Komisarz Wojciechowski

W trakcie wczorajszych obrad Sejmu rządząca koalicja chłostała PiS i satelitów po nogach rózgą „pisowski komisarz UE – Janusz Wojciechowski”. Nawet sam wicepremier, szef PSL przejechał się po unijnym komisarzu jak po łysej kobyle wytykając przy tym PiS, że to właśnie Wojciechowski jest twarzą unijnej polityki rolnej, ergo – to pośrednio PiS winny jest obecnej sytuacji rolników.

Daleki jestem od oceny pracy komisarza Wojciechowskiego poza uwagą, że jakoś mało był widoczny w mediach publicznych jako reprezentant Komisji Europejskiej, częściej jako paprotka przy pisowskich kampaniach politycznych. Ale podnoszę temat Wojciechowskiego z innego, bardzo moim zdaniem ważnego powodu. Rządząca koalicja i cały „antypisowski” świat zarzucają Wojciechowskiemu, że niedostatecznie bronił interesów polskich rolników. Nie bronił, bo nie takiego zadania podjął się przyjmując tekę unijnego komisarza ds. rolnictwa. Jakoś nie dociera to do olbrzymiej większości Polaków, że osoba powoływana na stanowisko decyzyjne w Unii Europejskiej (Komisarz, Sędzia Europejskiego Trybunału Konstytucyjnego, członek Europejskiego Trybunału Obrachunkowego itp.) przed objęciem funkcji składa uroczyste, publiczne ślubowanie, że wypełniając swoje obowiązki nie będzie kierował się żadnymi wytycznymi żadnego europejskiego rządu ani partii politycznej i nie będzie ubiegał się o takie wytyczne. Będzie natomiast kierować się wyłącznie interesem Unii Europejskiej.

Niestety, w polskim rozumieniu polskiego członkostwa w Unii, zarówno po stronie PiS,. Jak i KO, PSL czy Lewicy, głęboko zakorzenione jest przekonanie, że osoba, którą Polska proponuje do objęcia takiego urzędu będzie NASZYM człowiekiem i będzie ekspozyturą w Unii Europejskiej NASZYCH interesów. W ogóle nie dociera do polskich polityków ten fakt, że desygnowanie kandydata na wysokie unijne stanowisko jest polskim, osobowym  wkładem do Unii Europejskiej, konkretnie w tym przypadku do administracji Unii Europejskiej.

Niestety, wczorajsze sejmowe wystąpienia polityków rządzącej koalicji są niebezpiecznym sygnałem, że ona również nie uznaje tego, że zgłaszając kogokolwiek na unijne stanowisko wystawia taką osobę poza obszar spraw wewnętrznych Polski, że dalej skłonna jest oczekiwać od Polaków piastujących decyzyjne stanowiska w Unii „obrony naszych interesów”. To przecież nic innego, jak przyłączanie się do tych, którzy z Unii wyszarpać chcą jak najwięcej bez względu na konsekwencje dla samej Unii. Bardzo źle wróży to przyszłości Polski w Unii, pozycji Polski jako współtwórcy (Unia wciąż się tworzy) tego wspaniałego niegdyś projektu, który szczególnie dzisiaj, przechodząc głęboki, wielopostaciowy kryzys wymaga myślenia kategoriami wspólnoty europejskiej właśnie a nie tylko kategoriami własnych, narodowych interesów.

Niestety, takie wsobne rozumienie polskiego członkostwa w Unii właściwe jest nie tylko polskim elitom politycznym, ale znacznej części polskiego społeczeństwa. W okresie polskiego dotychczasowego członkostwa w Unii żaden polski rząd nie podjął żadnej kampanii, aby to myślenie zmienić, aby mówią krótko sprawę postawić na nogi.

Powracając do komisarza Wojciechowskiego. Wypełniając swoje obowiązki kierował się on zapewne politycznymi decyzjami Parlamentu Europejskiego i Komisji Europejskiej. To, że polityczna decyzja o otwarciu na oścież rynku UE dla towarów rolno-spożywczych z Ukrainy była rujnująca dla Wspólnej Polityki Rolnej Unii i rujnująca dla unijnych producentów dla komisarza d.s. rolnictwa powinno być sprawą oczywistą od samego początku. Jedyne co w tej sytuacji mógł dwa lata temu uczynić komisarz Wojciechowski to ustąpić ze stanowiska. Nie uczynił tego. Dlaczego? – dobre pytanie.