Nie tak miało być, ale jest tak jak jest. W mojej gminie wygrała Koalicja Europejska, w moim powiecie wygrała Koalicja Europejska, w moim województwie wygrała Koalicja Europejska, a w moi kraju wygrał PiS. Gdzie ja żyję?
Analizy przyczyn porażki Koalicji Europejskiej będą jeszcze długo tematem publikacji, dyskusji w otwartych i zamkniętych gremiach. Gdzie i jakie popełniono błędy?, kto bardziej „ruszył” wyborców niezdecydowanych lub nowych?, kto czyj przejął elektorat?, kogo poparła młodzież? Te i wiele jeszcze pytań czeka na odpowiedź, chociaż zasadnicze to to, jak wyglądałyby wyniki wyborów do PE gdyby nie było Koalicji Europejskiej, gdyby każde z ugrupowań poszło do nich samodzielnie. Intuicyjnie bardziej niż racjonalnie wyczuwam, że wówczas sukces PiS byłby jeszcze większy. Ale to wymaga specjalistycznej, głębokiej analizy.
Dla mnie wynik wyborów stał się oczywisty w przedwyborczą sobotę wieczorem, kiedy to jechałem taksówką. Oto fragment dialogu, który zaczął kierowca, lat około 35:
– Idzie Pan na wybory?
Bąknąłem coś o obywatelskim obowiązku, ale ten nie dawał za wygraną.
– Bo ja idę, powiedział. Bardzo bym chciał, aby opozycja przegrała.
– A to dlaczego? – zapytałem zaciekawiony.
– Nie ogląda Pan TVP? Tam wszystko wyjaśnili.
– Kto?
– No przecież taki profesor, sam widziałem – odparł. Ten profesor na podstawie wystąpień liderów opozycji udowodnił, że jeśli opozycja wygra, to w ciągu czterech lat każda czteroosobowa rodzina w Polsce starci 120 tysięcy złotych!
– Po pierwsze – odpowiedziałem – nie oglądam TVP, gdyż ta telewizja po prostu kłamie. Po drugie staram się śledzić wystąpienia liderów Koalicji Europejskiej i w żadnym z nich nie znalazłem nawet najmniejszej wzmianki o zamiarach wycofania się z socjalnych transferów PiS. Nawet niektórzy „dosypywali”. A w ogóle to przecież pytał Pan o wybory do Parlamentu Europejskiego, a tu chodzi raczej o jesienne wybory krajowe.
– Proszę pana! – rzekł kierowca. Przecież dla wszystkich jest jasne, że wybory europejskie to tak naprawdę wybory do Sejmu!
– Wie Pan – próbowałem ratować sytuację. Do tych pisowskich specjalistów nie można mieć zaufania, choćby z racji ich blamażu przy smoleńskiej katastrofie.
– Ależ to był profesor! On wszystko wyliczył!
Jedyny plus z tej rozmowy, to uwaga taksówkarza przy wysiadaniu:
– Ja i tak na PiS nie będę głosował. Zagłosuję na Kukiza.
Ten krótki dialog uświadomił mi geniusz pisowskich propagandzistów: od hasła „wystarczy nie kraść” do hasła: „wystarczy łgać”. 120 tys. dla rodziny robi o wiele większe wrażenie niż mityczne 100 milionów Wałęsy. Kto zagłosuje na partię, która – jak wyliczył profesor przed kamerami Telewizji Polskiej – jego rodzinie zabrać chce 120 tysięcy? Z pewnością tego geniuszu bardziej należy się bać niż go podziwiać.
Czas leci na złamanie karku, wakacje za pasem. Analizy przyczyn porażki KE muszą być więc szybkie a nade wszystko celne. Tu nie może być mowy o łatwiźnie, czy zwykłym wishful thinking . Analitycy dostrzec powinni historyczne tło (podwaliny?) tego wyniku wyborczego, zwłaszcza na tle wyników ogólnoeuropejskich. One nie spadły z nieba. Rosnąca niebezpiecznie popularność w Europei populistów o nacjonalistycznym zabarwieniu jest prawdopodobnie efektem kryzysu gospodarki neoliberalnej, prowadzącej do gwałtownego majątkowego rozwarstwienia społeczeństw i do pauperyzacji klas średnich. Temu kryzysowi, w sposób naturalny, towarzyszy kryzys tradycyjnych lewicowych partii, które swoją pomyślność związały z pomyślnością neoliberałów. Mam tu na myśli oczywiście klasyczne partie socjaldemokratyczne – na naszych oczach wali się ostoja europejskiej socjaldemokracji: SPD.
Mowa rodzaju: „Wszystkie ręce na pokład!” to dzisiaj mowa trawa. Na pokład jakie łodzi? Która płynie dokąd?
Przyznam się, że byłem wielce zdziwiony, gdy z ust liderów Koalicji przed wyborami, słyszałem w kółko i z uporem powtarzane hasło: „Idziemy do wyborów do Parlamentu Europejskiego aby odsunąć PiS od władzy”. To z pewnością jeden z błędów. Pisałem o tym wielokrotnie, że w wyborach europejskich Koalicja powinna prezentować program pozytywny: – idziemy do wyborów w imię czegoś, w obronie wartości itp. Te hasła wprawdzie też były obecne, ale dominowało hasło konfrontacyjne. W efekcie Koalicja nie wykorzystała w pełni potencjału europejskości w docieraniu do młodzieży, zraziła niechętnych „targaniu się po szczękach” i dodatkowo zmobilizowała elektorat PiS. Innymi słowy Koalicja dała się wciągnąć na podwórko PiS. I przegrała.
Podstawowym problemem Koalicji to to, czy dalej trwać przy haśle: „Idziemy do wyborów aby odsunąć PiS od władzy”, czy stanąć na uszach i wypracować wspólną, spójną i wiarygodną alternatywę programową. Ironia sytuacyjna jest w tym, że właśnie wybory krajowe są najlepszą okazją do „odsuwania od władzy”, ale ten argument, moim zdaniem, eksplodował przedwcześnie. Nie będzie łatwo, tym bardziej, że samą Koalicję czekają ciężkie czasy. Czy przetrwa? Gremialne opuszczenie wieczoru wyborczego przez PSL nie wróży nic dobrego. Otwartym też staje się pytanie, czy Platforma Obywatelska – trzon Koalicji, będzie chciała ją utrzymywać. Już rozlegają się głosy, że przyczyną porażki PO, zwłaszcza na tle sukcesu SLD, był zbyt ostry skręt na lewo. Nad głową Schetyny zbierają się ciemne chmury.
SLD niewątpliwie odniósł sukces – utrzymał „stan posiadania” w PE. Ten sukces może być jednak przyczyną potężnego bólu głowy w wyborach do polskiego parlamentu. Po pierwsze stał się on za sprawą wybitnych osobowości polskiej lewicy, które stanęły w szranki wyborcze a nie za sprawą programowej, społeczne siły Sojuszu. Skierowanie byłych premierów na pierwszą linię frontu było zagraniem iście genialnym i skutecznym. Millera, Belkę, Cimoszewicza choć wiele wprawdzie łączy, to jednak też wiele dzieli. W okresie kampanii będą oni ponadto zajęci urządzaniem się w Brukseli. Ich udział w kampanii wyborczej do Sejmu będzie więc mocno ograniczony.
Jeżeli Koalicja wystąpi z alternatywnym programem, to aby był spójny i wspólny SLD będzie musiał pójść na duże ustępstwa programowe i ideowe – będzie więc miał problem wewnętrzny, problem swojej lewicowej tożsamości. Jeżeli Koalicja nie przetrwa – SLD stanie do jesiennych wyborów właściwie bez aktualnego programu przyszłościowego. Jest o czym myśleć.
Wyraźny sukces Sojuszu Lewicy Demokratycznej w wyborach do Europarlamentu jest godny analizy politologicznej i prawnej. Przeprowadzenie wnikliwej diagnozy przyczyn zwycięstwa i sformułowanie wniosków, które pozwolą na opracowanie taktyki i strategii w jesiennych wyborach do Sejmu i Senatu przez kierownictwo SLD jest teraz najważniejsze. Myślę, że bardzo potrzebna jest dyskusja w kołach naszej Partii na ten temat. Niewątpliwie niezbędne będzie przeprowadzenie referendum na temat dalszego udziału Sojuszu w Koalicji Europejskiej lub samodzielnego startu w wyborach parlamentarnych.