Rozumem i sercem jestem z młodymi lekarzami protestującymi przeciwko sytuacji w polskiej służbie zdrowia. Oni nie bronią stanowisk, wpływów, zaszczytów. Oni bronią nas – obywateli. Rejestrowanie pacjentów do specjalistów na okresy liczone już w latach jest wprost obrazą Artykułu 68 Konstytucji RP. Obrazą codzienną jak Polska długa i szeroka. To nie tylko obraza Konstytucji, to również obraza i upodlanie milionów Polaków. Nie dożyjesz wizyty? Rak cię zeżre w międzyczasie? Cóż, Bóg tak chciał… No, chyba, że masz kasę na leczenie prywatne. Ale na to potrzeba dużej kasy. Nie ma więc służby zdrowia – jest biznes zdrowia. Parafrazując stare powiedzenie rzec można dzisiaj: „Czemuś biedny – boś chory. Czemuś chory – boś biedny”.
Protestujący lekarze nie chcą upolityczniać swojej akcji choć ona sama w sobie jest par excellence polityczna. Dotyczy wszak praktycznej realizacji konstytucyjnych praw polskich obywateli. Żądania młodych lekarzy zmian w budżecie państwa to też czysta polityka. Odżegnywanie się więc młodych medyków od politycznego szyldu jest tylko dowodem na upadek państwowo-twórczej i społecznie użytecznej roli partii politycznych.
Ale partie – zwłaszcza lewicowe – nie mogą przechodzić obojętnie wobec tego protestu. Jeżeli on upadnie, załamie się – triumf święcić będą ludzie pokroju marszałka Karczewskiego, który, ewidentnie inspirowany telewizyjną reklamą, młodym lekarzom cynicznie proponuje wykład specjalisty pod tytułem „Dlaczego pieniądze szczęścia nie dają”. Żenada najniższego, sejmowego lotu.
Rozbudzane są w kraju najrozmaitsze ambicje, co dzień wbijani jesteśmy w dumę narodową a to przez to, że my – Polacy – w czymś jesteśmy najlepsi, lub że już niedługo będziemy najlepsi (na przykład w produkcji samochodów elektrycznych). Ciekawe, czy pojawi się partia, która, uznając zdrowie obywateli za rzecz najważniejszą, za priorytetowy cel społeczny i ekonomiczny uzna właśnie stworzenie w Polsce wzorowej służby zdrowia, systemu opieki zdrowotnej, który będzie naszą narodową chlubą. Obecna władza zdaje się skupiać na przygotowaniu obywateli do chwalebnej, bohaterskiej śmierci w obronie ojczyzny przed mniej lub bardziej wyimaginowanym wrogiem a nie na realnej poprawie stanu zdrowia Polaków. Obecna władza sypie pieniędzmi na prawo i lewo. A to centralny port komunikacyjny, a to przekop Mierzei Wiślanej, a to bajońskie kwoty na przygotowania do dawno zakończonej wojny. Nie stać nas na wszystko, dlatego potrzebna jest hierarchizacja celów. Na tej liście zdrowie obywateli powinno być na pierwszym miejscu. Nie chodzi tu więc tylko o kwestię 6 czy 7 % PKB na ochronę zdrowia, ale o nowe, kompleksowe spojrzenie na obowiązki państwa wynikające z Konstytucji. Cel strategiczny: Polska krajem ludzi zdrowych. Powie ktoś, że to naiwne mrzonki? Idee pozostają mrzonkami dopóki nie podejmie się próby ich materializacji.
Lekarze – rezydenci trzymajcie się!