Wałęsa znowu błysnął

Lech Wałęsa znowu błysnął.Tym razem udzielając wywiadu rosyjskiemu „Sputnikowi” (https://pl.sputniknews.com/polska/201812269468196-lech-walesa-wywiad-sputnik-rosja-jelcyn-putin-katyn-usa/). Polskie media ograniczają się do cytowania wybranych fragmentów wywiadu, komentatorzy, niezależnie czy z lewa czy z prawa są na ogół zgodni: „Wałęsa chciał zaistnieć”, „Wałęsa przegrał” itp. Niezawodni trolle i w tej sytuacji potwierdzili swoją czujność nie szczędząc byłemu prezydentowi inwektyw i innych internetowych ekskrementów. Tymczasem Lech Wałęsa, oczywiście na swój sposób, nie bez zbędnego egocentryzmu, podniósł jeden z najważniejszych współcześnie dla Polski problemów: problem relacji z Rosją.

Publiczne podpisywanie się w dzisiejszych czasach pod tezą Wałęsy, że Polsce bliżej jest do Moskwy niż do Nowego Jorku graniczy z politycznym samobójstwem, albo też tą granicę już przekracza. Polski mainstream zdominowany jest bez reszty przez tezę o śmiertelnym zagrożeniu dla Polski, jakie płynie ze wschodu i każda inna optyka nieuchronnie spotka się z zarzutem zdrady polskiej racji stanu.

Czy jednak ten mainstream zgodny jest z poglądem większości Polaków? Co ważniejsze: czy jest zgodny z polskim interesem narodowym?  Na te właśnie pytania próbuje odpowiedzieć Wałęsa – i chwała mu za to.

Żyjemy w czasach, w których odwoływanie się do opinii publicznej w ważnych sprawach ma miejsce wcale, albo dopiero po tym, jak tą opinię się odpowiednio ukształtuje. Jeszcze w 2011 r. 44 % Polaków, wbrew 12 lat zmasowanej agitacji publicystów, polityków, mediów, pozytywnie oceniało wprowadzenie w Polsce stanu wojennego, przy 34% ocen negatywnych (https://www.cbos.pl/SPISKOM.POL/2011/K_154_11.PDF).  Szermujący hasłami polskiego interesu narodowego za nic mieli opinię większości Polaków w tym względzie, uporczywie „młotkując” gdzie tylko popadnie jedynie słuszną tezę. 44% Polaków zostało zlekceważonych. Oczywiście metoda ta, wsparta naturalnymi procesami demograficznymi przyniesie kiedyś tak pożądany efekt, jakim będzie ogłoszenie, że większość Polaków wprowadzenie stanu wojennego ocenia negatywnie. Kiedyś.

Podobnie jest z kwestią relacji polsko–rosyjskich. Nie są to relacje łatwe ani proste, ale patrząc na Europę, nie są też jakimś ewenementem. Z tą różnicą, że Europa postanowiła ze swojej historii wyciągnąć zupełnie inne wnioski niż Polska, a właściwie polskie elity. Europa postanowiła tradycyjny kurs konfrontacyjny w wewnątrzeuropejskich stosunkach zmienić na kurs współpracy, wznosząc się ponad historyczne zaszłości. Polskie elity tą drogą nie poszły.

W 1999 r., w zastępstwie Prezesa NIK, uczestniczyłem w roboczym spotkaniu prezesów najwyższych organów kontrolnych państw aspirujących do członkostwa w Unii Europejskiej w Europejskim Trybunale Obrachunkowym w Luksemburgu. Grono w sumie około 10 osób, język roboczy angielski, bez tłumaczy. Okazało się jednak, że koledzy z niektórych NOK mają trudności w porozumiewaniu się tym językiem i dla nich jedynym wspólnym był język rosyjski. Pomagałem im więc w czasie spotkania jak mogłem. W przerwie podszedł do mnie Prezes ETO, prof. B. Friedmann, znany niemiecki polityk CSU i zagadnął:

– widzę, że znasz język rosyjski.

– Trochę, – odpowiedziałem.

Friedmann zamyślił się i rzekł:

– wy, Polacy macie dobrze. Wy znacie język i kulturę Rosji. Wam łatwo się z nimi porozumieć, a my musimy wszystkiego uczyć się od podstaw. Polska może odegrać bardzo ważną rolę w relacjach pomiędzy Unią i Rosją.

Polska miała swoje pięć minut, aby stać się rzeczywistym pomostem pomiędzy Unią i Rosją. Tych pięciu minut nie wykorzystała, stając twardo i zdecydowanie na antyrosyjskich pozycjach. Czy musiał prezydent Polski, Lech Kaczyński, nawoływać do konfrontacji z Rosją na wiecu w Tbilisi w 2008 r. dokładnie w chwili, gdy prezydenci Francji i Niemiec lecieli do Moskwy, aby w imieniu Unii Europejskiej szukać możliwości politycznego rozwiązania konfliktu rosyjsko – gruzińskiego? Miejsce Prezydenta Polski powinno być wówczas w samolocie do Moskwy, a nie w samolocie do Tbilisi.

Zawsze byli w Polsce rusożercy, tak samo jak polakożercy w Rosji. Nigdy jednak nie stanowili większości tych społeczeństw, które nie tylko z uwagi na poczucie słowiańskiej wspólnoty, ale również w imię zdrowego rozsądku, mówiącego, że z sąsiadami należy dobrze żyć, że przyjaciół należy szukać jak najbliżej a nie jak najdalej, pozytywnie odnosiły się i odnoszą do siebie. Należy więc postawić retoryczne pytanie: czyje interesy reprezentują polskie elity nakręcające antyrosyjskie nastroje, histerię wręcz, propagujące wątpliwe tezy o rosyjskim zagrożeniu, deprecjonując wszystko co choć trochę pachnie Rosją. Z pewnością nie interesy Polski i z pewnością nie interesy Unii Europejskiej. Odpowiedź na to pytanie jest oczywista: jedynym beneficjentem polskiej polityki w tym względzie są Stany Zjednoczone.

Jednym z pytań czekających na odpowiedź jest natomiast to, skąd bierze się ten konsekwentny antyrosyjski kurs USA. Reagan wygrał ekonomiczną i polityczną wojnę z ZSRR. Kampanię Reagana uzasadniano walką ideologiczną i odpowiedzialnością USA za światową liberalną demokrację. Dzisiaj po komunistycznej Rosji nie ma śladu, USA same odwróciły się od zasad liberalnego handlu nasilając gospodarczy interwencjonizm i szantaż w stosunkach międzynarodowych a i gwiazda amerykańskiej demokracji ostatnio przyblakła. Dlaczego więc Rosja nadal – jak za czasów Reagana – dekretowana jest jako „imperium zła”? Jakie cele strategiczne kryją się za tak konsekwentną postawą Wielkiego Brata?

Jeżeli Rosja sama w sobie jest wrogiem dla Stanów Zjednoczonych to oczywiście wszelki antyrosyjskie nastroje wokół rosyjskich granic są Białemu Domowi na rękę. A że CIA ma w tym obszarze ogromne doświadczenie i potrafi skutecznie kształtować takie nastroje, to dowiodła już wielokrotnie w przeszłości w różnych częściach świata, w tym i w Polsce. Jeżeli po lekturze „Zwycięstwo. Tajna historia świata lat osiemdziesiątych. CIA i <<Solidarność>>” P.Schweizera ktoś miał jeszcze wątpliwości co do agenturalnego charakteru NSZZ „Solidarność”, to powinien się ich ostatecznie wyzbyć po przeczytaniu najnowszego opracowania na ten temat: „A cover action. Reagan, the CIA and cold war struggle in Poland” S.G. Jonesa. Nie są zresztą Stany odkrywcze w takiej polityce. Starorzymska strategia „dziel i rządź”, skłócania „cywilizowanych” plemion afrykańskich czy amerykańskich, wykorzystywania lokalnych waśni dla własnych korzyści, była standardem również nowożytnych państw kolonialnych. Czy Polska nadal jest ślepym narzędziem Stanów Zjednoczonych w ich grze przeciwko Rosji? Polska nie jest formalnie kolonią USA, chociaż brutalna ingerencja ich nowego ambasadora w proces legislacyjny w Polsce, „zapraszanie” do konsultowania w ambasadzie projektów przyszłych ustaw „abyśmy mieli pewność, że przyniosą one wszystkim korzyść”, błaganie niemal polskiego prezydenta o stałe bazy wojskowe USA , przyznanie ponoć armii amerykańskiej prawa do swobodnego poruszania się po Polsce, wszystko to skłania do refleksji nad stopniem naszej realnej suwerenności.

Hasło Trumpa „America first!” nie jest – jak pokazuje każdy dzień – czczym zawołaniem. Znaczy ono dokładnie to, że liczą się tylko interesy Ameryki – tylko Ameryki, nikogo innego. Strategiczny sojusz z takim partnerem jest nazbyt ryzykowny, żeby nie powiedzieć nierozsądny. Polska płaci za niego nie tylko gospodarczym uzależnieniem się od USA, ale również pogorszeniem stosunków ze swoimi najbliższymi sąsiadami: z Unią Europejską i oczywiście z Rosją.

Przed nami ważne, przedwyborcze debaty o naszych sprawach wewnętrznych, ale też i o Unii Europejskiej i o polskiej polityce zagranicznej. Byłoby dobrze, aby wśród spraw, do których odnosić się będą ugrupowania polityczne była również sprawa perspektywy stosunków polsko – rosyjskich. Jeżeli tak się stanie, będzie to wielkim sukcesem Lecha Wałęsy.

Eurowirówka

Bez echa i głębszej refleksji przemknęła przez polskie media informacja, że oto państwa, członkowie Unii Europejskiej, zgodziły się na ostatnim szczycie swoich przywódców, na utworzenie odrębnego budżetu strefy euro. Zupełnie niezasłużenie, gdyż jest to jedna z najważniejszych decyzji politycznych Unii Europejskiej ostatnich dwóch dekad.

Wspólny budżet strefy euro jest niewątpliwie istotnym krokiem w kierunku dalszej integracji Starego Kontynentu. Wspólne wartości jako spoiwo UE okazały się nazbyt mało odporne na ataki mniej lub bardziej zakamuflowanych eurosceptyków, dlatego wiodące gospodarczo i polityczne państwa, zdecydowane kontynuować proces integracji,  postanowiły uzupełnić to spoiwo szczególnie mocno wiążącym składnikiem – pieniądzem. Jeden budżet, a dalej jeden system podatkowy, i kto wie, jeden system ubezpieczeń społecznych – to może być nie tylko dla gospodarki bardzo sexy. Z doniesień z grudniowego szczytu przywódców państw Wspólnoty wynika, że przyjęto wersję „miękką” wprowadzania wspólnego dla strefy euro budżetu. Ministrowie finansów zostali zobowiązani do przyspieszenia prac nad budżetowym instrumentarium, tak, aby euro-budżet mógł stać się częścią wieloletniego planowania finansowego UE. Państwa członkowskie, które nie przyjęły europejskiej waluty będą współuczestniczyć w tworzeniu tego instrumentarium – prawdopodobnie na zasadach wypracowanych już dla uczestnictwa ministrów finansów tych państwa w spotkaniach ich kolegów ze strefy euro – prawdopodobnie z podobną, mocno ograniczoną, siłą decyzyjną.

Odrębnego budżetu strefy euro nie tworzy się dla „odfajkowania” na liście zadań do wykonania. Ten budżet ma swoje ważne zadania gospodarcze, polityczne i społeczne. Dlatego warto przyglądać się jego tworzeniu i ewolucji. Sprawa pierwsza: parlament. W klasycznej formule demokracji jednym z głównych zadań parlamentu jest właśnie zatwierdzanie budżetu i rozpatrywanie sprawozdania z jego wykonania. Ponieważ, przynajmniej w początkowej fazie, wspólny budżet ma być częścią wieloletnich ram finansowych UE, to Parlament Europejski będzie prawdopodobnie zatwierdzał jego projekt i udzielał absolutorium z jego realizacji. Ale czy można takie, sztuczne bądź co bądź z punktu widzenia podatnika strefy euro rozwiązanie uznać za trwałe?  Jaka będzie sprawcza rola krajów spoza Eurolandu w tworzeniu jego budżetu? Kolejne pytanie: na jakiej podstawie udzielane będzie absolutorium? Innymi słowy kto będzie zewnętrznym, niezależnym audytorem wykonania tego budżetu, prezentującym parlamentowi swoją opinię?  Europejski Trybunał Obrachunkowy? Jeżeli tak, to będzie on musiał przejść istotną modernizację wewnętrzną co najmniej powołując w swojej strukturze odrębną izbę dla realizacji tego celu.

Podstawowe jednak pytanie to to, jak wyodrębnienie budżetu krajów Euro wpłynie na sytuację w Europie. Niewątpliwie dotychczasowy Eurolandu zyska nowe, mocne polityczne znaczenie, wytworzy się jakiś nowy ośrodek polityczny, którego decyzje finansowe i gospodarcze przekładać się będą na politykę i stosunki społeczne w całej Unii. Nie wykluczone, że długofalowym efektem tego rozstrzygnięcia będzie przeniesienie centrum decyzyjnego poza Parlament Europejski i Radę. Parlament Europejski przekształcać się będzie w Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy Bis, a więc w strukturę o cechach dużego klubu dyskusyjnego. Euroland natomiast przyspieszy z reformami ekonomicznymi na swoim obszarze a pozostałe państwa, niczym w wirówce, przesuwane będą na coraz odleglejsze od tego centrum rejony, Europa dwóch prędkości stanie się faktem.

Przed nami wybory do Parlamentu Europejskiego. Zapowiedź realizacji projektu wspólnego budżetu strefy euro na porządku dziennym stawia w Polsce pytanie: co z naszym członkostwem w  tej strefie? Straciliśmy dużo czasu odwlekając decyzję w tej sprawie ad calendas grekas. Dalej odwlekać nie można. Póki co tylko Robert Biedroń ogłosił, że opowiada się za jak najszybszym przyjęciem Euro w Polsce. A pozostałe partie? Żadna ze startujących partii, a tym bardziej zapowiadana proeuropejska, antypisowska koalicja, nie ucieknie przed jasną, jednoznaczną, wiarygodną odpowiedzią na to pytanie. I im wcześniej się to stanie – tym lepiej.

SKOK: résumé na dzisiaj

Wczorajszą rozmowę red. Werner z Wojciechem Kwaśniakiem, byłym zastępcą przewodniczącego Komisji Nadzoru Finansowego przed kamerami tvn24 uznać trzeba za jedno z najważniejszych wydarzeń politycznych ostatniego okresu. Ponieważ jest ono publicznie dostępne, oraz jest przedmiotem licznych komentarzy, ograniczę się do wypunktowania głównych moim zdaniem tez związanych z aferą SKOK.

  1. SKOK-i są prywatnymi instytucjami finansowymi działającymi w formie spółdzielni i korzystającymi od 2013 r. z gwarancji wkładów swoich członków, wypłacanych ze środków publicznych, którymi dysponentem jest Bankowy Fundusz Gwarancyjny.
  2. Aferą SKOK Wołomin nie można przykryć ogólnopolskiej afery SKOK. Koszty przestępczej działalności SKOK Wołomin, pokryte przez BFG stanowią około 1/3 wszystkich środków publicznych (około 4,5 mld zł), jakie do tej pory wypłacone zostały członkom upadłych SKOK w ramach systemu gwarancji bankowych.
  3. Wyjaśnić należy społeczeństwu przyczyny upadku wielu Kas. Z wypowiedzi przewodniczącego Kwaśniaka wynika, że było nimi wycofywanie swoich udziałów w spółdzielniach przez ich udziałowców, prawdopodobnie wobec wiedzy o ich niewłaściwym funkcjonowaniu.
  4. Wyjaśnić należy społeczeństwu scenariusz biegu wypadków, gdyby Kasy nie zostały objęte gwarancjami BFG. Wyjaśnić należy skutki finansowe, ekonomiczne i polityczne. Nieobjęcie SKOK gwarancjami BFG doprowadziłoby do mega afery, która prawdopodobnie pogrzebałaby PiS.
  5. Wyjaśnić należy kto w strukturze SKOK, zwłaszcza w Krajowej Radzie i jaką miał wiedzę na temat rzeczywistych problemów poszczególnych kas. Czy Rada starała się te problemy rozwiązywać (jak?) czy też uczestniczyła w ich tuszowaniu.
  6. Wyjaśnić należy, czy celem ustawowego objęcia gwarancjami BFG udziałów ich członków w 2012 r. nie było w istocie stworzenie mechanizmu ratunkowego dla tych udziałów wobec powszechnej już wówczas wiedzy o poważnych problemach wielu SKOK. Wyjaśnić należy, czy w ten sposób nie doszło do świadomego przerzucenia na dysponenta środków publicznych skutków niewłaściwego zarządzania lub/i przestępczej działalności kas?
  7. Wyjaśnić należy rolę i znaczenie spółki SKOK Holding zarejestrowanej w Luksemburgu dla efektywności całego systemu finansowego SKOK.
  8. Skoro dwóch niezależnych rewidentów finansowych nie dostrzegło w dokumentacji SKOK Wołomin nieprawidłowości, dociec należy przyczyn i skali tego zjawiska. Jest on o niezwykle groźne dla całego systemu niezależnej rewizji finansowej w Polsce.
  9. Wyjaśnić należy rolę warszawskiej prokuratury w aferze SKOK Wołomin oraz sprawdzić reakcję prokuratury na ewentualne zawiadomienia o naruszaniu prawa przez inne SKOK.
  10. Jeżeli, jak się okazuje, zawiadomienie do prokuratury kierował Główny Inspektor Informacji Finansowej to znaczy, że nabrał on uzasadnionego podejrzenia wykorzystywania SKOK Wołomin do prób legalizacji środków finansowych pochodzących z nielegalnych źródeł. Wyjaśnienia wymaga stanowisko prokuratury w tej sprawie.
  11. Afera SKOK, chociaż dotyczy prywatnych podmiotów, negatywnie rzutuje na wiarygodność polskiego systemu finansowego i wielu instytucji państwowych odpowiedzialnych za bezpieczeństwo. Uwikłani są w nią politycy głównie PiS, ale jak wynika z relacji przew. Kwaśniaka również z innych opcji. Dlatego musi być wyjaśniona całościowo, a jedynym forum na którym można tego dokonać jest sejmowa komisja śledcza sejmu następnej kadencji. Zadanie takie winno więc stać jednym z głównych publicznych zobowiązań ubiegających się o mandaty posłów i senatorów w kampanii wyborczej do parlamentu w 2019 r.

Jako ciekawostkę i bonus dla wytrwałych czytelników zamieszczam diagram powiązań kapitałowych i osobowych spółki SKOK Holding za raportem opracowanym przez Komisję Nadzoru Finansowego

KNF_Lux-skok

Salto mortale

Afera SKOK wisi nad Polską od kilkunastu lat. Teraz zmierza do zakończenia, ale czy będzie to dobre zakończenie? Jej twarzą, symbolem stał się ostatnio I Zastępca Prokuratora Generalnego, Prokurator Krajowy Bogdan Święczkowski. Pan minister, prawa ręka ministra Ziobry, referując wczoraj przed telewizyjnymi kamerami sprawę zatrzymania przez szczecińską prokuraturę byłego kierownictwa KNF pod zarzutem niedopełnienia obowiązków służbowych w latach 2013 – 2014 czym „doprowadzili do szkody na ponad 1,5 miliarda złotych oraz na szkodę interesu prywatnego w kwocie ponad 58 milionów złotych” jak mantrę powtarzał zaklęcie” „i to jest prawdziwa afera KFN”. Tezę tą musiał powtarzać dla wzmocnienia siły wypowiedzi i po to, aby głęboko zapadła w pamięć słuchaczy.

Tym samym I Z-ca Prokuratora Generalnego wyjawił, może bezwiednie, że owo spektakularne i bardzo kontrowersyjne zatrzymanie ma za cel podstawowy przykrycie afery korupcyjnej pisowskiego przewodniczącego KNF Marka Ch. Wydaje się jednak, że PiS zdecydowało się na próbę ustrzelenia przy tej okazji dubletu, że jest jeszcze drugi cel propagandowej ofensywy Nowogrodzkiej. Prawdopodobnie mózgowcy PiS dostrzegli w postawieniu zarzutu 7 byłym pracownikom KNF, w tym jego przewodniczącemu i jego zastępcy zarzutów w sprawie SKOK okazję do „odspawania” PiS od afery SKOK. Oto właśnie wskazano winnych, nawet tych, którzy swoją dociekliwość w kwestii nieprawidłowości SKOK nieomal przypłacili życiem.

To nie ich założyciel, dziś przewodniczący senackiej komisji finansów i przewodniczący Rady Krajowej SKOK Grzegorz Bierecki, to nie główny ekonomista SKOK wiceprzewodniczący sejmowej komisji finansów publicznych, nie ś.p. Lech Kaczyński, który jako prezydent kierował do sejmu projekty ustaw mających SKOK zapewnić szczególne warunki działania, nie mecenas Jedeliński, autor tych projektów i przyjaciel Lecha Kaczyńskiego, nie wielu, wielu innych PiS-owskich polityków, którzy w Sejmie dzielnie bronili SKOK przed zewnętrznymi kontrolami, tylko właśnie aresztowani wczoraj pracownicy KNF winni są aferze . Tak to ma wyglądać w mediach, taką legendę ma kupować „suweren”. Legendę ma też wzmacniać fakt, że zatrzymania dokonały, na polecenie prokuratury, służby Centralnego Biura Antykorupcyjnego, chociaż formalnie zarzutów korupcyjnych ta prokuratura nie stawia. Zatrzymania dokonano również zaraz po tym, jak do opinii publicznej zaczęły przenikać zeznania oskarżonych w wołomińskiej aferze pracowników SKOK o tym, którym z imienia i nazwiska politykom PiS wręczali koperty z pieniędzmi.

Zasadności formułowanych zarzutów szkoda komentować, Może należy tylko przypomnieć, że bez względu na swoją absurdalność, dotyczą one kwoty 1,5 mld zł. Tymczasem za niegospodarność księstwa pana Biereckiego Bankowy Fundusz Gwarancyjny wypłacił jak dotąd ponad 4 mld zł. Ponieważ nie ma innych „beneficjentów” BFG uznać należy, że fundusz ten, tworzony przez wszystkie banki w Polsce, przekształcony został na Bankowy Fundusz Gwarancji dla SKOK.

Wołania o powołanie sejmowej komisji śledczej d.s. SKOK rozlegają się od dawna. Z niewiadomych powodów nie zdecydowała się na to PO, gdy była u władzy.  Ale powstanie takiej komisji jest zasadne jak żadnej innej. To w aferze SKOK splatają się w olbrzymi węzeł interesy polityczne i prawdopodobnie finansowe polityków rządzącej Polską partii. Nie dziś, to z pewnością jutro komisja taka powstać musi.

Tymczasem PiS postawiło wszystko na jedną kartę: postanowiło użyć wszystkich swoich aktywów dla wyzwolenia się spod ciężaru odpowiedzialności za wielomiliardowe straty powołanego przez swoich luminarzy przedsięwzięcia. PiS uciekło się do działań mogących świadczyć o swojej skrajnej desperacji i o strachu.

To istne salto mortale, które Jarosław Kaczyński wraz ze swoją partią usiłuje wykonać ponad gigantyczną aferą SKOK nie może się udać. Jeśli stanie się inaczej mrok zapadnie pomiędzy Bugiem a Odrą na długie lata.

Paranoja i Schizofrenia

Polska święci właśnie swój kolejny triumf międzynarodowy goszcząc w Katowicach światowy szczyt energetyczny COP24. Uroczyście otwierając obrady Prezydent RP ogłosił światu całemu, że „Polska, tak jak 100 lat temu, gotowa jest do wzięcia części swojej odpowiedzialności za międzynarodowe bezpieczeństwo, tym razem w obszarze polityki klimatycznej”. A. Duda poczuł się więc jak bohaterski żołnierz na froncie Bitwy Warszawskiej 1920 r przyrównując walkę o czyste powietrze z walką z Rosją radziecką. Co tam szeregowy żołnierz – wódz prawdziwy! Coś w tym jest, gdyż i dzisiaj liczyć możemy tylko na cud. Zwłaszcza, że dalej prezydent przekonywał zdumiony świat, że “użytkowanie węgla nie stoi tym samym w sprzeczności z ochroną klimatu” – wzbudzając powszechne zaskoczenie a i oburzenie ekologów.

Skąd ta miłość polskich rządów do węgla? Jej wyznawcy odwołują się do tradycji i do wymogów bezpieczeństwa energetycznego kraju. Tradycję najlepiej kultywować jest w skansenach i muzeach. Mam prawo twierdzić, że Śląsk byłby wdzięczny za uwolnienie go od zmory górnictwa. Uznajmy strój górniczy za rodzaj stroju regionalnego, pielęgnujmy tradycje, literaturę, piosenki, ale nie prowadźmy Polski w XXI wiek przy dźwiękach górniczej orkiestry.

Dla uczczenia obrad COP24 w Katowicach w ich przeddzień Minister Gospodarki ogłosił, że węgiel jeszcze przez dziesięciolecia będzie podstawą polskiej energetyki. Właśnie uruchomiono dwa nowe bloki energetyczne na nim bazujące. Co to oznacza? Oznacza to dalsze uzależnianie się energetyczne Polski od Rosji i Ukrainy. Polska skazana jest bowiem na import węgla, gdyż ten krajowy, znacznie zasiarczony, nie nadaje się do spalania w kotłach polskich elektrociepłowni. Trzeba go uszlachetniać dodając lepsze asortymenty, a te najbliższe i najtańsze są właśnie w Rosji i na Ukrainie, skąd pokrywamy 70% zapotrzebowania. Oczywiście możemy z tego importu zrezygnować na rzecz droższego np. z Kolumbii, tym bardziej że patriotyczny odbiorca z radością zapewne zaakceptuję kolejną informację o kolejnej podwyżce cen energii elektrycznej. Alternatywą mogły by być elektrownie opalane gazem, ale tu również ekonomia wskazuje na wschód. Mogą też być odnawialne źródła energii (głównie wiatr), ale, nie wiedzieć czemu, rząd ogłosił właśnie szlaban na lądowe elektrownie wiatrowe. Są takie podstawą strategii energetycznej Austrii czy Niemiec – w Polsce nie mogą. Musi być wągiel.

Swoją małą, lecz znamienną cegiełkę do uczczenia COP24 dołożył również Sejm odrzucając na tydzień przed katowickim szczytem projekt ustawy przewidujący istotne i skuteczne zaostrzenie kar za demontaż filtra cząstek stałych w samochodach z silnikiem diesla. W Unii Europejskiej jest to wprawdzie karane bardzo dotkliwie, ale nie będzie Unia nam narzucać jak mamy się karać!

A tymczasem rosną ceny energii elektrycznej. Właśnie Prezydent Rzeszowa zaniepokoił opinię publiczną informacją, że dostawca podniósł jej cenę dla miasta na 2019r. o ponad 60%. Rząd nie ukrywa, że ceny energii wzrosną, ale od razu uspokaja, że indywidualni odbiorcy tego nie odczują, gdyż tą podwyżkę rząd zrekompensuje dystrybutorom. Minister Tchórzewski w kabaretowy wręcz sposób ucieka od konkretnych odpowiedzi na pytania mediów w jaki sposób rząd chce to przeprowadzić, pogłębiając tym samym odczucie, że po prostu rząd robi z nas wariata. Po pierwsze, skoro ceny energii  dla odbiorców komercyjnych wzrosną w tak znacznym stopniu jak dla Rzeszowa, to jest oczywistą oczywistością, że za ten wzrost zapłacimy my wszyscy wyższymi cenami za produkcję, transport i usługi. Po drugie, skąd rząd weźmie na rekompensaty za wzrost cen energii dla odbiorców indywidualnych? Przy założeniu, że mamy w Polsce około 14 mln mieszkań, że w każdym przeciętne koszty energii elektrycznej to 200 zł miesięcznie, a wzrost cen będzie na poziomie 50%, szacunkowy wzrost wydatków budżetowych z tego tytułu to około 17 mld zł rocznie. Skąd? Czyim kosztem?

Rząd pogubił się w rozdawanych na prawo i lewo obietnicach i w wyliczeniach ich kosztów. Nic dziwnego więc, że ten stan chaosu prowokuje do zupełnie nieuzasadnionych i z gruntu nieprawdziwych spekulacji, że oto przychylność dla PiS niedawno jeszcze pozującej na niezależną stacji telewizyjnej ma jakiś związek z energetycznymi interesami jej właściciela. W końcu, skoro „przykrycie” jednego niefortunnego zdania przyszłego premiera kosztuje 50 mln, to pozyskanie całej stacji telewizyjnej musi mieć cenę odpowiednio większą – mówią zdezorientowani. Na szczęście to tylko czcze spekulacje, którym wiary dawać nie należy.

Nie zdziwiłbym się, gdyby wielu z uczestników COP24, poważnych polityków, fachowców, w prywatnych rozmowach kwitowało gospodarza krótko: paranoja i schizofrenia. Pozostaje tylko refleksja, że każdy szczyt kiedyś się kończy, a za nią ta, że po szczycie zwykle przychodzi dołek. Niestety.

Pokolenia

17. listopada b.r. Stowarzyszenie „Pokolenia” zorganizowało we Wrocławiu konferencję historyczną „Ruch Młodzieżowy w Niepodległej Polsce 198 – 2018, Kongres Jedności Młodzieży – Wrocław 1948”. Poniżej tekst mojego wystąpienia na tej konferencji.

Koleżanki i Koledzy

Wracam prosto z ze spotkania Stowarzyszenia „Ordynacka” w Warszawie, organizacji również pokoleniowej. Jadąc autobusem nakreśliłem parę słów, którymi ewentualnie mógłbym się podzielić. Potem – w świetle ciekawych referatów, których dzisiaj mogliśmy wysłuchać –  zrezygnowałem z wystąpienia, ale do czasu gdy mignął  mi przed oczami jeden z prezentowanych tutaj slajdów: tytuł w gazecie „Nie ma przyszłości bez historii”. I tej sprawie chciałbym troszkę czasu poświęcić .

Skoro mówimy o historii, skoro dokonujemy pewnego remanentu, proszę mi jeszcze pozwolić dodać do spisu organizacji, które były tutaj na slajdzie reprezentowane, ogólnopolską organizację młodzieżową, która powstała właśnie we Wrocławiu w 1990 roku na ul.Matejki – Socjaldemokratyczną Frakcję Młodych. Założyło ją kilka młodych osób, głównie studenci, choć nie tylko, które przylgnęły do tworzącej się SdRP. Organizacja bardzo szybko się rozrosła, stała się organizacją ogólnopolską i bardzo prężnie działała – dopóki SdRP istniała. Ale powstała w naturalny, oddolny sposób. To bardzo ważne.

Zanim przejdę do rzeczy to proszę mi pozwolić na mały wstęp. Każdy z nas latał odrzutowcem. Mam prawo tak założyć. To teraz przypomnijmy sobie jak lotnictwo się zaczynało. Czy pamiętacie takie filmiki, na których pokazywane były takie drewniane konstrukcje imitujące kaczki, niektóre nawet machały skrzydłami! Przez cały XIX wiek wariaci owładnięci ideą zbudowania latającej maszyny cięższej od powietrza konstruowali takie pokraczne urządzenia. Byli wyśmiewani, poniżani, lekceważeni gdyż śmieli poważyć się na prawa naturalne i boskie. A oni byli przekonani, że można taką maszynę skonstruować. Ilu z nich straciło zdrowie, życie, majątek? A teraz wsiadamy do samolotu i lecimy gdzie chcemy.

Dlaczego spotykamy się w tych naszych organizacjach pokoleniowych? Co sprawia, że organizujemy takie konferencje i inne mitingi? Czy tylko dlatego żeby powspominać jak to fajnie było gdy byliśmy młodzi? Na pewno dobrze, że tak robimy, bo tak trzeba, wspomnienia należy chronić – zwłaszcza te dobre. Ale czy nie jest też tak, że w tej „Ordynackiej”, w tych „Pokoleniach”, na naszych spotkaniach jest zawarty jakiś protest przeciwko temu, że usiłuje się nas obedrzeć z naszej godności, z naszego patriotyzmu, z naszych idei, z naszych ideałów, z naszych socjalistycznych ideałów. Czy my popełniliśmy jakieś zbrodnie poświęcając naszą młodość  staraniom materializowania odwiecznych, bo  ponad stuletnich marzeń polskich socjalistów? Czy jesteśmy dzisiaj tylko postrachem, czarnym ludem, głosem szatana, którym się dzieci straszy ? Jaka jest rola naszego pokolenia? Co mamy jeszcze do zrobienia? Czy tylko wspominać – czy może coś nowemu pokoleniu zaoferować. Na pewno nie wstyd. W żadnym razie. Możemy przeprosić, że nie wszystko się udało tak jak chcielibyśmy. Tak, służyliśmy ideom socjalizmu, realnego socjalizmu. Dlaczego realnego? Ano dlatego, że to nie był socjalizm utopijny, teoretyczny. To był socjalizm, który musiał stać twardo na ziemi, który na swoje barki wziął, podkreślę to 3 razy, po raz pierwszy w historii świata, próbę urzeczywistnienia tych ideałów w systemie państwowym. Oczywiście ze wszystkimi konsekwencjami tego: odpowiedzialnością za państwo, jego rozwój, za szeroko rozumiane bezpieczeństwo obywateli, ale również, niestety,  z demoralizacją jaką każdy system władzy ze sobą niesie. Nie mieliśmy żadnych wzorców z przeszłości. Polska Ludowa nie miała żadnych wzorców, nie było się do czego odwołać. A trzeba było za państwo odpowiadać. Przypomnę, jesteśmy wszak w okresie obchodów stulecia odzyskania przez Polskę niepodległości, że pierwszy rząd polski w 1918 roku to był socjalisty rząd Moraczewskiego. Pierwszy zasłużony dla idei socjalizmu, który między innymi wprowadził legalność związków zawodowych, legalność strajków, inspekcję robotniczą i zasiłki chorobowe. Zrobił to w ciągu zaledwie 10 tygodni, bo tyle tylko trwał. Dlaczego nie trwał dłużej? Dlatego, gdyż ogłosił swój socjalistyczny program gospodarczy. Popatrzmy na mapę – Rosja ogarnięta rewolucją, Niemcy ogarnięte rewolucją, w Polsce socjalistyczny rząd. Przecież nie po to państwa zwycięskie wspólnie z przegranymi Niemcami tworzyły państwo polskie, sprzyjały tworzeniu państwa polskiego, żeby teraz fundować sobie nad Wisłą taki pasztet. Tak, że ten rząd nie mógł się utrzymać, ale jaki z tego wniosek? Ano wniosek jest taki, że idee socjalistyczne można w miarę skutecznie realizować tylko w systemie państwowym. I te 45 lat Polski Ludowej to właśnie pierwsza w historii Polski próba wcielenia w życie tych idei, ze wszystkimi jej dobrodziejstwami i porażkami, z tym co było dobre i z tym co było złe. Ludwik Stomma niedawno pisał, że w obszarze społecznym PRL realizowała idee z lewicowego  katechizmu: powszechny dostęp do oświaty, alfabetyzację, uprzemysłowienie kraju, rozdział kościoła od państw, reformę rolną. Ja bym do tego kanonu dodał powszechną opiekę zdrowotną i niespotykany dotąd w Polsce rozwój kultury i nauki. Dla porównania tylko – symbolem gospodarki okresu przedwojennego był Centralny Ośrodek Przemysłowy. Tymczasem w Polsce Ludowej stworzono gospodarkę o potencjale  kilkunastu takich COP-ów.

Oczywiście Polska Ludowa nie zrodziła się z dnia na dzień, ale mogła powstać dlatego, że nie tylko sprzyjały jej powojenne uwarunkowania geopolityczne, ale również dlatego, że wcześniej istniały i działały pokolenia polskiej lewicy: socjalistów i komunistów.

Polska Ludowa nie była wolna od wad. Wiele o tym było i jest mowy, ale powtarzam jeszcze raz, bo o tym bardzo rzadko, właściwie wcale, się nie mówi – to była pierwsza w historii próba stworzenia państwa uwolnionego od dyktatu kapitału. Powracając do wstępu, Polska Ludowa  jako państwo – jak stwierdził to dziś jeden z kolegów – rozpadła się. Przypomina mi to utrwaloną na jednym z pierwszych w historii filmów próbę bardzo dziwnej konstrukcji latającej, która wzbiła się w powietrze przeleciała może z dwieście metrów na niskim pułapie po czym rozbiła się w drobny mak. Ale nie na darmo!

To ma szczególne znaczenie dzisiaj, gdy zachodzące we współczesnym świecie procesy coraz wyraźniej ukazują ograniczenia kapitalistycznego systemu neoliberalnego. Niedawno natknąłem się na informację, że czołowa grupa  1300 rodzin miliarderów na świecie, która zawiaduje gros ogólnoświatowego kapitału, jaki jest w rękach prywatnych, tylko w 2107 r. powiększyła swój majątek o 20%.  Rozwarstwienie społeczne na świecie postępuje więc w galopującym tempie. Nie pora dzisiaj głębiej wchodzić w te problemy, ale coraz częściej nie tylko ze strony lewicowych analityków, słychać głosy o potrzebie rewizji tych systemów, że ten system neoliberalny oparty na z jednej strony utrzymywaniu permanentnego stanu  nadprodukcji a z drugiej strony na mnożeniu potrzeb jest nie do utrzymania w dłuższej perspektywie czasowej. Jeżeli do tego dodamy jeszcze to, że właściwie jesteśmy na skraju, u kresu wytrzymałości środowiska naturalnego, to jest dla mnie oczywistą sprawą, że świat tego nie wytrzyma, że przyszłe rozwiązania, przyszłe modele społeczno-gospodarcze muszą być oparte o rozwiązania natury socjalistycznej. Po prostu to socjalizm jest przyszłością świata. Nie ten socjalizm, którego symbolem jest Polska Rzeczpospolita Ludowa, ale ten sięgający do swych humanistycznych korzeni, do tych ideałów, ale i czerpiący z  doświadczeń Polski Ludowej i innych krajów. Doświadczenia państw tak zwanego realnego socjalizmu będą bezcenne gdy przyjdzie na poważnie zmierzyć się z problemem wyczerpywania się środowiska naturalnego, z nabrzmiewającym rozwarstwieniem socjalnym i społecznym na świecie.

Dlaczego o tym mówię? Dlatego, że nie powinniśmy bać się być idealistami, nie powinniśmy się naszych idei wstydzić. Ja jestem bardzo rad z tego, że moją młodość, dojrzałość i obecny byt wiążę ze szlachetnymi ideami socjalizmu. Kiedyś popularne było takie sarkastyczne nieco  powiedzenie, że kto za młodu nie był socjalistą, to na starość będzie świnią. Ja, w związku z tym co wcześniej powiedziałem, parafrazuję to powiedzenie, że kto na starość nie będzie socjalistą ten umrze głupcem. Jeszcze raz powtarzam – nie mówię tutaj o „powtórce z rozrywki”, nie mówię tutaj o kopiowaniu, naśladowaniu Polski Ludowej. Mówię o twórczym rozwinięciu idei socjalizmu, o neosocjalizmie XXI wieku.

Co my możemy przekazać kolejnym pokoleniom? Otóż my możemy im przekazać coś bardzo ważnego, a mianowicie naszą ideowość, wiarę w to, że służenie idei ma sens. Dzisiaj bardzo wiele się mówi o pragmatycznie politycznym. Otóż stawiam tezę, że pragmatyzm polityczny, który nie służy idei jest patologią. Pragmatyzm polityczny ma znaczenie tylko wtedy, mówię o partiach politycznych, kiedy służy określonej idei. Na spotkaniu Ordynackiej Włodek Czarzasty podsumowując wybory mówił między innymi o sprawie związanej poniekąd z tematem dzisiejszej konferencji – o konieczności dotarcia lewicy do młodzieży. To powtarza się jak mantrę na wielu spotkaniach. Ale jak dotrzeć? Otóż do młodzieży można dotrzeć tylko poprzez ideały, przez śmiałe wizje. Z pewnością nie poprzez stołki w radach nadzorczych czy jakieś inne ciepłe posady gdyż ta młodzież, która szuka tego typu atrakcji – znajdzie sobie lepszych mecenasów. Nie wstydźmy się więc naszych ideałów i nie wstydźmy się idei socjalistycznych. Jest jednak jeden problem. Otóż w drugiej połowie XX wieku europejskie ruchy socjalistyczne i socjaldemokratyczne zostały spacyfikowane przez kapitalizm, przez  neoliberalizm. Sprowadzone one zostały do roli partii, którym przydzielono zadanie  „socjalizowania” rozwiązań neoliberalnych, posypywania ich różowym pudrem. Stąd dzisiaj powszechny kryzys tradycyjnych partii socjalistycznych i socjaldemokratycznych w Europie. Nie wiem czy przyszłe partie lewicowe również założą ten czerwony fartuszek służącej, mam nadzieję że nie, ale to też zależy od tego jakie idee my przekażemy i jakie idee zrodzą się w życiu politycznym, w nowych organizacjach. Tylko w ten sposób, kreując wizje przyszłości, formułując nowe idee, można dotrzeć do młodzieży i liczyć na to, że ona, że jej część, znowu zaangażuje się społecznie po stronie lewicy. To jest oczywiście przyszłość w dalszym nieco horyzoncie czasowym.

A teraz parę słów o tym horyzoncie bliższym, ponieważ wczorajsze spotkanie „Ordynackiej” było bardzo ciekawe również dlatego, że występował na nim Włodzimierz Cimoszewicz prezentując swoją koncepcję wyborów, organizowania się do wyborów do Parlamentu Europejskiego. Tak tylko dla przypomnienia powiem, że dla prawicy polskiej nie tylko tej skrajnej, obecna Unia Europejska to twór wręcz lewacki. Cimoszewicz proponuje otóż, żeby do tych wyborów powołać ponadpartyjny blok o roboczej nazwie Europa, który będzie skupiał wszystkich Polaków, którzy są za Europą zintegrowaną, mocną, a którzy nie są eurosceptykami. Przyszedł Olek Kwaśniewski i właściwie głosił to samo. Ładnie się to złożyło. Mówię o tym dlatego, że kampania na rzecz wspólnego pro-europejskiego bloku wyborczego będzie się rozwijać i my jako „Pokolenie” będziemy musieli też zająć jakieś stanowisko, kierować się jakąś w tej materii  ideą. Apelem o to, byśmy w swoich środowiskach zrobili wszystko, aby ta idea się w maju przyszłego roku zmaterializowała, chciałbym moje wystąpienie zakończyć.

Odpowiem tylko jeszcze na dramatyczne pytanie zadane przez jednego z dyskutantów: co będzie po nas? Jaka będzie przyszłość? Oczywistym jest dla mnie, że ludzkość, jeśli chce przetrwać, to skazana jest na socjalizm w takiej lub innej formie. I ta maszyna cięższa od powietrza, dla wielu przecząca swym istnieniem prawom naturalnym i boskim, ale bardzo bezpieczna i sprawna, wzbije się kiedyś w powietrze i zazna swobodnego lotu. A że nam w tej historii przypadnie rola zapomnianych być może jej pionierów? To bardzo dobra, potrzebna rola – najlepsza jaką było nam dane zagrać.

Dziękuję bardzo za uwagę.