Stwierdzenie, że Polska jako państwo demokratyczne nie istnieje staje się truizmem. Nie może być za takowe uznane z wielu powodów. Jednym z nich jest to, że parlament, instytucja, która w demokratycznym państwie jest zazwyczaj ostoją praworządności, rodzajem wzorca metra w Sevres stanowienia i przestrzegania prawa dla wszystkich innych instytucji państwowych, prywatnych przedsiębiorstw i obywateli zamieniona została przez partię o cynicznej nazwie „Prawo i Sprawiedliwość” w kabaretową fasadę władzy jednego człowieka. Przykładów jest aż nadto, ale ostatni gwałt na Konstytucji RP dokonany przez Grupę Trzymającą Władzę, polegający na bezczelnej odmowie Kancelarii Sejmu wykonania prawomocnego wyroku sądowego NSA w sprawie ujawnienia nazwisk osób rekomendujących kandydatów do KRS to już nie Himalaje, to już stratosfera arogancji tej Grupy.
Formalnie za ten stan rzeczy odpowiada Szefowa Kancelarii Sejmu, ale to tylko pozory. Podlega ona przecież Marszałkowi Sejmu. Tymczasem wypowiedzi publiczne PiS-owskich wicemarszałków (Marszałek do dzisiaj nie może zejść na ziemię) świadczą dobitnie o tym, że co najmniej akceptują tą sytuację. Akceptują, czy też są jej bezpośrednimi sprawcami? Ale są przecież inni, niepisowscy wicemarszałkowie. Dlaczego ich opinie na temat tej niebywałej afery sejmowej nie przebijają się do opinii publicznej? Zabrakło odwagi? Zabrakło poczucia współodpowiedzialności za polski parlamentaryzm? Przecież nie reagując adekwatnie do sytuacji wicemarszałkowie ci stają się współudziałowcami, żeby nie powiedzieć współsprawcami kolejnego zamachu na konstytucyjne zasady państwa prawa.
Czy Agnieszka Kaczmarska, Szefowa Kancelarii otrzymała polecenie od Marszałka Kuchcińskiego niewykonania wyroku NSA wie to tylko ona i Marszałek. Ale czy w tej sprawie zasięgane były opinie Biura Prawnego Kancelarii? Jeżeli tak, to powinny one być niezwłocznie upublicznione, jeżeli nie, to… no właśnie. Zasięgnięcie takiej opinii przez Szefową Kancelarii Sejmu należało do jej obowiązków. Znalazła się bowiem w takiej oto sytuacji, że z jednej strony miała prawomocny wyrok sądu, a w drugiej administracyjną decyzję Prezesa UODO o wszczęciu postępowania w tej sprawie, nakazującą de facto niewykonanie tego wyroku. Szefowa „uległa” Prezesowi wprowadzając tym samym faktyczną kontrolę wyroków sądowych przez administrację. Kolejne mega-kuriozum: formalną podstawą zajęcia się sprawą przez Prezesa UODO była skarga… sędziego Krajowej Ray Sądowniczej! To ten sędzia, tej a nie innej instytucji wystąpił o administracyjną kontrolę orzeczeń NSA!
Sprawa jest ponad wszelką wątpliwość precedensowa i o trudnym do przeceniania znaczeniu politycznym. Tymczasem Prezes UODO wyniośle milczy, jakby to była jedna z tysięcy drobnych spraw, którymi się na co dzień zajmuje, jakby wstrzymywanie wyroków sądowych było dla niego chlebem powszednim. Jeżeli wszczęcie formalnego postępowania przeciw Kancelarii Sejmu było jego własną, autonomiczną decyzją podjętą z takiego a nie innego rozumienia swojej misji, to Prezes powinien publicznie swoją decyzję uzasadnić. Chyba, że nie była to jego decyzja autonomiczna, chyba, że na jawie oświecony został niespodziewanie laserowym promieniem prawa i sprawiedliwości z ul. Nowogrodzkiej.
Co skłoniło Grupę Trzymającą Władzę do sięgnięcia po tak drastyczne środki zapobiegające ujawnieniu nazwisk osób popierających kandydatów do KRS? Z pewnością nie chodzi tu o kwestie etyczne – one nigdy dla PiS nie stanowiły problemu. Powód może być tylko jeden: ujawnienie tych list może stworzyć realne podstawy do zakwestionowania legalności nowej Krajowej Rady Sądownictwa powołanej przez PiS. A to już niesie ze sobą konsekwencje trudne do wyobrażenia. Na dzień dzisiejszy KRS powołała już 543 nowych sędziów. Zakwestionowanie legalności KRS równoznaczne jest z zakwestionowaniem prawomocności orzeczeń tych sędziów. Oczywiście sędziowie ci są, przynajmniej w większości, Bogu ducha winni. Po prostu wplątani zostali przez PiS w tryby maszyny niszczącej państwo prawa. Można im tylko współczuć. Ale współczuć należy przede wszystkim nam – szarym obywatelom. Podczas, gdy niektórzy młodzi adepci prawa za naturalną drogę swojej kariery uznają karierę sędziowską, ci starsi, którzy wiedzą i czują co to znaczy społeczna odpowiedzialność sędziego, masowo przechodzą na emeryturę, Już ponad 300 sędziów zapowiedziało taki krok do końca tego roku. KRS powoła oczywiście 300 nowych, których orzeczenia będą wątpliwe itd., itd. Połączenie tych dwóch praktyk: możliwość administracyjnej kontroli wyroków sądowych z potencjalną nielegalnością nowej KRS, jej wszystkich działań i potencjalnym brakiem prawomocności wyroków sędziów powoływanych przez tą KRS to już nie jest bałagan, to już nie jest chaos. To jest już totalna ruina systemu prawnego państwa.
Dlatego PiS kładzie wszystko na jedną kartę. Za wszelką cenę przeciągnąć chce sprawę KRS do wyborów parlamentarnych, które, za wszelką cenę, musi wygrać. Za wszelką cenę uzyskać musi na tyle olbrzymią władzę, że będzie mógł, niczym wielki spychacz przejechać się po tej aferze, starannie wyrównać teren i być może posadzić nawet jakieś symboliczne drzewko. Na przykład Dąb Prawa i Sprawiedliwości. A potem będzie już tylko „lepiej”. PiS lub jego następcy brnąć będą musieli, a właściwie nie brnąć a maszerować równym krokiem, ku dalszej eskalacji autorytaryzmu na drodze kłamstwa, oszustwa, argumentów siły we wszystkich odmianach.
Problem Polski jest jednak dużo poważniejszy niż nieodpowiedzialne, pozaprawne kampanie Grupy Trzymającej Władzę. Prawdziwą katastrofą dla Polski jest to, że tak po prawdzie to niebywała skądinąd afera nowej KRS, za wyjątkiem marginalnej grupy „wykształciuchów”, „łże-elit”, kilkudziesięciu dziennikarzy czy jajogłowych profesorów prawa nikogo nie obchodzi. „Suweren” ma głęboko w nosie jakąś KRS, jakąś administracyjną kontrolę nad sądami. Ważne, że dają. Oni dają. I jest dobrze i tak ma być. To właśnie takie postawy znacznej części polskiego społeczeństwa są olbrzymim źródłem ciemnej mocy PiS. To taki rodzaj społecznej świadomości zepchnie Polskę jako państwo demokratyczne w przepaść. Póki co dzień sądu – oby nie ostatecznego – wyznaczony został na 13 (nomen omen) października tego roku.
Bój to jest nasz ostatni? Tylko gdzie związek nasz bratni? Lud już ogarnięty przez pisland? Szef największej opozycyjnej partii wybrał wariant na przeczekanie, nie na wygranie wyborów. Lewica się jednoczy, czy na pewno? Pewne jest tylko to, że pisland nie ustanie nim nie opanuje wszystkiego i wszystkich.
Dzień sądu Grupy Trzymającej Władzę, 13 października 2019 roku, przybliża się prężnym krokiem. To od nas zależy, czy trwająca od blisko 4. lat Dobra Zmiana przejdzie do lamusa historii. To będzie „bój nasz ostatni”? Mam nadzieję, że TAK!