Lewicowy publicysta Sławomir Sierakowski ogłosił zbiórkę publicznych pieniędzy na zakup jednego tureckiego drona Baykar dla ukraińskiej armii. Nie dołożę się do tej zbiórki.
Nie tylko dlatego, że jeden Baykar wobec sprzętu najnowszej generacji wartości setek miliardów dolarów, jakim Zachód zasila Ukrainę to mniej więcej ziarenko piasku na Pustyni Błędowskiej. Ale i to ziarenko budzi wątpliwości. Tureckie Baykary w warunkach wojny na Ukrainie po prostu się nie sprawdziły, stając się łatwym celem Rosjan. Zakup Baykara to wyrzucanie pieniędzy w błoto.
Przede wszystkim nie dołożę się dlatego, że taki gest nie będzie miał żadnego znaczenia dla rozwoju sytuacji militarnej i politycznej na Ukrainie. Bardzo bym chciał, aby z tej wojennej zawieruchy Ukraina wyszła jako państwo będące wzorem demokracji. Ale nie wyjdzie. Nie wyjdzie dlatego, że miała ponad 30 lat na to, aby skutecznie wdrożyć zasady demokratycznego państwa prawnego. Tymczasem stała się Ukraina karykaturą demokracji, państwem, w którym władza państwowa jest, niczym piłka w rugby, wyrywana sobie z rąk przez różne grupy oligarchów. Jest państwem oligarchów, którzy swoje niebotyczne majątki zdobyli uwłaszczając się na majątku państwowym i dzięki korupcji. Ukraina nie jest też państwem praworządnym. Jest państwem, w którym w bezwzględnej walce o polityczne i gospodarcze wpływy siłą, drogą przewrotu usuwa się legalnie wybrane władze. Jest państwem, w którym praktycznie zlikwidowano opozycyjne względem rządu partie polityczne (w tym partię socjalistyczną) i na długo przed rosyjską agresją pozamykano nieprzyjazne rządowi (prezydentowi) media. Przez dziesięciolecia Ukraina była i nadal jest olbrzymim siedliskiem korupcji przeżerającej społeczeństwo z samej góry do samego dołu. Czy dron Sierakowskiego jest w stanie odmienić to państwo, to społeczeństwo? Żadną miarą. Jedyną szansą na uzdrowienie Ukrainy jest rozwiązanie konfliktu militarnego drogą dyplomatyczną, drogą jakiegoś międzynarodowego porozumienia, w którym Ukraina zostałaby wręcz przymuszona do przeprowadzenia u siebie głębokiej, realnej, demokratycznej rewolucji. Ale należy mieć na względzie, że w przeszłości rząd ukraiński podpisywał już takie porozumienia, które jego następca a obecny prezydent, ostentacyjnie odrzucał. Bardzo surowy, międzynarodowy nadzór nad demokratycznymi przemianami w Ukrainie jest dodatkowo uzasadniony decyzją Unii Europejskiej przyznania temu państwu statusu kandydackiego do Unii.
Inicjatywa Sierakowskiego ma więc li tylko wewnętrzne znaczenie. Nie zakładam, że celem jej są względy marketingu osoby lub instytucji. Polacy nie muszą też dokumentować ani potwierdzać swojej solidarności z Ukraińcami zrzucając się na drona. A jeżeli tak, to jedynym celem akcji Sierakowskiego zakupu tureckiego drona bojowego pozostaje promilitarystyczne kształtowanie społecznych postaw. I tutaj mam poważny problem. Wychowany zostałem (całe moje pokolenie) w głębokim przeświadczeniu, że najgorszą rzeczą na świecie są wojny (i faszyzm), i że należy czynić wszystko, aby ich uniknąć. Tymczasem Polska, a właściwie obecne polskie władze coraz głośniej potrząsają szabelką. Czynnie uczestniczą już w ukraińskiej wojnie śląc tam tony wojskowego wyposażenia i amunicji. Na marginesie – to wyposażenie i amunicja nie są własnością rządu, ale całego społeczeństwa, od którego Sierakowski chce wydobyć dodatkowe 21 milionów zł. Na froncie giną polscy obywatele. Nie dalej jak wczoraj byłem świadkiem zabawy dzieci – uczestników jednej z wrocławskich półkolonii, w ramach której to zabawy grupa kilkunastu chłopców i dziewcząt, wyposażona przez organizatorów w atrapy broni palnej, z zapałem ostrzeliwała się zza różnych ukryć gumowymi strzałkami. I niech mi nikt nie mówi, że tak trzeba, że należy przygotowywać się od dziecka na odparcie rosyjskiej agresji na Polskę. Jeżeli bowiem takowa nawet nastąpi, to niestety mieć będzie nie postać strzelanki zza węgła, ale postać taktycznego uderzenia atomowego w ramach potencjalnej wojny Rosji z NATO.
Swoją inicjatywą Sierakowski wpisuje się jednoznacznie w brytyjsko-amerykańską doktrynę przeciągania tego konfliktu i rozwiązania go drogą militarną, doktrynę z zapałem wspieraną przez polski rząd. Jest to doktryna diametralnie przeciwstawna aktualnej doktrynie europejskiej. Jak na dłoni widać dzisiaj głęboki rozziew pomiędzy Brukselą a Londynem i Waszyngtonem w tej kwestii – Europa coraz bardziej skłania się do rozwiązań dyplomatycznych, coraz bardziej świadoma tego, że przeciąganie konfliktu tragicznie odbije się na politycznej i gospodarczej kondycji Unii, sprzyjać będzie i tak już wielkiemu transferowi kapitału z Europy do USA. Niezbędne są więc, zwłaszcza ze strony organizacji lewicowych inicjatywy społecznego nacisku na rząd pójścia tą właśnie drogą, razem z Francją, Niemcami czy Włochami. Sięganie do prywatnych pieniędzy obywateli celem militarnego wsparcie którejkolwiek z walczących stron – to ni mniej, ni więcej jak czynienie z nich współrealizatorów (choćby w symbolicznym wymiarze) doktryny eskalacji wojennych okrucieństw.
Chapeaux bas Jacku. Nic dodać, nic ująć ! Nigdy żadnej wojny i żadnej admiracji militaryzmu.