Pierwsza tura wyborów prezydenckich jest dla polskiej lewicy, a zwłaszcza tej skupionej wokół SLD katastrofą. Nie tylko z uwagi na wynik kandydata lewicy. 2% – 3% to zjazd w dół „na krechę” wobec niespełna 13% poparcia w ubiegłorocznych, niedawnych w sumie, wyborach do Sejmu. Również jednak dlatego, że na trzecią siłę polityczną w Polsce wyrasta partia skrajnie nacjonalistyczna, ksenofobiczna, a lewica zepchnięta zostaje na margines błędu statystycznego badań sondażowych. Ten społeczny awans skrajnej prawicy możliwy jest również dzięki wieloletniej, niemal chronicznej atrofii ideowej i programowej partii roszczącej sobie tytuł „największej partii polskiej lewicy”, dzięki oficjalnemu priorytetowi pragmatyzmu, kombinatoryki i politycznego sprytu nad twórczą, odważną myślą programową..
Ale tymczasem jeden z prominentnych aktywistów SLD publikuje powyborczy komentarz, w którym stara się udowodnić, iż tragiczny, jakże odbiegający od buńczucznie zapowiadanego, wynik Roberta Biedronia wziął się stąd, ponieważ „wyborcy lewicowi utopili lewicę”. Kuriozalność tego „wytłumaczenia” nieodparcie przywodzi na myśl popularny niegdyś, prześmiewczy aforyzm, że „władza zawiodła się na społeczeństwie postanowiła więc zmienić społeczeństwo”. Jeśli Sojusz Lewicy Demokratycznej w prestiżowej kampanii politycznej nie potrafił zmobilizować swojego elektoratu oznacza, należy rzecz nazwać po imieniu, utracenie przez SLD zdolności do działań politycznych.
Mam nadzieję, że ten wynik zakończy erę „czystego pragmatyzmu politycznego” w SLD. Mam nadzieję, że czerwcowa katastrofa SLD przesądzi o rozpoczęciu poważnej debaty w polskich środowiskach lewicowych o istocie lewicy XXI wieku, o wyzwaniach, jakie ten wiek stawia przed ludzkością i o lewicowej alternatywie gospodarczej i społecznej dla Polski i dla Unii Europejskiej.
Ja bym tak gwałtownie nie rozdzierał szat. To były wybory prezydenckie. Wielu wyborców „mających serce po lewej stronie” w obliczu niebezpieczeństwa prolongaty dla Dudy i dalszych trzech lat działań w myśl powiedzenia” hulaj dusza, piekła nie ma” uznała, że trzeba wesprzeć tego, kto ma największe szanse wejścia do II tury. I dziś znów są wyborcami lewicy i najpewniej za trzy lata zagłosują na partię (partie?) lewicy. Chyba, że ta (te) nie potrafi wzmocnić swej pozycji na scenie politycznej.
I nie potrafi wypracować jakiejś wyrazistej wspólnej dla całej obecnej Lewicy wizji państwa. Jako socjalliberał boję się tego, co opowiada Zandberg. On wie, na co wydawać pieniądze, ale jeszcze mniej niż Robert Biedroń wie, skąd je wziąć. A po 5 latach niszczycielskiej dla finansów państwa polityce rozdawnictwa Lewicy bardziej potrzebny będzie wizjoner o wiedzy Belki niż Zandberga czy Konieczny.
Pozdrawiam
Być może jest jak piszesz, ale…. Kampania wyborcza Biedronia od samego początku anonsowana była jako najważniejsze wydarzenie dla lewicy. Wynik wyborów do Sejmu miał być ledwie odskocznią dla wspaniałego wyniku Biedronia. Kampania miała stanowić również potwierdzenie słuszności obranej przez SLD drogi: przekształcenia się i połączenia z Wiosną i ugruntowaniem pozycji największej partii lewicowej: Nowa Lewica. Kierownictwo SLD już wieszczyło przystąpienie nowej partii do parcelacji Platformy i do „rządzenia” w Sejmie w ogóle. Wyborcy lewicy doskonale wiedzieli, że w pierwszej turze liczy się frekwencja przeciwników Dudy. Wielokrotnie publicznie klarowali to zarówno Kwaśniewski jak i Miller. W pierwszej turze lewica „miała się policzyć”. I to miało jakiś sens. Jeżeli wyborcy lewicy zagłosowali w pierwszej turze za Trzaskowskim, to oznacza, że SLD do ostatniego niemal dnia nie miało w tej sprawie rozeznania czyli drogi SLD i elektoratu lewicy gwałtownie się rozeszły. W ostateczności należało posłuchać Cimoszewicza (i innych) i po 10 czerwca wycofać swojego kandydata przekazując głosy Trzaskowskiemu. Dzisiaj Trzaskowski nie będzie musiał specjalnie „układać się” z Czarzastym. Pozycja negocjacyjna SLD jest zerowa i cała lewica wyjdzie z tej kampanii bardzo osłabiona. Z jednym zgadzam się w stu procentach: moim kandydatem na lewicowego prezydenta był (i jest nadal) również prof. Belka. Ale on nie mieścił się w nowej formule Nowej Lewicy.