AMOK

 

Gdy wszyscy są za, ktoś musi być przeciw.

 

 

Upiory już się obudziły i hasają w najlepsze po całej niemal Europie. Europą zawładnął amok zbrojeń. Zbroją się na potęgę prawie wszyscy. Polski rząd w tym szaleńczym wyścigu hardo ubiega się o laur „przodownika pracy i czynu zbrojnego”. Wmówiono społeczeństwu, a większość społeczeństwa łatwo dała sobie do głowy wcisnąć „prawdę”, że oto stanęliśmy przed nie mającym precedensu w historii zagrożeniem. Tym zagrożeniem ma być oczywiście Rosja – zarówno dla Polski jak i dla Portugalii. Chociaż wielu starających się zachować trzeźwość myśli analityków na wschodzie i na zachodzie jest zgodnych co do tego, że Polska (i inne kraje) mogą stać się celem militarnych działań Rosji jedynie w przypadku, gdy bezpośrednio zaangażują się w akcje zbrojne przeciwko niej, to jednak ten racjonalny nurt zagłuszony został przez amerykański mainstream propagandowy tezą o niebezpieczeństwie dla całego świata w przypadku gdy Rosja nie zostanie pokonana na ukraińskim polu walki.

A więc zbroimy się! Być może jednak ten wojenny amok jest elementem psychologicznego przygotowania społeczeństw krajów europejskich do czynnego udziału w wojnie z Rosją? Być może decydenci zza oceanu uznali, że w  sytuacji, w której przeogromnych pieniędzy USA i krajów UE , olbrzymich dostaw sprzętowych nie udaje się przekuć w zwycięstwo Ukrainy potrzebne jest pospolite ruszenie, rodzaj nowej, europejskiej krucjaty na wschód. Być może uznali, że w sytuacji, w której Ukraina nie radzi sobie z uzupełnianiem stanów osobowych armii, na front wysłać trzeba chłopców z Francji, Niemiec, Danii i z Polski oczywiście.

Smutne to i przerażające jednocześnie. Interwencyjna, niezapowiadana wizyta premiera Wielkiej Brytanii w Kijowie nazajutrz po uzgodnieniu porozumienia pomiędzy Ukrainą i Rosją w Stambule w marcu 2022r, w trakcie której wymógł on na prezydencie Ukrainy niepodpisywanie tego porozumienia i kontynuowanie walk była punktem zwrotnym, oznaczała przekształcenie rosyjsko-ukraińskiego, w skali światowej jednego z wielu lokalnych konfliktów w totalną konfrontację pomiędzy  Stanami Zjednoczonymi Ameryki Północnej a Rosją. Konfrontację tą, oczywiście bez alternatywy dla militarnego zwycięstwa USA w Ukrainie potraktowano jako preludium do rozprawienia się z największym zagrożeniem dla światowej dominacji Wielkiego Brata za jaki uznano politycznie, gospodarczo i technologicznie rozwijającą się Chińską Republikę Ludową.

W wyniku różnych, przemyślanych działań USA oderwano kraje europejskie od współpracy gospodarczej z Rosją a następnie przerzucono na nie finansowy i militarny ciężar prowadzenia w imieniu USA wojny nad Dnieprem, tak, by Stany mogły więcej swojej „uwagi” poświęcić regionowi Pacyfiku . Diaboliczny, bezwzględny plan, który mógł się zrodzić tylko w Imperium Zła.

Tak więc Europa mentalnie, gospodarczo i wojskowo przygotowuje się do nowej krucjaty. I już słychać głosy, że utrzymywać będziemy nie tylko zbrojne ramię polityki USA jakim było i jest NATO, ale również płacić będziemy na europejskie siły zbrojne, na jakieś NATO europejskie. Z drugiej strony stara idea utworzenia paneuropejskiego systemu OBRONNEGO  ma sens, gdyż stanowić będzie istotny krok w kierunku integracji Starego Kontynentu i uniezależniania się od Wuja Sama. Ale ma sens wyłącznie jako alternatywa a nie uzupełnienie Sojuszu Północnoatlantyckiego.

Powróćmy jednak do Polski. Deficyt budżetu państwa w 2024 r planowany na 184 mld PLN będzie prawie dwukrotnie wyższy niż rok temu.  Dług sektora finansów publicznych przekroczy prawdopodobnie 2 biliony PLN (jakieś 57 000 zł na obywatela czyli circa 200 000 zł na rodzinę), a kwota pozabudżetowych publicznych środków finansowych nieobjęta kontrolą parlamentu wzrośnie do około 465 mld zł. Szeroko rozumiane wydatki na obronność nie zostaną objęte limitem zadłużenia budżetowego. Pozostaną objęte tym limitem wydatki na zdrowie, kulturę, edukację, naukę, transport, itd., itp. Wydatki na obronność nie będą wliczane do limitu zadłużenia, ale oczywiście zwiększą – i to znacznie – dług publiczny. Dług, który trzeba będzie spłacać pokoleniami.

Wszystkie parlamentarne siły polityczne zdają się ochoczo przyklaskiwać i czynnie wspierać prowojenny amok w Polsce. Nie zdziwię się, jak któregoś dnia ktoś ogłosi pomysł jakiejś powszechnej, moralnie obowiązkowej zbiórki w postaci np. Patriotycznej Daniny Na Obronę Ojczyzny lub/i dobrowolnego, ale moralnie obowiązkowego opodatkowania swoich wynagrodzeń i emerytur na podobny cel. I żal tylko, że nie znalazła się żadna siła polityczna, która zażądałaby nieuwzględniania w limitach zadłużenia nie wydatków na obiekty, które prędzej czy później staną się kupą złomu, ale wydatków na realizację konstytucyjnego obowiązku państwa – na opiekę zdrowotną obywateli.

W sytuacji, gdy skróceniu ulega długość życia Polaków, kiedy mnożą się coraz to nowe rodzaje chorób, w której publiczna służba (?) zdrowia przeżarta rakiem komercyjnych usług medycznych przeradza się w jedną, wielką beczkę gorzkiego śmiechu przez łzy, hasło i cel: „Polska krajem ludzi zdrowych”, którego realizacja rozpocząć by się musiała od stworzenia państwu organizacyjnych i finansowych warunków dla wywiązania się z jego konstytucyjnych względem obywatela obowiązków wydaje się być dla władzy publicznej celem numer jeden.

Ale nim nie będzie. Na pytanie więc co robić odpowiem: to, co w tej sytuacji najrozsądniejszego można uczynić to rozglądnąć się i przysposobić sobie jakąś solidną a poręczną kamienną maczugę. Nam będzie ona oczywiście bezużyteczna. Ale przetrwa nas, naszych wnuków i prawnuków. A już ich potomkowie będą mieli „jak znalazł”. I w ten sposób Polacy, zawczasu przez swoich mądrych antenatów wyposażeni po zęby w najnowocześniejszą broń, będą bez wątpienia zwycięzcami IV Wojny Światowej!

Zbiorowe samobójstwo narodowe

Wszystko dzisiaj jest narodowe: stadiony, lockdowny, fundusze, szpitale marsze itp, itd. Wygląda na to, że bliscy jesteśmy też narodowemu, zbiorowemu samobójstwu. Nie będzie to pierwsze takie samobójstwo w dziejach Europy. Za każdym jednak razem kończyło się wielką  tragedią nieszczęsnego narodu i często jego sąsiadów.

United Survey ogłosił wyniki badań opinii Polaków na temat powiązania systemu budżetowego Unii Europejskiej z przestrzeganiem w kraju-beneficjencie unijnej pomocy budżetowej zasad prawnych obowiązujących w Unii. Wyniki są znamienne. 46% Polaków uważa otóż, że Polska powinna odrzucić taki mechanizm (37% jest przeciwnego zdania). W przypadku zaś wprowadzenia takiego mechanizmu w UE za polskim veto budżetowym opowiada się aż 57%, a przeciwnego zdania jest tylko 19%. Jeśli wyniki te potwierdzą inne sondaże, to znak, że naród polski mentalnie wkroczył już na ścieżkę wyjścia z Unii Europejskiej, czyli, w obecnej sytuacji geopolitycznej na ścieżkę samozagłady. Oczywiście nie jutro, czy pojutrze, ale kierunek jest oczywisty i jednoznaczny.

Taki wynik sondażu zdaje się świadczyć o tym, że większość Polaków nie rozumie Unii Europejskiej i – co gorsza – nie stara się jej zrozumieć. Wbrew temu, co pisze wielu komentatorów  wprowadzenie mechanizmu powiązania wydatków budżetowych UE z przestrzeganiem praworządności w poszczególnych krajach nie jest wcale grą: praworządność za pieniądze. Sprawa jest dużo głębsza. Z jednej strony społeczeństwa państw – płatników netto do budżetu unijnego, opartych na wspólnotowych zasadach prawnych sprzeciwiają się wydawania pieniędzy swoich podatników na kraje, które w świetle tych zasad, oparte są nie na prawie a na bezprawiu – tak jak to ma miejsce w Polsce. Te państwa widzą w Polsce zagrożenie dla swoich systemów prawnych i społecznych, nigdy nie zaakceptują polskich metod powoływania sędziów, działalności prokuratury czy obchodzenia się z literą ustaw z litera Konstytucji na czele.

Jest i druga, ideowa warstwa problemu. Funkcjonowanie systemu prawnego państwa członkowskiego Unii Europejskiej nie jest wyłączną sprawą tego państwa. Cała, rozbudowana sieć powiązań gospodarczych i instytucjonalnych pomiędzy państwami unijnymi zasadza się na domniemaniu, że systemy prawne tych państw są ze sobą kompatybilne, że można bez zastrzeżeń akceptować wyroki sądów w tych państwach w sprawach dotyczących tych relacji.  Jaskrawe odstępstwo od wspólnych zasad, a zwłaszcza dające uzasadnione powody do kwestionowania niezawisłości systemu sądownictwa kraju członkowskiego działać będzie odstraszająco na wszelkie inicjatywy kontynuowania lub inicjowania takich relacji. A to godzi w najważniejszą, historycznie przełomową ideę Unii Europejskiej: współpraca zamiast rywalizacji.

Te wszystkie argumenty albo nie są dostrzegane, albo nie są zrozumiałe dla większości Polaków. Niestety, nie jest dla nich zrozumiałe i to, że ochrona niezawisłości polskiego wymiaru sprawiedliwości jest ich, Polaków, najbardziej żywotnym interesem. Wyniki sondażu United Survey zdają się sugerować akceptację większości polskiego społeczeństwa dla rażącego odstępstwa od zasad państwa prawnego. Pora postawić pytanie: odstępstwa na rzecz czego? W imię czego?

Wynik sondażu tłumaczyć można tylko w jeden sposób: debata publiczna, relacje społeczne w naszym kraju zdominowane zostały przez emocje, przez kreowanie i sterowanie emocjami. Racjonale rozumowanie, oparte na wiedzy zostało zepchnięte w kąt, merytoryczne autorytety we wszystkich dziedzinach zostały zdeprecjonowane, czasami wręcz ośmieszone.

Przez 16 lat członkostwa w Unii Europejskiej nie tylko nie unowocześniono pojęcia polskiego patriotyzmu przez wzbogacenie go o cnotę działalności na rzecz umacniania i wzbogacania Wspólnoty, a wręcz przeciwnie. Symbolem postawy patriotycznej stało się sprzeciwianie się CAŁEJ (za wyjątkiem Węgier) Unii. Większość Polaków popiera veto, gdyż, prawdopodobnie, znajduje w tym dowód, manifestację swojego patriotyzmu. Bez zrozumienia znaczenia takiego gestu nie tylko dla pozostałych członków Unii, ale i dla własnego państwa i społeczeństwa.

Przez 16 lat swojego członkostwa w Unii europejskiej Polska nie zrobiła dosłownie nic dla umocnienia Wspólnoty. Szczególnie czarną rolę odgrywa tu PiS, któremu wyraźnie przypadła do gustu rola kamyka w unijnym bucie lub wrzodu na pośladku. Polska nie wyszła z żadną pozytywną, konstruktywną  inicjatywą ogólno-europejską. Wręcz przeciwnie: to z Warszawy płynęły inicjatywy rozmiękczające Unię, rozsadzające ją od środka. Polska zyskała sobie przydomek pożytecznego idioty, który ochoczo, z pełnym zaangażowaniem realizuje antyeuropejską politykę bądź to Stanów Zjednoczonych bądź Rosji. Byle tylko być na fali, byle dużą czcionką na pierwszych stronach gazet: – Ptarzcie! tak uwieramy ich w bucie, że muszą z nami się liczyć! Jesteśmy wielcy!

Demontaż Unii Europejskiej, w który dużymi literami wpisuje się Polska musi doprowadzić do ogólnonarodowej tragedii. Oczywiście, prawicowi politycy podniosą wrzask, że oni wcale nie chcą demontażu Unii, a tylko chcą jej głębokich reform. Metoda podkładania bomby pod wieloletnią perspektywę finansową Unii Europejskiej jest aktem politycznego i gospodarczego terroryzmu wobec pozostałych członków. Jest aktem terrorystycznym dokonywanym przez Jarosława Kaczyńskiego, jak się wydaje, za aprobata większości społeczeństwa

Europa bez Polski da sobie doskonale radę – pewnie nawet lepiej niż z Polską. Czy Polska bez Unii Europejskiej sobie poradzi? Rzecz wielce wątpliwa. Zostaniemy osamotnieni na wezbranym, burzliwym morzu, otoczeni jeśli nie wrogami, to z pewnością państwami, których szacunek do nas i zaufanie będą bardzo wątpliwe. W takiej sytuacji państwo, które epidemia nie najgroźniejszego wszak wirusa rozłożyła na łopatki nie ma szans na żaden rozwój. I ziści się zapowiedź Kaczyńskiego: „choćbyśmy mieli pozostać samotną wyspą..!”  Będziemy wsypą samotną, odizolowaną od świata, którą z daleka omijać będą wszyscy. A wówczas będziemy mogli wreszcie, nie nękani przez nikogo żadnymi trybunałami, zasadami, prawami itp. zająć się sami sobą. Z Bożą pomocą.