Tak się ułożyło, że będąc politykiem podjąłem w 1995 r. obowiązki wiceprezesa Najwyższej Izby Kontroli – co w praktyce oznaczało koniec z polityczną działalnością. W trakcie 9 lat pracy w NIK i 6 w ETO nigdy nie sprzeniewierzyłem się zasadzie apolityczności, nigdy moich poglądów politycznych nie łączyłem z realizacją misji instytucji audytorskich. Postępowałem podobnie jak wszyscy sędziowie wszystkich sądów; muszą być bezpartyjni, apolityczni, ale nikt nie zabrania im posiadania poglądów politycznych i dokonywania najważniejszego aktu politycznego – aktu wyborczego. Działanie na rzecz mojego środowiska politycznego rozumiałem niezmiennie jako dawanie świadectwa, że środowisko to jest w stanie rekomendować na stanowiska wymagające bezstronności i obiektywizmu właściwych ludzi. Czy mi się udało? Nie mnie sądzić. Ale przeszłość audytorska poza mną, a – jak powiedziałem na wstępie – biernym być nie można. Jaka jest więc moja ocena sytuacji politycznej? Otóż przed nami, przed społeczeństwami nie tylko Polski nowe, nieznane czasy. Nic nie będzie tak samo jak niegdyś. Jedno można powiedzieć: rok temu, nieodwołalnie zakończyła się w Polsce epoka Solidarności. Żadna urocza aktorka tego nie obwieściła, ale klęskę, historyczną wręcz kompromitację politycznej Solidarności widać każdego dnia gołym okiem. Partie polityczne wywodzące się z Solidarności, które w 1989 r. dostały państwo polskie na tacy, które sprawowały „rząd dusz” przez minione ćwierćwiecze rządząc państwem przez większość tego okresu, ręka w rękę doprowadziły kraj do sytuacji dramatycznej. Rozregulowano prawne podstawy systemu państwowego, normą stało się życie państwa i obywateli na kredyt, zrujnowano zaufanie obywateli do państwa ugruntowując roszczeniową względem państwa postawy, ośmieszono Polskę na arenie międzynarodowej. Przez 25 lat nie zrobiono nic na rzecz realnego rozwoju społeczeństwa obywatelskiego. Nade wszystko jednak doprowadzono do najgłębszych po II Wojnie Światowej podziałów w polskim społeczeństwie, dzieląc je – jak trafnie zauważyła niegdyś „Polityka” -na dwa wrogie plemiona Tutsi i Hutu, które, przypomnę, na innym kontynencie, nie potrafiły się ze sobą inaczej komunikować niż za pomocą maczet. Wprowadzenie do obiegu publicznego podziałów na Polaków gorszego (i konsekwentnie: lepszego) sortu, roszczenie sobie prawa do decydowania kto jest patriotą, a kto nie, zapowiedź ludowych sądów, zastąpienie argumentów rzeczowych werbalną agresją, arogancją, totalne hołdowanie zasadzie, że „komu Bóg dał władzę, temu dał i rozum”, wszystko to sprawia, że trudno przyszłość Polski widzieć w innych kolorach niż szaro-czarnych. Pod znakiem zapytania stawia to szanse na budowę trwałych fundamentów obywatelskiego państwa demokratycznego, którymi powinna być swego rodzaju społeczna umowa – pisana bądź niepisana. O żadnej umowie dziś ani jutro mowy być nie może. Na marginesie – ostatnią szansą, którą dała nam historia na zawiązanie takiej umowy był Okrągły Stół. Stół szybko jednak wrzucono do pieca i dla wprowadzenia neoliberalnych eksperymentów w postaci reform Sachsa/Balcerowicza próbowano taką umowę posadowić na propagandzie antykomunistycznej. Efekt uzyskano połowiczny: prawica polska zdyskredytowała najsilniejsze ośrodki lewicowe, związane z SdRP a później z SLD, ale z drugiej strony szczodrze korzysta z lewicowych haseł, elementów programowych, a ostatnio nawet z technik rządzenia polskiej lewicy okresu stalinowskiego, od których SdRP i SLD zdecydowanie się odcięły. Nie wydobywamy się z mroków dziejów – my w nie wchodzimy.
Cóż zatem ma czynić lewica, czyli „gorszy sort gorszego sortu” polskiego społeczeństwa? Żeby nie przedłużać. W znacznej mierze sam SLD winny jest sytuacji, w której się znalazł. Zaniedbane przez lata prace programowe, ideowe, doprowadziły nasze środowisko do utraty wszelkich oparć, poręczy, do nijakości politycznej. Jeżeli więc lewica chce móc wpływać na losy Polaków, musi się z tej nijakości wydostać, wyczołgać, wyszarpać. A możliwości jest bardzo wiele, życie po prostu pcha je nam w ręce każdego niemal dnia. Najwyższa więc pora rzucić komendę: „Ster lewo!” Najwyższa pora na zdecydowane określenie się SLD. Nie ma przy tym mowy o powrocie do haseł XIX wiecznego socjalizmu według zasady copy – paste. Ale warto i potrzeba moim zdaniem rozpocząć debatę o neosocjalizmie, socjalizmie XXI wieku!. Nie bójmy się być socjalistami! Śmiało dołączmy do olbrzymiej, europejskiej socjalistycznej rodziny. Śmiało kreślmy wizje socjalistycznej Polski i socjalistycznej Europy!
Oczywiście radykalny zwrot SLD na lewo nie dokona się poprzez werbalną deklarację, uchwałę, czy stanowisko. Wymagać będzie powszechnej wytężonej pracy intelektualnej i organizacyjnej. Pewnie nie prędko przyjdzie polskiej lewicy brać udział w rządzeniu krajem, ale najpierw polska lewica nie tracąc elektoratu sentymentalnego, odbudować musi swój elektorat w młodszych pokoleniach, elektorat przyszłości. W tym widzę sens zmian na lewicy i do tego namawiam.
P.S. Mój edytor tekstu podkreślił na czerwono słowo neosocjalizm jako pojęcie nieznane…