Unia być samodzielnym, niezależnym graczem politycznym, skoro na najwyższe unijne stanowiska kieruje się ludzi znanych nie tylko ze swych antyunijnych poglądów, ale zamieszanych w różnego rodzaju afery finansowe i działania na szkodę unijnych finansów.

W oficjalnych wizytach na najwyższym szczeblu najważniejsze są rozmowy „in camera”. Nie zdziwiłbym się, gdyby Chiny w rozmowach z Macronem sondowały gotowość Francji wsparcia Chińskiej inicjatywy dyplomatycznego rozwiązania konfliktu na Ukrainie. Chiny ubiegają się o rolę kontrapunktu USA w światowej polityce – to widać. Przy tym o ile USA prezentują determinację we wprowadzaniu swojego porządku w świecie bezwzględnymi metodami militarnymi skojarzonymi z systemem sankcji gospodarczych i politycznego szantażu, o tyle Chiny chcą wyrobić sobie markę ośrodka politycznego, który proponuje drogę dokładnie przeciwną: drogę rozmów i kompromisów. Doprowadzenie do zawiązania stosunków dyplomatycznych pomiędzy Arabią Saudyjską i Iranem jest pierwszym  sukcesem Chin na tej drodze. Dorzucenie do tego Ukrainy niewątpliwie jeszcze bardziej umocniłoby pozycję Chin jako świtowego lidera politycznego i alternatywy dla wojującej Ameryki.

Jeśli zaś celem wysiłków Macrona i von der Leyen było odwodzenie Chin od poparcia Rosji, to odpowiedź padła bardzo szybko. Właśnie media donoszą o niezapowiedzianych manewrach chińskiej floty wojennej, która ćwiczy morskie okrążenie Tajwanu. Być może jest to jawne ostrzeżenie USA przed dalszym militarnym angażowaniem się w wojnę na Ukrainę, demonstracja gotowości otworzenia przez Chiny drugiego frontu.

Te salta, ekscentryczne żonglerki, niewiarygodne transformacje europejskich polityków nie mogą skończyć się dobrze. Zwłaszcza dla widzów cyrku Europa

Popieram Prezydenta Macron

Popieram Prezydenta Macron dlatego, że odważnie stanął w obronie europejskich wartości, które są i moimi wartościami, a które tak ostentacyjnie i z zapamiętaniem deptane są przez elity przejściowo kierujące krajem.

Stało się to, co przewidywałem i przed czym przestrzegałem w wielu moich poprzednich wpisach: Europa upomina się o respektowanie swoich wartości. Najpierw włoski wiceminister odpowiedzialny za integrację europejską, a teraz nowy Prezydent Francji powiedzieli: „Dość! Albo – albo!” Europa ma dosyć Polski i innych krajów z naszego otoczenia, które Unię Europejską traktują jak dojną krowę, lub, jak to określił Macron, jak supermarket. Albo razem, albo osobno. Postawa Macron, który teraz jest politykiem Nr 1 Europy, jest w pełni zrozumiała, uzasadniona a w sumie może yć dla \polski bardzo korzystna. Może, ale nie musi.

Polscy przywódcy, głównie ci z PiS ale też i niektórzy z PO wielokrotnie demonstrowali swój dystans do wartości, które legły u podstaw zjednoczonej Europy. Zwłaszcza politycy PiS dramatycznie źle przysłużyli się strategicznym interesom naszego kraju czyniąc z prób grania na nosie Unii Europejskiej jednym z głównych filarów wsparcia swojego elektoratu. Zakładali, że „Europa się nie odważy!’, że „Europa nic nam zrobić nie może!”, że to my (Szydło, Duda, Waszczykowski i inni) trzęsiemy Europą i rozdajemy karty. Czar prysł, mleko się rozlało.

Z dwuletniego starcia z Unią Europejską, po wielu potyczkach i bitwach, od Komisji Weneckiej po „przejściową konstytucję” wychodzimy jako państwo ośmieszeni. Wspaniałą ilustracją jest tutaj ingerowanie w wybory prezydenckie polskiego rządu przez współne fotografowanie się polskiego ministra spraw zagranicznych z kandydatka francuskich nacjonalistów  na prfezydenta Francji, aby po zwycięstwie Macron wspaniałomyślnie zaproponować mu, ustami tegoż ministra, „wyzerowanie relacji”. No to mają odpowiedź. Błazenada i kompromitacja Polski na całej linii.

Znamienna będzie w tym kontekście stanowisko Kanclerz Merkel. Z jednej strony pojawi się pokusa przybrania togi „adwokata polskich spraw”, ale z drugiej trudno wyzbyć się będzie kandydatce Merkel świadomości, że między innymi taka właśnie fala obrony europejskich wartości i sprzeciwu wobec „polskich zdrajców”, wyniosła Macron do władzy i pogrążyła francuskich nacjonalistów. Nie wydaje mi się jednak prawdopodobne, aby Merkel chciała zburzyć podstawy Unii na rzecz Jarosława Kaczyńskiego.

Oświadczenie Macron, które jest wyrazem opinii wielu europejskich polityków, mieć będzie dla Polski bardzo duże znaczenie. Być może jest to ostatnia szansa dla polskiego społeczeństwa, aby upomniało się o respektowanie przez rządzących jego zdania. Polski paradoks polega i na tym, że mając najbardziej antyeuropejski rząd, Prezydenta, Parlament, Polacy są narodem prezentującym największe poparcie dla Unii Europejskiej. Czy wystarczy sił i determinacji temu społeczeństwu, aby powstrzymać szaleńców, których działania profesor Sadurski określił jako noszące znamiona „modus operandi zorganizowanej grupy przestępczej”?

A jaka w tym wszystkim rola SLD? Jaka rola partii, której Prezydent, Premier i Minister Spraw Zagranicznych podpisywali ze strony Polski dokumenty akcesyjne, partii, która przeprowadziła wielkie, proeuropejskie referendum, partii, która tak skutecznie roztrwoniła później wynikający z tych historycznych osiągnięć kapitał?

Tak, deklaracja Macron jest według mnie kołem ratunkowym dla polskiej lewicy a dla SLD zwłaszcza. Czy SLD upomni się o swoje wartości, o swoje miejsce na politycznej scenie? Czy stanie na czele tej części społeczeństwa, które wierne chce zostań wartościom Unii Europejskiej, i które przyszłość Polski postrzega w silnym związku z pozostałymi państwami europejskimi?

SLD ma szansę. Za dwa dni zbierze się jego Rada Krajowa. Tematem zapowiedzianym mają być kwestie samorządowe, ale sytuacja, w jakiej Polska znalazła się po włoskich i francuskich deklaracjach jest sytuacja nadzwyczajną. SLD nie może przejść obok tej sprawy obojętnie. Nie może udawać, że deszcz pada. Oczekuję, że rada Krajowa stanie na wysokości zadania. Oczekuję jasnego stanowiska Sojuszu wobec przyszłości Polski w Unii Europejskiej i planowanych w tym obszarze działaniach Sojuszu.