– Wyciągamy rękę do tych wszystkich, którzy niezależnie od różnic, nawet daleko idących, chcą silnej Polski, chcą silnej Europy – mówił w piątek w Krakowie prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński. (wpolityce.pl)
Co ja, zwykły, lewicowy emeryt, obywatel gorszego sortu gorszego sortu Polaków mam z tą ręką zrobić? Przez szereg lat organizując w Europejskim Trybunale Obrachunkowym dzień polski, jego oficjalną część niezmiennie kończyłem toastem: „Za silną Polskę w silnej Unii Europejskiej!”. Czy więc ręka PiS wyciągnięta jest również w moją stronę? Mam wiele powodów do bycia ostrożnym. Po pierwsze całą dotychczasową retorykę PiS w kwestiach europejskich cechowało głębokie niezrozumienie Unii Europejskiej, jej genezy, celów i podstawowych zasad funkcjonowania. W szczególności J.Kaczyński nigdy nie przejawiał gotowości do kompromisów, a taka postawa jest niezbędna, gdy chce się poważnie rozmawiać o umocnieniu Unii. Mocna Unia – tak, ale na warunkach PiS. To właśnie można było odczytać ze wszystkich dotychczasowych wystąpień pisowskich luminarzy. Czy po kompromitującej od Uralu po Gibraltar pokazówce PiS w sprawie Komisji Weneckiej (i nie tylko) ktokolwiek poza granicami Polski weźmie słowa Kaczyńskiego serio? Pytanie raczej retoryczne.
I tu dochodzimy do drugiej kwestii. PiS – co z pewnością stało się jedną z dźwigni wyborczego sukcesu tej partii – do perfekcji opanowało technikę komunikowania się ze swoim twardym elektoratem. Nietrudno zauważyć, że nieważne kto z PiS wypowiada się publicznie, nieważne przez jakiego dziennikarz i o co jest pytany, przekaz z ust pisowskich jest ZAWSZE ponad toczącą się dyskusję, ZAWSZE adresowany jest do pisowskiego elektoratu. Dla zewnętrznego obserwatora wygląda to czasem zabawnie, ale ma swój głęboki socjotechniczny sens. W sprawach europejskich Unia zawsze dla PiS była przedmiotem traktowanym instrumentalnie dla pokazania elektoratowi „patrzcie, jacy jesteśmy niezłomni, jak walczymy o polskie interesy!” Czy ktoś pamięta jakąkolwiek inicjatywę PiS a nawet i PO, której celem byłoby realne umocnienie Unii, zwiększenie jej integracji politycznej i gospodarczej? Dlatego deklaracja prezesa PiS nie może być dla mnie wiarygodna. Raczej jej celem jest pokazywanie elektoratowi: „my jesteśmy proeuropejscy, tylko inni naszej proeuropejskości nie rozumieją”. Prezes Kaczyński pospiesznie chce pokazać, że jest obecny w narastającym po wyborach w USA nurcie umacniania Unii, tym bardziej, że pomimo zmasowanej prawicowej, antyunijnej propagandy większość Polaków nadal jest za Polską w rodzinie państw europejskich. Istotnym gestem, uwiarygadniającym proeuropejski kurs PiS mogłaby być dla mnie na przykład deklaracja o niezwłocznym odstąpieniu Polski od tzw. „protokołu dodatkowego”, którym Polska ograniczyła Polakom ochronę jaką obywatelom innych państw daje „Karta praw podstawowych Unii Europejskiej”. Ale to raczej marzenie ściętej głowy.
Po tylu słowach i czynach PiS, które doprowadziły Polskę na margines marginesu zjednoczonej Europy deklarację jego prezesa najtrafniej opisuje stare, ludowe powiedzenie: „Ubrał się diabeł w ornat i ogonem do mszy dzwoni”. c.b.d.o.